piątek, 20 października 2023

„Białe święta, zimny trup”, czyli o zderzeniu tradycyjnej wizji świąt z apokaliptycznymi wizjami preppersa, ciężkiej doli wilkołaków i wyższości zautomatyzowanych pieluch nad tradycyjnymi ;) – RECENZJA!

 


Iwony Banach nikomu przedstawiać nie trzeba, ponieważ swoimi książkami zdobyła sobie już wierne grono czytelników, którzy na kolejne komedie kryminalne jej autorstwa czekają niczym Emilia Gałązka na koniec świata ;) ! No właśnie, Emilii Gałązki fanom powieści Iwony Banach też nie trzeba przedstawiać. Zwłaszcza fanom fantastycznej „Serii z trupem”, której kolejne części ukazują się w Wydawnictwie Dragon. Nie zdziwi Was zatem informacja, że jako czytelniczka nałogowo uzależniona od komedii kryminalnych tej lubianej Autorki najnowszy tom, zatytułowany „Białe święta, zimny trup” przyjęłam z prawdziwym entuzjazmem. Mnie ta seria po prostu odmładza psychicznie, ponieważ lektura niezmiennie wywołuje u mnie tyle spontanicznych ataków śmiechu, że czuję się po niej niczym po powrocie z najlepszego SPA dla zmęczonej problemami głowy. A jak było tym razem?

 

Emilia Gałązka szykuje Święta Bożego Narodzenia! I to nie byle jakie święta, bo w rodzinie pojawił się ktoś nowy, dla kogo będą one pierwsze, a zatem z definicji powinny też być niezapomniane! Niestety, święta w interpretacji ortodoksyjnej prepperki mogą się okazać śmiertelnie niebezpieczne dla owej nowej osóbki, która na razie jest raczkującym maluchem. Już sama tylko zwykła codzienność w domu Emilii może być wyzwaniem, bo jednak nie każde dziecko ma okazję raczkować pomiędzy granatami ręcznymi a tasakami ;) . Jednak metalowa choinka zespawana z różnych ostrych elementów, w tym gwoździ i łańcuchów rowerowych, i zakończona bagnetem dziadka w miejsce tradycyjnego szpica, do tego mocowana u powały, przekracza granice pojmowania nawet u skądinąd wyrozumiałej siostrzenicy Magdy. Kierowana instynktem samozachowawczym i macierzyńskim postanawia ewakuować siebie, dziecko, Mikołaja i resztę rodziny do domu wynajmowanego przez Pawła i Simonę w niejakim Słodzinku. Dom jest obszerny, Słodzinek to bajeczna wioseczka, będzie można tam przeżyć tradycyjne, może nawet cudownie nudne święta, bez ryzyka odcięcia co wrażliwszych części ciała w zetknięciu z postapokaliptyczną choinką Emilii lub zatrucia jej barszczykiem świątecznym z grzybków halucynogennych.

 

Tymczasem Paweł, histeryk i hipochondryk o wielkich ambicjach, którego czytelnicy znają z poprzednich tomów serii, szuka tematu na sensacyjny artykuł. W trakcie tychże poszukiwań natrafia przypadkowo na stary aparat fotograficzny z niewywołaną kliszą i postanawia wykorzystać go do wykreowania chodliwej historii. Jeszcze nie wie, że Słodzinek słodycz ma tylko w nazwie, a w rzeczywistości stanie się miejscem wielu krwawych i niewyjaśnionych wydarzeń. Na razie mieszkańcy siedzą cicho i nikt się nie wyrywa z rewelacjami o lokalnym wilkołaku Rafaelu ani innych atrakcjach ;) . W pewnych sprawach marketing szeptany sprawdza się o wiele lepiej niż szeroko zakrojone kampanie. Niestety, Paweł szukający sensacyjnego tematu niechcący następuje na odcisk lokalnej społeczności i wywołuje tym samym ciąg wydarzeń, których już nikt nie będzie umiał zatrzymać. I nagle może się okazać, że święta w domu Emilii pod metalową choinką i w otoczeniu granatów ręcznych wcale nie są tym, co może spotkać najgorszego Magdę, Mikołaja i wszystkich bohaterów. Zwłaszcza gdy lokalne legendy, obficie podlewane bimbrem w jedynej knajpie w Słodzinku, wydadzą owoce niczym te po eksplozji w Czarnobylu!

 

Już po raz kolejny czytając komedię Iwony Banach płakałam regularnie ze śmiechu i nie mogłam się uspokoić. Trudno byłoby chociaż wspomnieć wszystkie humorystyczne elementy, ale w moim rankingu najśmieszniejszych scen dziesięciolecia na bardzo wysokim miejscu znajdzie się z pewnością scena zmieniania pieluchy Mai przez Pawła ;) . Płakałam ze śmiechu i bolała mnie przepona, ale jakaż to była znakomita rehabilitacja dla zmęczonej głowy! Podobnie wysoko w rankingu znajdzie się scena przekupstwa sąsiada naleweczką Emilii oraz skutki spożycia tej ostatniej. To jest gotowy materiał na morderczo śmieszny film ;) ! Iwona Banach potrafi w mistrzowski wręcz sposób pokazywać ludzkie przywary, słabostki, wady w krzywym zwierciadle tym samym je rozbrajając z tego, co złe, paskudne, przygnębiające i obnażając skrywaną za nimi nierzadko głupotę. Niezmiennie twierdzę, że pod wierzchnią warstwą komediowej fabuły kryje się mnóstwo celnych obserwacji ludzkiej natury oraz wielu współczesnych zjawisk. Ale są one pokazane w taki sposób, że czytanie tych komedii przypomina pozbywanie się jadu po ukąszeniu. Problem obśmiany często się kurczy i przestaje być taki straszny, jaki się wydawał. Iwona Banach funduje nam terapię odtrucia śmiechem i osiągnęła w tym poziom master!

 

A na koniec jeszcze jedna uwaga: wiele brawa dla Wydawnictwa Dragon za konsekwentnie utrzymywaną estetykę okładek „Serii z trupem”. Są kolorowe, oryginalne, zabawne i nie tylko przyciągają uwagę, co zapewne było celem podstawowym. One prowokują do dobrej zabawy – nie macie pojęcia ile mam frajdy za każdym razem gdy mogę zrobić baner na blogu do kolejnych tomów serii! Polecam Wam gorąco komedię „Białe święta, zimny trup”, bo to znakomita odtrutka na jakże trudną teraźniejszość!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„Herbaciane róże” - Wzruszająca opowieść o tym, że choć prawda wyzwala zrywając bez znieczulenia opatrunki pozorów i kłamstw to przecież nawet stare, jątrzące się latami, zaniedbane rany da się uleczyć balsamem przebaczenia i miłości.

  Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność czło...