sobota, 2 listopada 2019

"Dwa światła" - czy piękno może być antidotum na zło?



„- Wiosna – mruknął niechętnie.
Często słyszał, jak inni wibrującym tłumioną radością głosem od końca lutego co chwilę wymawiali to słowo. On jednak nie lubił już tej pory roku. Od kilkunastu lat wydawała mu się inna niż wcześniej. Nie była wiosną z tamtego lepszego świata, gdy piękno było pięknem, a marzenia miały szansę się spełnić. Po ostatniej takiej wiośnie przyszła wojna, straszliwsza od którejkolwiek z minionych, i starła w proch wszystko: ukochane miasto, ludzi, drzewa, ptaki, a wraz z nimi jakby przygasiła słońce, zmatowiła barwy, odebrała głębię smakom i intensywność zapachom. Nic nie było już tak jak dawniej, wiosna także”. ( str. 15 )

„Dwa światła”, czyli najnowsza książka Marii Paszyńskiej, oparta jest w pewnej mierze na historii światowej sławy żydowskiego wirtuoza, Andrzeja Roberta Krauthammera Czajkowskiego, który jako dziecko został wyprowadzony z getta i ocalony dzięki pomocy rodziny Walterów, u których się ukrywał. Jednak, jak przyznaje sama Autorka, historia genialnego muzyka stała się tylko inspiracją do napisania książki, która nie jest beletryzowaną biografią, a raczej wariacją na temat życia tego wybitnego, tragicznie doświadczonego przez wojnę artysty. To dlatego w opowieści snutej przez Marię Paszyńską wybawcy Roberta noszą fikcyjne nazwisko Sokołowscy.

Profesor Edward Sokołowski i jego żona Wanda są sąsiadami Celiny Sandler, zamożnej Żydówki, właścicielki szkoły kosmetycznej oraz małej fabryki luksusowych kremów pielęgnacyjnych. Profesor uczy gry na pianinie jej dzieci, a córka Celiny, Felicja, jest jego ulubienicą. Przeżywa duże rozczarowanie gdy porzuca ona muzykę dla innych planów, ale niezmiennie, przez lata, darzy ją ogromną sympatią. Gdy zatem w pewną grudniową noc, w żydowskie Święto Chanuka, Święto Świateł, jego ulubiona wychowanka rodzi syna, Roberta, wzruszony profesor odczytuje jego narodziny jako dobry znak. Małego Roberta, którego imię pochodzi od słów sława oraz jasny, bystry, i które tłumaczy się jako „ten, który jest sławny” albo „ten, który oświeca noce” uznaje za cud chanukowy, za narodziny światła. Tak pięknie, w Święto  Świateł, na pograniczu dwóch światów, żydowskiego i polskiego, zaczyna się historia małego chłopca o imieniu oznaczającym jasność i światło, któremu przyjdzie doświadczyć najgorszego mroku dwudziestego wieku, wojny i Holocaustu.

Nie po raz pierwszy Maria Paszyńska pisze o czasach Drugiej Wojny Światowej. Wystarczy wspomnieć, również oparte na faktach, jej poprzednie powieści – poruszającą „Willę pod Zwariowaną Gwiazdą” oraz „Instytut piękności”. Mam jednak wrażenie, że „Dwa światła” to nie tylko opowieść o losach konkretnych ludzi doświadczających okrucieństw wojny, ale również metaforyczna przypowieść o walce Dobra ze Złem, Światła z Mrokiem, Piękna z Brzydotą. O roli szeroko pojętego piękna w walce o życie oraz w procesie duchowej rekonwalescencji po Zagładzie. Mały Robert, cud chanukowy, nie zdąży nacieszyć się szczęśliwym dzieciństwem. Wybucha wojna, a jego cała rodzina, jak tysiące innych Żydów, zostaje przeniesiona go getta. Wychuchany i wychowany w cieplarnianych warunkach przez kochające matkę i babkę chłopczyk trafia do świata, w którym nie ma miejsca na światło i piękno. Doświadcza niepojętego zła. Profesorostwo Sokołowscy pewnego dnia dowiadują się o tym, gdzie szukać ich dawnych sąsiadów i pomagają im w wydostaniu się z getta. Decyzje, które wtedy podejmą poszczególni członkowie rodziny Roberta naznaczą go na całe życie. Zostawiany na całe dnie w mieszkaniu z profesorem Sokołowskim mały chłopiec odkrywa świat muzyki. Wbrew szaleństwu toczącej się wojny, dojrzały mężczyzna i kilkuletni chłopiec szukają ocalenia w dźwiękach…

