środa, 26 sierpnia 2020

„Nie czas na tajemnice”, czyli opowieść o fałszywych tonach w rodzinnej symfonii - RECENZJA PRZEDPREMIEROWA!

 


„Dwadzieścia dwa lata znajomości. Tyle wystarczy, aby czytać w drugiej osobie jak w otwartej księdze. Wielokrotnie łapali się na tym, ze jedno zaczynało, a drugie kończyło myśl. Zdarzało im się też pomyśleć o tym samym w jednym momencie”.

 

O kim mowa? O bohaterach najnowszej książki Magdaleny Majcher z serii „Osiedle Pogodne” zatytułowanej „Nie czas na tajemnice”. A dokładniej o Klarze i Jacku Przybysławskich, parze z dwudziestoletnim stażem małżeńskim, świetnie układającym się życiem rodzinnym i zawodowym. Ona jest dyrektorką lokalnego muzeum, on szanowanym kardiologiem, a ich córka, Ewa, właśnie bezproblemowo dostała się na studia medyczne w Krakowie. Są zamożni, ustawieni w życiu, nie dotykają ich przyziemne problemy większości przeciętnie sytuowanych rodzin. W momencie, gdy ich poznajemy, największym problemem zdaje się być zmierzenie z syndromem opuszczonego gniazda, który właściwie dotyka głównie Klarę, bo to ona spędzała cały wolny czas z córką. Owszem, po dwudziestu latach małżeństwa dosięgła ich pewna rutyna, ale kto powiedział, że rutyna musi być zła? Zwłaszcza ta wypracowana przez lata w udanym związku? To przecież rutyna daje poczucie bezpieczeństwa i komfortu. Ale czy na pewno?

 

Mimo tej pozornej sielanki Autorka od samego początku pokazuje subtelnie pewne pęknięcia w rodzinnym obrazku. To trochę tak, jakby od czasu do czasu wyczuć fałszywy ton w pozornie perfekcyjnie wykonanej symfonii. Niewprawnemu uchu będzie co prawda trudno go wychwycić, ale pozostanie niejasne wrażenie, że coś było nie tak. Dla mnie te fałszywe tony dały się wyczuć w irytacji Jacka zachowaniem Klary po wyjeździe Ewy czy choćby w stosunku Hani, siostry Klary, do jej męża. Generalnie jednak były to, jak wyżej wspomniałam, trudne do wychwycenia fałszywe tony. Tym większym tąpnięciem w życiu rodzinnym Przybysławskich okazuje się nagłe aresztowanie Jacka. Jego znaczenie można porównać do uszkodzenia fundamentów domu w trzęsieniu ziemi – budynek niby nadal stoi, ale bez oceny specjalistów trudno powiedzieć czy nie spadnie na głowy mieszkańców grzebiąc ich żywcem. W fabule najnowszej części „Osiedla Pogodne” aresztowanie Jacka, dosłownie i w przenośni, prowadzi do przeszukania podczas którego wychodzą na jaw intymne tajemnice domowników. Dosłownie takie skojarzenie mi się nasunęło – policjanta, który przeszukując dom podejrzanego, chcąc nie chcąc ogląda bieliznę jego żony i znajduje między zwiewnymi koronkami ukochaną, zniszczoną, bawełnianą koszulkę z plamą na środku, którą żal było wyrzucić.

 

