sobota, 15 lipca 2023

„Zapisane w sercu” Agaty Sawickiej, opowieść o korzeniach, tęsknocie, przyjaźni i miłości w czasach zagłady oraz o PAMIĘCI. RECENZJA PATRONACKA OGRODU KWITNĄCYCH MYŚLI

 

Ratując jednego człowieka, ratuje się całe pokolenia.

 

Mam zawsze bardzo emocjonalny stosunek do moich patronatów i wkładam w ich promocję całe serce, ale od razu na wstępie muszę przyznać, że już dawno żadna powieść nie poruszyła mnie tak bardzo jak „Zapisane w sercu” Agaty Sawickiej. Autorka idealnie trafiła w moją wrażliwość, ale jestem przekonana, że tak samo zdobędzie serce każdego, kto sięgnie po jej najnowszą książkę wydaną przez Wydawnictwo Dragon.

 

Ta opowieść miała się ukazać w ubiegłym roku, ale ze względu na wybuch wojny w Ukrainie jej premiera została przesunięta. Patrząc na to z perspektywy czasu myślę, że dobrze się stało, że ukazała się akurat teraz, w 80. rocznicę rzezi wołyńskiej. I nie chodzi wyłącznie o przypomnienie czy uczczenie ofiar tej swoistej apokalipsy, ale o coś dużo głębszego, ale o tym napiszę dokładniej w dalszej części tej recenzji. Zależało mi bardzo, żeby napisać ją gdy będę miała wypoczęty umysł, stąd opóźnienie w stosunku do daty premiery. Wierzę jednak, że wielu z Was przeczyta moją recenzję i zwróci uwagę na „Zapisane w sercu”.

 

Powieść zaczyna się wręcz sielankowo, bo Autorka, która już w prologu wyjaśnia, że jej rodzina pochodziła z Wołynia i w związku z tym ma do tych terenów bardzo emocjonalny stosunek, chce nam pokazać przedwojenne piękno ziemi wołyńskiej. I choć fabuła toczy się na dwóch planach czasowych, współcześnie oraz w latach Drugiej Wojny Światowej, to właśnie ta część opowiadająca o wydarzeniach z przeszłości stanowi około osiemdziesiąt procent treści natomiast wydarzenia współczesne spinają całą opowieść klamrą nadając jej jeszcze głębszy sens. W części współczesnej młoda bohaterka, Ela, wyrusza w podróż w okolice Łucka, w rodzinne strony jej dziadków, w poszukiwaniu korzeni. W tę podróż zabiera ze sobą znaleziony po śmierci ukochanego dziadka dziennik jego siostry, Heleny, której nigdy nie dane jej było poznać. I to właśnie opowieść o losach Heleny, jej rodziny i przyjaciół pozwala czytelnikowi przenieść się na Wołyń z czasów wojennych. Ale na samym początku Autorka pozwala nam rozsmakować się w pięknie oraz wielokulturowości ziemi wołyńskiej opisując sierpniowe wesele Kajetana, brata Heleny, a dziadka Eli. Dane jest nam poznać trzy przyjaciółki, których losy splącze i dramatycznie skomplikuje wojna. Jednak tego sierpniowego dnia 1939 roku cieszą się jeszcze ostatnimi chwilami beztroski i młodości nieświadome czarnych chmur, które już zebrały się nad życiem każdej z nich…

 

Helena po  raz kolejny w  ciągu ostatniego czasu pomyślała, że  pomimo wielu różnic tworzą  zgraną grupę. Ona  – Helena Siedlecka, Polka i  katoliczka,  Wira Wasyłuk  – prawosławna Ukrainka i  Chajka Bromsztejn  – Żydówka. Wszystkie trzy od  dzieciństwa  mieszkały w  Usiczach. Helena w  domu naprzeciwko jeziorka, Wira  w drugiej części  Usicz, niedaleko cerkwi, a  Chajka na  skraju wsi, tuż obok miejscowości Bujany, przez którą biegła droga do Torczyna.

 

