środa, 26 grudnia 2018

"Mów szeptem", czyli emocjonalna petarda! RECENZJA PRZEDPREMIEROWA!


„Chłopak, który słyszy kolory.
Dziewczyna, która nosi w sobie całą tęczę.
Samotność, od której będą chcieli uciec”.

Czy taka, niemal poetycka zapowiedź, nie wzbudziłaby Waszego zainteresowania? Moje wzbudziła, i to do tego stopnia, że nabrałam ochoty na przeczytanie i zrecenzowanie książki, której ona dotyczy. Nie bez znaczenia był też fakt, że chodzi o powieść cenionej przeze mnie Autorki, na której się dotąd nie zawiodłam. Trudno więc byłoby powiedzieć, że decydowałam się całkiem w ciemno;). Ale przyznam, że moja decyzja nie była typowa, bo chodzi o książkę zakwalifikowaną jako literatura dla młodzieży. Zaufałam jednak nazwisku Autorki. Po tym przydługim wstępie czas na wyjaśnienie – chodzi, oczywiście, o „Mów szeptem” Agnieszki Olejnik, która ukaże się 30 stycznia 2019 roku w Wydawnictwie Kobiecym. Egzemplarz przedpremierowy dotarł do mnie tuż przed świętami i nie będę ukrywać, że mimo czasu, który nie sprzyja czytaniu, nie dałam rady się oprzeć i dorwałam się do książki tego samego dnia, gdy ją dostałam.

Bardzo się cieszę, że ta historia została napisana właśnie przez Agnieszkę Olejnik. Dzięki temu nie ma w niej grama przesłodzenia, które bywa częstym grzechem autorów piszących dla młodzieży. Zdarzyło mi się kilka razy polec przy lekturze powieści tego typu, stąd moja początkowa ostrożność i nieufność. „Mów szeptem” zaczyna się jak wiele klasycznych opowieści tego typu – w Stawach, małym prowincjonalnym miasteczku, a potem w szkole pojawia się nowa dziewczyna, Magda. „Zupełnie jakby w stado szaroburych wróbli wleciał nagle koliber albo egzotyczna, cudnie upierzona papuga”. ( str. 5 ) Tyle tylko, że ten pięknie upierzony koliber za nic ma ludzkie opinie i nie stroszy piórek dla innych. Szybko okazuje się, że śliczna, oryginalnie ubrana dziewczyna jest outsiderką i ani myśli próbować przypodobać się szkolnym grupkom wzajemnej adoracji. Trzyma się na dystans, chodzi swoimi drogami, jak dziki kot. Po chwili początkowo wzbudzonej sensacji wrasta w małomiasteczkowe środowisko, niczym barwny element, do którego wszyscy się stopniowo przyzwyczaili. Jest jednak jedna osoba, która wykazuje dużo większą determinację w dążeniu do poznania i zrozumienia tajemniczej dziewczyny. To Witek Malczyk, a raczej Wit, przez szkolnych kolegów zwany pogardliwie „Przypałem”. Nadprzeciętnie uzdolniony i inteligentny, ale mający problemy z przystosowaniem się do ogólnie pojętych norm zachowań i dopasowaniem się do społecznych kodów. Po wypadku, w którym zginęli jego rodzice, wychowywany przez babcię daleką od ideału prawdziwej babci, będącą jednak mniejszym złem w porównaniu z życiem w domu dziecka. Wit zaczyna potajemnie obserwować Magdę i pewnego dnia, pod wpływem impulsu, dzwoni do niej jako anonimowa osoba. Dwoje osamotnionych młodych ludzi zaczyna się poznawać dzięki rozmowom telefonicznym. Co może wyniknąć z takiej znajomości? Czy krucha przyjaźń Magdy i Wita przetrwa dramatyczne wydarzenia, które postawią pod znakiem zapytania wszystko, co o sobie nawzajem wiedzą? Czy poraniony chłopiec ze spektrum autyzmu będzie w stanie pokonać własne ograniczenia, żeby pomóc ukochanej dziewczynie?