„Nie czas na tajemnice” porusza bardzo dużo ważnych tematów, ale podstawowymi są zaufanie oraz szczerość w związku. Klara nagle zostaje skonfrontowana z poważnymi oskarżeniami stawianymi swojemu mężowi i musi podjąć decyzję, po czyjej stronie stanąć. Sytuacja jest bardzo trudna, z gatunku tych najtrudniejszych, bo nie ma żadnych twardych dowodów winy, jest tylko słowo przeciwko słowu. Ale czy aby na pewno? Nie do końca, bo ta konkretna sytuacja przywołuje z odmętów przeszłości pewne wydarzenia, które mocno zachwiały zaufaniem kobiety wtedy i które nawet teraz, po latach, okazują się być niczym rdza powodująca nieodwracalne zniszczenia. Ale czy słusznie? Czy przeszłość powinna rzeczywiście rzutować na teraźniejszość? Jakie są granice zaufania i kontroli? Czy kiedyś popełnione błędy usprawiedliwiają wydanie na kogoś wyroku? Kiedy nakręca się medialna nagonka i tym samym wciąga w sprawę również Klarę i Ewę, sytuacja staje się naprawdę trudna. I tutaj, po raz kolejny, chcę pochwalić Magdalenę Majcher za niesztampowe rozwiązania. Świetnie wodzi za nos czytelnika podsuwając mu możliwe scenariusze po to, żeby za moment zagrać ma na nosie udowadniając, że prawda jest o wiele bardziej skomplikowana niż mogło się wydawać. Zwłaszcza finał jest naprawdę świetny, bo psychologicznie wiarygodny, a jednocześnie zaskakujący i kolejny raz rujnujący dobre samopoczucie czytelnika przekonanego, że już wszystko wie ;) ! Brawo! Lubię takie książki!

 

Dla mnie ta opowieść to również przestroga przed zbytnią pychą i pewnością siebie. Powiem szczerze, Klara nie wzbudziła mojej pełnej sympatii, zwłaszcza z powodu jej stosunku do Hani, młodszej siostry. Magdalenie Majcher udało się dobrze pokazać tak charakterystyczny dla ludzi, którym dobry wiatr wyraźnie sprzyja w życiu, rys pewnej arogancji, przekonania o własnej wyższości i nieomylności. Tymczasem potępiana przez Klarę za styl życia Hania wydaje się mieć, od samego początku, o wiele lepszą intuicję i lepsze rozeznanie sytuacji. I, powiem szczerze, wzbudziła we mnie o wiele większą sympatię niż Klara. Nie wiem, czy to tylko mój osobisty odbiór obu postaci czy zamierzony przez Autorkę efekt, ale wątek więzi siostrzanych jest w tej książce również bardzo ciekawie pokazany.

 

Podsumowując, „Nie czas na tajemnice” to kolejna już książka Magdaleny Majcher, która porusza ważne, życiowe tematy, a czyni to w sposób przemyślany, zmuszający czytelnika do pogłębionej refleksji. I po raz kolejny Autorka udowadnia to, za co bardzo ją cenię, a mianowicie porządne zakorzenienie w prawdziwym życiu, które bywa raczej gorzko-słodkie niż cukierkowe i które nie raz i nie dwa potrafi niehonorowo znokautować. Na tle wielu cukierkowych powieści obyczajowych te Magdaleny Majcher naprawdę wyróżniają się tą wiernością życiowej prawdzie. Jednak nie myślcie, że są przez to przygnębiające! Przeciwnie, zawsze ostatecznie Magdalena Majcher zdaje się cichutko nucić „uparcie i skrycie, ach życie kocham cię, kocham cię nad życie”! Gorąco Wam polecam nie tylko najnowszy tom, ale całą serię „Osiedle Pogodne”!

 

Za przedpremierowy egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Pascal :) !


czwartek, 20 sierpnia 2020

„Zamiana”, czyli kubek najlepszej gorącej czekolady dla duszy ;) !

 


Obiecałam Wam wczoraj recenzję książki, która kusiła mnie opisem i urokliwą okładką od momentu, gdy zobaczyłam jej pierwszą zapowiedź i słowa dotrzymuję. Bardzo chcę się z Wami podzielić wrażeniami z lektury, bo uważam, że ta książka jest doskonała na ten trudny czas pandemii, gdy jeszcze nie opamiętaliśmy się po miesiącach przymusowej izolacji, a tymczasem sytuacja jest nadal dynamiczna czyli …niepewna. Dobrze w taki czas zanurzyć się w lekturze książki, która otula ciepłem, wzrusza i bawi. Mowa o „Zamianie” Beth O’Leary, autorki bestsellerowych „Współlokatorów” wydanej przez Wydawnictwo Albatros.