Te trzy młodziutkie dziewczyny przysięgają sobie wierną przyjaźń nieświadome na jak trudne próby już za moment zostaną wystawione. Wielokulturowy Wołyń stopniowo zmienia się w tygiel, w którym kotłują się coraz gorsze emocje, sprzeczne oczekiwania, otwierają różne niezabliźnione rany, pojawia ekstremalny nacjonalizm ukraiński, aż wreszcie wszystko to zaczyna wrzeć i rozlewać się po całej tej sielskiej krainie. Agata Sawicka pokazuje wojenną rzeczywistość tamtych czasów, która ze względu na złożoną historię tych ziem i ich położenie była szczególnie skomplikowana. Najpierw zaczyna się prześladowanie Żydów, ale stopniowo słychać coraz częściej o grupach nacjonalistów ukraińskich atakujących na początku pojedynczych Polaków, potem napotkane przypadkowo grupki, a w końcu całe wioski. Nie będę Wam streszczać fabuły, bo zapoznacie się z nią sami sięgając po „Zapisane w sercu”, ale Autorka bardzo wiernie oddaje nakręcającą się spiralę podejrzeń, lęków, nienawiści. Każda z młodych bohaterek powieści staje przed dylematami przed jakimi nie musiałaby nigdy stanąć w czasach pokoju. Teraz zachowanie się zgodnie ze swoim sumieniem, wierność w przyjaźni czy miłości mogą kosztować czyjeś życie. Ludzie, którzy żyli obok siebie od pokoleń, których rodziny się przyjaźniły, a dzieci pobierały nagle stają się wrogami. Myślę, że Agacie Sawickiej udało się bardzo dobrze oddać emocje tamtych ludzi, którzy wobec skali okrucieństwa dotychczasowych sąsiadów i przyjaciół niejednokrotnie nie potrafili się odnaleźć. Pokazuje cała skalę zachowań Polaków oraz Ukraińców, ale także i to jak nakręca się spirala nienawiści, jak jedno wydarzenie pociąga za sobą następne, a to jeszcze kolejne, aż w pewnym momencie emocje wymykają się spod kontroli i nawet ludzie dotąd dobrzy stają się zdolni do największej podłości i okrucieństwa. I choć Autorka nie epatuje obrazami przemocy, co w przypadku opowieści o tamtych czasach i tamtym miejscu jest bardzo trudne, to i tak w czytelniku z każdą stroną narasta groza pozwalająca zrozumieć co mogli czuć bohaterowie tamtych tragicznych wydarzeń.

 

Prawdopodobnie z mojego powyższego opisu moglibyście wyciągnąć pochopny wniosek, że „Zapisane w sercu” to powieść tragiczna, trudna, obezwładniająca smutkiem. I tutaj dochodzimy do sedna i wracamy do początku mojej recenzji, w której wspomniałam Wam, że dobrze się stało, że premiera tej książki została przesunięta na lipiec tego roku. Sprawa Wołynia nadal pozostaje niezabliźnioną raną w stosunkach polsko – ukraińskich. I uważam, że pozostanie nią tak długo jak długo prawda nie zostanie wypowiedziana, a pamięć ofiar uczczona poprzez odnalezienie ich grobów, ekshumację i godny pochówek. A powieść Agaty Sawickiej pięknie wpisuje się w ten szczególny moment naszej historii, bo pokazuje bardzo trudną, ale bardzo ważną prawdę o tym, że powiedzenie prawdy oraz oddanie czci ofiarom nie tylko w żaden sposób nie umniejsza ani nie oddala przebaczenia, ale jest warunkiem koniecznym do tego, żeby to przebaczenie miało moc oczyszczenia i zabliźniania ran. Ran wielopokoleniowych, co pokazały dramatyczne wydarzenia ostatniego roku. Znam wiele historii potomków osób z tamtych stron, które konieczność pomocy wojennym uchodźcom z Ukrainy zmusiła do stawienia czoła swoim przerażającym traumom i do wybaczenia lub co najmniej próby wybaczenia. Agata Sawicka w swojej powieści pokazuje właśnie moc prawdy i wybaczenia, a także moc przebaczającej miłości. I właśnie dlatego jej powieść od początku do końca, pomimo tak trudnej tematyki, jest przesiąknięta dobrem, które zawsze ma moc zwyciężać zło. Nie naiwnością, niezrozumieniem dramatu tamtych czasów, ale właśnie DOBREM. Po przeczytaniu ostatniej strony czytelnik, mimo że wstrząśnięty opisaną historią, ma przekonanie o własnej sprawczości bez względu na okoliczności. O tym, że można dobrze wybierać nawet w sytuacji zewnętrznej, która pozornie nie pozostawia żadnego wyboru. Bo nasze wybory moralne, nawet te, które pozornie kończą się klęską, mogą okazać się zwycięstwem za parę pokoleń. I tą nadzieją „Zapisane w sercu” jest dosłownie nasączone, i dlatego czuję się zaszczycona mogąc patronować tej powieści, a Was z serca zachęcam do lektury. Na koniec zaś chcę się podzielić cytatem, który wiernie oddaje ducha książki:

 

Jest coś, czego nikt nigdy nie może ci  zabrać. To  twoje serce wraz ze wszystkimi uczuciami, marzeniami i myślami. Nawet jeśli wokół szaleje wojna, w  twoim sercu może panować pokój; gdy wszyscy nienawidzą, ty możesz kochać. Twoje serce jest wolne i  niezależne, dopóki sama nie wpuścisz do niego wojny.

 

Koniecznie sięgnijcie po „Zapisane w sercu”!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„Herbaciane róże” - Wzruszająca opowieść o tym, że choć prawda wyzwala zrywając bez znieczulenia opatrunki pozorów i kłamstw to przecież nawet stare, jątrzące się latami, zaniedbane rany da się uleczyć balsamem przebaczenia i miłości.

  Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność czło...