„Po raz ostatni rozejrzał się po niewielkim pokoju, w którym grał i nauczał muzyki, próbując rozświetlić nieco okupacyjne ciemności. Jego myśli natychmiast poszybowały ku chłopcu, którego kazano mu nazywać Andrzejem, choć jego matka wybrała dla niego imię Robert. Niemal widział go pochylonego nad klawiaturą milczącego instrumentu, w skupieniu wpatrującego się w klawisze, gdy Edward objaśniał budowę poszczególnych form muzycznych. Gdy mówiąc o rozszerzaniu, skracaniu czy powtarzaniu okresów, spoglądał czasem na chłopca, ten bardziej niż pilnego ucznia przypominał mu zaklinacza węży usiłującego zmusić do posłuszeństwa kobrę, z ilustracji z książki z baśniami Wschodu, którą niegdyś czytał swoim córkom. Zdawało mu się, że pomiędzy chłopcem a instrumentem wytwarza się jakaś niezwykła więź. Wiedział oczywiście, że jest to niemożliwe, lecz miał też świadomość, że w życiu i w muzyce zdarza się czasem coś, co wykracza poza granice ludzkiego poznania. Niektórzy nazywają te zjawiska cudami, inni osobliwościami. On wolał ich nie definiować, nie podejmować próby ubrania w słowa czegoś, czego nie sposób było ogarnąć umysłem”. ( str. 298 )

Wiecie, że nie mam zwyczaju zdradzać w swoich recenzjach treści przeczytanych książek. Jej odkrywanie pozostawiam Wam. Zachęcam Was zatem do sięgnięcia po niezwykłą opowieść Marii Paszyńskiej. To bardzo głęboka książka, kryjąca w sobie dużo więcej niż zewnętrzną warstwę opowieści. A już sama ta warstwa wystarczyłaby, żeby zachęcić do czytania, ze względu na świetnie nakreślonych bohaterów oraz na poruszający obraz wojennej rzeczywistości. Autorka w sposób wzruszający przedstawiła miłość Wandy i Edwarda Sokołowskich a także niezwykłą więź między profesorem a Robertem. Pięknie opisała żydowskie zwyczaje oraz niektóre potrawy kuchni żydowskiej. Poza tym naszpikowała swoją opowieść, niczym dobre ciasto bakaliami, różnymi ciekawostkami z przedwojennego świata ( mnie rozbawiły szczególnie anegdotki o Ćwierczakiewiczowej ;) ). Odmalowała również starcie dwóch światów, stopniowe zagarnianie przestrzeni przez zwolenników Hitlera oraz reakcje środowiska artystycznego. Jednak dla mnie jednym z głównych bohaterów tej powieści jest również muzyka. To właśnie świat dźwięków staje się baśniową krainą, do której profesor i mały Robert uciekają przed bezwzględnością wojennej rzeczywistości. Czy jednak muzyka może ocalić duszę? Czy w świecie, w którym na wagę złota jest kromka suchego chleba pozostało jeszcze miejsce na piękno? Przy okazji taka mała dygresja – podziwiam przygotowanie Autorki do tematu, bo widać, że zgłębiła meandry świata muzyki. Po przeczytaniu książki z pewnością poszukam dostępnych nagrań koncertów Czajkowskiego. Będę w nich szukać magii, którą znajdowali w muzyce obaj bohaterowie książki…

Na koniec słówko o szacie graficznej „Dwóch świateł” – Wydawnictwo Pascal znowu spisało się na medal dobierając piękną, w pewien sposób oszczędną w wymowie, ale trafioną w punkt okładkę. Mnie akurat ta okładka podoba się chyba najbardziej ze wszystkich trzech wybranych dla powieści Marii Paszyńskiej z okresu Drugiej Wojny Światowej, choć poprzednie też były piękne. Proszę, sięgnijcie po tę opowieść. To jedna z tych książek, które naprawdę zapadają głęboko w serce, uczą otwartości na to, co inne, może nieznane, rozbudzają apetyt na muzykę, na piękno. Warto!!!

„Herbaciane róże” - Wzruszająca opowieść o tym, że choć prawda wyzwala zrywając bez znieczulenia opatrunki pozorów i kłamstw to przecież nawet stare, jątrzące się latami, zaniedbane rany da się uleczyć balsamem przebaczenia i miłości.

  Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność czło...