 

Czy ktoś z Was pamięta jeszcze komedię romantyczną „Holiday” z 2006 roku, z Cameron Diaz i Kate Winslet? Cytując dostępny opis filmu ze strony filmweb: „Dwie kobiety, które nigdy się nie spotkały i mieszkają w odległości ponad 4 000 kilometrów, spotykają się w sieci, na stronie pomagającej aranżować zamianę domów i pod wpływem impulsu wymieniają się miejscami zamieszkania”. „Zamiana” Beth O’Leary jest oparta na niemal identycznym pomyśle tylko w jej opowieści zamieniają się …babcia i wnuczka ;) . Robiąca karierę w Londynie Leena, po spektakularnym ataku paniki podczas prezentacji dla arcyważnego klienta, zostaje wysłana przez swoją szefową na przymusowy dwumiesięczny zaległy urlop. To wydarzenie pełni rolę kostki domina, która wywracając się popycha ciąg innych kostek, ułożonych za nią, i sprawia, że wszystkie się przewracają. Leena, oszołomiona tym nagle podarowanym czasem, dotąd uzależniona od pracy, nie wie, co ze sobą zrobić, więc postanawia odwiedzić swoją babcię, Eileen, mieszkającą w Hamleigh-in-Harksdale, maleńkiej miejscowości w Yorkshire liczącej stu sześćdziesięciu ośmiu mieszkańców. To, co początkowo miało być tylko wypadem na weekend pod wpływem impulsu zmienia się w coś dużo odważniejszego – dwie kobiety, tak różniące się wiekiem, doświadczeniem, priorytetami w życiu, postanawiają zamienić się na czas urlopu Leeny mieszkaniami. Wschodząca gwiazda londyńskiej korporacji zostaje w wiejskim domku babci, a starsza pani rusza na podbój Londynu. Przyznajcie, że już sam pomysł na fabułę, dzięki doborowi tak różnych bohaterek, jest znakomity! A co z wykonaniem?

 

Przyznaję, że od początku miałam dobre przeczucia co do tej książki, ale lekki dreszczyk niepewności towarzyszył mi, gdy po nią sięgałam. Na szczęście zupełnie niepotrzebnie, bo Beth O’Leary wyciska ze swojego pomysłu wszystko, co najlepsze, jak sok z dorodnej cytryny ;) . Przede wszystkim, wbrew pozorom, nie jest to tylko lekka wakacyjna opowiastka. Pod warstwą ciepła i wspaniałego humoru kryje się dużo więcej. I tak „Zamiana”, choć tak pogodna, jest przede wszystkim opowieścią o stracie i jej oswajaniu. Ów znamienny atak paniki Leeny nie wziął się znikąd. Był związany z przeżyciami, które ma za sobą – śmiercią jedynej siostry, Carli, która umarła na raka rok wcześniej. Ta śmierć pozostawiła wyrwę, której żadna z kobiet z rodziny Cotton nie potrafi zasypać. Leena ucieka w pracę, jej matka, Marian, w coraz dziwniejsze terapie, a babcia, choć jako jedyna zdaje sobie sprawę z problemu, mimo wysiłków nie potrafi scalić pękniętych więzi. „Zamiana” to również opowieść o wartości i sile osób starszych i o ich tęsknocie za normalnym życiem. Gdy Leena i Eileen zamieniają się mieszkaniami, wydaje się naturalne, że to młoda kobieta świetnie sobie poradzi w maleńkiej społeczności natomiast dla babci zetknięcie z londyńskim życiem może okazać się co najmniej szokujące. Tymczasem niespodzianka goni niespodziankę. Leena odkrywa, że pozornie łatwe zadania jej babci w rzeczywistości przyczyniają się do scalenia całej małej, ale charakternej społeczności Hamleigh-in-Harksdale. Z kolei Eileen, po otrząśnięciu się z pierwszego szoku wynikającego ze zderzenia z tempem życia w Londynie, odkrywa szybko nie tylko jego zalety, ale też jego powierzchowność, płytkość relacji oraz osamotnienie ludzi starszych. Co z tego wyniknie, nie zdradzę, musicie to przeczytać sami, a gwarantuję, że warto! Powiem szczerze, ta książka to gotowy materiał na komedię romantyczną, oczami wyobraźni już widziałam pewne sceny, choćby robiący wrażenie pierwszy spacer Leeny z psem sąsiada ;) albo te z festynu w Hamleigh-in-Harksdale czy też londyńskie wyczyny Eileen. Nawiasem mówiąc, zastanawiałam się, która ze znakomitych brytyjskich aktorek mogłaby się wcielić w rolę żywiołowej seniorki i oczami wyobraźni widziałam Helen Mirren, Maggie Smith czy też Judi Dench, bo to jest postać godna najwybitniejszych z nich.