Tak jak wspominałam na początku, cieszę się bardzo, że to Agnieszka Olejnik napisała taką książkę. Stworzyła w niej niezwykle wiarygodne, spójne i pełne portrety dwójki głównych bohaterów. Magda i Wit mają niewiele lat, ale wiele, za wiele, trudnych doświadczeń za sobą. Autorka z dużą wrażliwością, wiedzą i przenikliwością wprowadza czytelnika w ich świat. Ujął mnie szczególnie sposób, w jaki pokazuje Wita. Myślę, że to jeden z lepszych portretów osób ze spektrum autyzmu, jakie można znaleźć w literaturze. Nie sposób nie polubić Wita od pierwszych stron. Autorka umiejętnie wyrywa czytelnika ze stereotypowego myślenia i sprawia, że niejako wchodzi w skórę niezwykłego nastolatka. Kibicuje mu, trzyma za niego kciuki, boi się o niego. Uważam, że ta książka zrobi dużo dobrego uwrażliwiając na wszelką inność. Koledzy i koleżanki odrzucają Wita, ponieważ go nie rozumieją. Umiejętność zastosowania odpowiednich społecznych kodów jest dla nich ważniejsza niż prawdziwa wartość człowieka. Czy aby w życiu nie jest tak, że tego typu myślenie nie mija nam z wiekiem? W powieści Agnieszki Olejnik odrzucany bohater zostaje zdiagnozowany. Czy jednak nie jest tak, że generalnie odrzucamy w życiu wszystko to, co się nie mieści w szeroko pojętych normach zachowań? Dzięki postaci Wita autorka zmusza nas do postawienia sobie wielu niewygodnych pytań.

Kolejna wielka zaleta książki to pokazanie wagi problemów, z jakimi muszą się borykać nastoletni bohaterowie. Gdy poznajemy stopniowo przeszłość Magdy i dowiadujemy się skąd wziął się jej dystans do ludzi, przeżywamy wstrząs. Agnieszka Olejnik uświadamia brutalnie czytelnikowi, że dawka zła, które może dotknąć człowieka nie ma nic wspólnego z jego numerem PESEL. Nie ma takiego prawa, które chroniłoby młodych ludzi przez prawdziwym złem i ohydztwem. Ono może dotknąć i naznaczyć każdego. A samotność młodego człowieka nie jest ani trochę mniej bolesna od samotności opuszczonego staruszka. Bo wiek ani nie ujmuje, ani nie przydaje nikomu cierpienia. Ono nas po prostu spotyka i nie zagląda w metrykę.

Nie mogę też nie wspomnieć o trzeciej ważnej postaci, której motywacje dla mnie samej w pewnym momencie stały się moralnie ambiwalentne. To Beata Kremczuk, psycholog, pod której skrzydła trafia Wit. Kobieta, która jako jedyna, od śmierci jego mamy, wydaje się go rozumieć i autentycznie chce mu pomóc. I znowu Agnieszka Olejnik zaskakuje czytelnika malując złożoną osobowość pani psycholog. W tej książce nie ma miejsca na bohaterów wyłącznie białych lub wyłącznie czarnych. Czasem i ci dobrzy ulegają pokusie i popełniają błędy. Czy motywacje, którymi kieruje się Beata Kremczuk są do końca przejrzyste i szlachetne? I co z etyką zawodową w sytuacji, w której los dwójki młodych bohaterów w dużej mierze zależy od pomocy pani psycholog? To niezwykle ciekawa i złożona postać, która pozostawia w czytelniku silne przekonanie, że nie dała się do końca zgłębić i poznać.

Bonusem, wisienką na torcie, jest bardzo udany i sensownie wpleciony w całość wątek kryminalny. Pozwala on jeszcze wyraźniej zobaczyć osamotnienie dwojga młodych bohaterów, a także prawdziwe motywacje wielu osób z ich otoczenia, na czele z wyżej wymienioną panią psycholog, Beatą Kremczuk. Dzięki niemu książkę pochłania się jeszcze szybciej, choć przyznaję, że nawet bez tego wątku zatonęłabym po uszy w historii Magdy i Wita.