 

„Zamiana” to opowieść pełna niespotykanego ciepła, wrażliwości, kojącego humoru, mądrości i optymizmu. Jest niczym gorąca czekolada, którą Eileen przygotowywała dla Leeny – rozgrzewa, osładza życie i czyni znośniejszym nawet najbardziej ponury dzień. Jeśli potrzebujecie takiego kubka gorącej czekolady dla duszy – sięgnijcie koniecznie po tę książkę! Nawiasem mówiąc, „Zamiana” ukazała się w serii Mała Czarna i po tej lekturze wiem już na pewno, że to seria dla mnie! Gorąco Wam polecam tę niezwykłą opowieść, a sama …czekam na ekranizację ;) ! Taki znakomity materiał na film nie może się zmarnować!

 

Za egzemplarz recenzencki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Albatros.


czwartek, 6 sierpnia 2020

"Zaczekaj na mnie", czyli powieść - ciastko z niespodzianką ;) !


Monika Michalik debiutowała w ubiegłym roku doskonale przyjętą przez czytelników powieścią „Bądź moim marzeniem”, o której pisałam na moim blogu tutaj: https://ogrodkwitnacychmysli.blogspot.com/2019/06/badz-moim-marzeniem-piesn-pochwalna-dla.html Ci z Was, którzy czytali książkę lub moją recenzję wiedzą już doskonale, że debiutancka książka Moniki przypominała ciastko z niespodzianką ;) . Pod budzącą czysto wakacyjne skojarzenia okładką kryły się treści o dużym ciężarze gatunkowym, które niejednego mogły mocno zaskoczyć. Moim zdaniem było to jednak zaskoczenie z gatunku bardzo pozytywnych, bo lubię, gdy książki obyczajowe nie są tylko pewnego rodzaju kalką sprawdzonych schematów, ale zakłócają strefę komfortu czytelnika i zmuszają go, żeby ją opuścił. Nie będę ukrywać, apetyt rośnie w miarę jedzenia, byłam więc bardzo ciekawa czym zaskoczy mnie Monika Michalik w swojej drugiej powieści, „Zaczekaj na mnie”, która swoją premierę miała miesiąc temu.

 

I znowu mamy budzącą bardzo jednoznaczne, romantyczno – wakacyjne skojarzenia okładkę, na której wyeksponowana została twarz pięknej kobiety przytulonej do męskiej piersi. Nie zapominajcie jednak, że ta Autorka jest specjalistką od produkcji ciastek z niespodzianką ;) ! Czy zatem i tym razem zaskoczy nas wykreowana przez nią historia? Początek wydaje się lekki i sugeruje przewidywalną fabułę. Oto do pustego poza sezonem pensjonatu „Bryza”, w którym pracuje Amelia, główna bohaterka książki, przyjeżdża znany pisarz, Aleksander Domański. Mężczyzna podwójnie atrakcyjny, nie tylko fizycznie, ale i ze względu na swój zawód, tak podziwiany i pożądany przez kobiety. Wiadomo, że jak pisarz, to i romantyk, co to będzie kobiecie fundował kolacje przy świecach oraz będzie jej deklamował wiersze przy blasku księżyca. Domański, świadomy tego uwielbienia, roztacza wokół siebie aurę zdobywcy niewieścich serc, co niekoniecznie pozytywnie wpływa na Amelię. A jednak od ich pierwszego spotkania w pensjonacie między obojgiem zaczyna coś iskrzyć. Jej imponuje pisarz z wielkiego miasta. Jemu podoba się śliczna, zadziorna dziewczyna. Wszystko wskazuje na klasyczny, wakacyjny romans w pięknych, nadmorskich plenerach. Ale to nie z Moniką Michalik takie numery;) ! Ledwo bowiem zaczynamy się wygodnie rozsiadać w tej historii, jak w kinie, przekonani, że przed nami co prawda schematyczna, ale sprawdzona i w sumie miła sercu fabuła, pojawia się trzeci bohater i przestaje być tak sielankowo. A ten trzeci to tak naprawdę ten pierwszy. Pierwszy w życiu Amelii, Grzegorz, jej mąż, nałogowy alkoholik. Mężczyzna, który stopniowo jej życie zamienia w piekło, ale ona, pomna złożonej małżeńskiej przysięgi, uważa, że powinna ratować swój związek i swojego męża za wszelką cenę. I nagle całą miłą przewidywalność opowiadanej historii zastępuje emocjonalna huśtawka.