Podsumowując, uważam, że „Mów szeptem” to prawdziwa petarda, która spodoba się nie tylko młodym czytelnikom. Uważam, że przeczytać ją powinni również rodzice. Poza świetną rozrywką, którą gwarantują lekkie pióro autorki, staranny język, niebanalni bohaterowie i wciągająca fabuła, ta powieść zapewni też dużo materiału do ważnych przemyśleń. Przyznam się szczerze, że do tego stopnia polubiłam Magdę i Wita, że nie miałabym nic przeciwko kolejnym książkom z tą dwójką bohaterów. I z niejednoznaczną Beatą Kremczuk. „Mów szeptem” to kawał porządnej literatury i mogę sobie tylko życzyć, żeby powstawało więcej podobnych książek dla młodzieży od lat –nastu do … stu;)!

Gorąco polecam!

niedziela, 9 grudnia 2018

"Cud grudniowej nocy", czyli opowieść o cudach mocno zakorzeniona w rzeczywistości;)



„Cud grudniowej nocy” Magdaleny Majcher to jedna z pierwszych książek świątecznych, które przeczytałam w tym roku, i pierwsza przeczytana z tych, które przywiozłam z Targów Książki w Krakowie. I dlatego właśnie od niej zaczynam pisanie spóźnionych recenzji. Tym razem opóźnienie wynika z okoliczności ode mnie niezależnych, mam nadzieję, że uda mi się w miarę szybko nadrobić zaległości i opowiedzieć Wam o wszystkich wspaniałych książkach, które w ostatnich tygodniach wręcz połknęłam.

Wiecie doskonale, że regularnie recenzuję książki Magdaleny Majcher, jest zatem całkowicie zrozumiałe, że nie mogłabym nie sięgnąć po świąteczną opowieść tej Autorki. A byłam jej bardzo ciekawa ze względu na styl pani Magdy, który nie ma nic wspólnego z pierniczkowo – lukrową słodyczą. Zastanawiałam się zatem jak wybrnie z przedstawienia historii w świątecznej konwencji, żeby nie przekroczyć jej ram i jednocześnie pozostać wierną sobie i swojemu stylowi. Jak myślicie, jak się to Autorce udało?!

Nie będę Wam streszczała fabuły, ograniczę się do minimum koniecznego, żeby przybliżyć Wam książkę. „Cud grudniowej nocy” splata historie pięciu kobiet: Magdaleny, Teresy, Kamili, Kingi i Marii. Każda z nich ma inny stosunek do zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia. Magdalena najchętniej by je przespała, a z braku takiej możliwości ( oczekiwania rodzinne wobec niej są różne od jej pragnień ) regularnie bierze w święta dyżury. Z kolei Maria marzy o zgromadzeniu przy stole całej rodziny i wspólnym świętowaniu Wigilii, takim, niczym z najpiękniejszych świątecznych reklam, w atmosferze nieudawanej radości i pokoju. Jest gotowa na bardzo wiele, żeby dopiąć swego, ale czy w pogoni za spełnieniem swojego marzenia nie posunie się o krok za daleko? Dla Kamili te święta powinny być szczególne, ponieważ znajduje się właśnie w bardzo ważnym życiowo momencie. Niedawno zaskoczyła ją wiadomość o nieplanowanej ciąży. Jest rozdarta między oczekiwaniami rodziny wobec niej i jej dotychczasowego partnera, a własnymi obawami. Czy jest gotowa na przewrót w życiu i podjęcie wiążących decyzji? Nie jest to łatwe, ponieważ od lat znajduje się w cieniu swojej idealnej siostry przyrodniej, Kingi. Myślę, że przy Kindze nawet Perfekcyjna Pani Domu wypadłaby blado, jak rysunek przedszkolaka przy obrazach Renoira. Ta dziewczyna ma wszystko pod kontrolą, w dodatku pięknie udokumentowane, przepuszczone przez odpowiednie filtry i zamieszczone w mediach społecznościowych. Patrzcie i podziwiajcie, maluczcy ludkowie, jak się żyje w perfekcyjnym świecie! Tylko czy ten perfekcjonizm pozwoli jej dostrzec coraz więcej pęknięć i rys na idealnym obrazku? I wreszcie Teresa, która jest przeciwieństwem Marii, choć są siostrami. Gdy tamta marzy o świętach i niemalże dostaje ekstazy na myśl o przedświątecznym szaleństwie porządków i gotowania, Teresa uciekłaby przed tym wszystkim gdzie pieprz rośnie. Przytłaczają ją oczekiwania rodziny wobec niej samej i tego, w jaki sposób powinna zorganizować święta. Czuje się zmęczona i zestresowana, przez co magia świąt zupełnie jej umyka. Czy da się pogodzić tak różne pragnienia i oczekiwania, skoro każda z pięciu bohaterek jest członkiem jednej rodziny? Przekonajcie się sami podczas lektury, a zapewniam, że nie będziecie się ani przez chwilę nudzić!

„Cud grudniowej nocy”, pomimo obiecującego magię tytułu, ma dużo więcej wspólnego z naszą, chwilami siermiężną, trudną, nieprzepuszczoną przez żadne filtry rzeczywistością, niż z bajkami o Duchu Bożego Narodzenia. Magdalena Majcher pozostała w pełni wierna sobie i konsekwentnie odmawia swoim czytelnikom serwowania opisów lukrowanej, słodkiej aż do zemdlenia rzeczywistości. I chwała jej za to, bo cenię ogromnie autorów, którzy pozostają wierni swojemu charakterystycznemu stylowi. Czy to jednak znaczy, że jej książka przyprawi czytelnika o depresję i myśli samobójcze? Absolutnie nie, bez obawy! W „Cudzie grudniowej nocy” możemy się przejrzeć jak w lustrze. Każdy z nas ma w sobie coś z poharatanej wewnętrznie Magdaleny, która świąt nienawidzi, i z wystraszonej okolicznościami Kamili, która usiłuje sprostać oczekiwaniom innych, mając jednocześnie świadomość, że i tak zawsze jest tą gorszą, mniej idealną siostrą. W każdym tkwi też tęsknota Marii za Bożym Narodzeniem pełnym rodzinnej miłości, a jednocześnie dopada nas, od czasu do czasu, pokusa, żeby przed świętami gdzieś uciec, jak to ma miejsce w przypadku Teresy. I wreszcie, powiedzmy to sobie szczerze, wszyscy mamy coś z Kingi, która zamieszcza piękne zdjęcia na facebooku i na Instagramie pokazując swoje odpowiednio pokolorowane życie. Nie? To przyznać się, kto z Was zamieścił ostatnio w mediach społecznościowych zdjęcie, na którym niekorzystnie wyszedł;)?! Magdalena Majcher zmusza nas zatem do przejrzenia się w lustrze, ale jednocześnie pokazuje nam w jaki sposób możemy wydobyć z nas to, co najlepsze, zwalczyć wewnętrzne pokusy i lęki, i doprowadzić do spełnienia marzeń bez ograniczania wolności naszych bliskich, z poszanowaniem ich pragnień, ale i w zgodzie ze sobą. Pozostając sobie wierna i nie tracąc tak charakterystycznego pazura, jednocześnie daje czytelnikowi nadzieję. Pokazuje siłę, jaka tkwi w każdym nas, często nieuświadomiona. I pokazuje również siłę wspólnoty, jaką jest rodzina, nawet jeśli jej poszczególni członkowie to osobowości dalekie od ideału i miewają bardzo sprzeczne pragnienia. I właśnie dlatego słowo „cud” w tytule ma swoje uzasadnienie;)!

I na koniec jeszcze słowo o szacie graficznej książki – kolejny raz mogę jedynie pogratulować Wydawnictwu Pascal pięknie dobranej do treści szaty! To idealna książka na prezent świąteczny, w twardej oprawie, z przepiękną, ale nie przelukrowaną okładką, po prostu przyjemnie wziąć ją do rąk! Gorąco Wam polecam „Cud grudniowej nocy”, opowieść, która trzymając się blisko ziemi, jednocześnie daje czytelnikowi nadzieję i wskrzesza wiarę w głęboki sens rodzinnego obchodzenia Świąt Bożego Narodzenia!

Za egzemplarz recenzyjny dziękuję serdecznie Autorce i Wydawnictwu Pascal!

„Herbaciane róże” - Wzruszająca opowieść o tym, że choć prawda wyzwala zrywając bez znieczulenia opatrunki pozorów i kłamstw to przecież nawet stare, jątrzące się latami, zaniedbane rany da się uleczyć balsamem przebaczenia i miłości.

  Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność czło...