 

Monika Michalik po raz kolejny pod płaszczykiem miłej, wakacyjnej historii przemyca ważkie tematy. W debiutanckiej książce był to temat ciężkiej choroby. W „Zaczekaj na mnie” to temat alkoholizmu oraz współuzależnienia małżonka / partnera osoby chorej. Amelia jest współuzależniona, ale nie zdaje sobie z tego zupełnie sprawy, pomimo nieocenionego wręcz wsparcia, jakiego przez cały czas udziela jej Kaśka, jej przyjaciółka. Autorka pokazuje kolejne etapy współuzależnienia, które w pewnym momencie mogą doprowadzić do tragedii. Dla podkreślenia wagi gatunkowej tematu do opowieści zostaje wprowadzona jeszcze jedna bohaterka z trudną, traumatyczną przeszłością, Marta, właścicielka pensjonatu i szefowa Amelii. Jej losy to ilustracja tego, do czego może doprowadzić nieprzepracowana trauma oraz jakim uwolnieniem i oczyszczeniem może się zakończyć stawienie jej czoła. Ale proszę, nie przerażajcie się i nie myślcie, że książka Moniki Michalik ze względu na poruszony temat jest ciężka w odbiorze i niełatwo się czyta! Wręcz przeciwnie – lekkie pióro Autorki i jej staranna polszczyzna sprawiają, że powieść pochłania się jakby to był faktycznie lekki, przyjemny, wakacyjny romans. Wszystko, co trudne w tej opowieści równoważą skrzące ciepłem i humorem dialogi, urzekające opisy przyrody i te wszystkie wątki, które niosą Amelii nadzieję na zbudowanie lepszej przyszłości. Monika Michalik pokazuje w swojej książce decydującą rolę miłości i prawdziwej, wiernej przyjaźni, które człowiekowi z życiem w ruinie mogą dać siły do budowania od nowa. Amelia jest współuzależnioną żoną alkoholika, ale jest również kobietą pożądaną i kochaną przez innego mężczyznę, a nade wszystko jest ukochaną przyjaciółką dla Kaśki. Kaśka i jej, mąż, Damian to niezwykle pozytywni bohaterowie tej opowieści, a ich związek jest przeciwieństwem dla chorego związku Amelii i Grzegorza. Autorka wprowadza też bardzo udanie wątek pewnego odkrycia z przeszłości i poszukiwania …skarbu ;) , czym po raz kolejny nadaje lekkości snutej opowieści pomimo ciężaru gatunkowego głównego wątku. I, oczywiście, nie zabraknie też lirycznie i wzruszająco pokazanego wątku miłości Aleksandra i Amelii, co z pewnością będzie zachętą dla tych czytelników, którzy szukają wątków romantycznych. Nie jest to jednak odpustowy romantyzm, ale piękna, choć od początku trudna i wystawiona na wielkie próby miłość dwojga dojrzałych ludzi. Dojrzałych ze względu na bagaż przeżytych doświadczeń. Czy miłość Aleksandra i Amelii ma szanse na happy end? Czy współuzależnienie dziewczyny nie stanie się przysłowiową kulą u nogi nie pozwalającą jej rozwinąć skrzydeł i polecieć? Czy trwała, wierna przyjaźń może stać się antidotum na wieloletnią agresję i wpajanie poczucia, że jest się nic nie wartym?

 

Jeśli chcecie poznać odpowiedzi na te pytania, sięgnijcie koniecznie po „Zaczekaj na mnie” Moniki Michalik! Gwarantuję, że znajdziecie w tej powieści wszystko, co lubicie: i wartko snutą opowieść, i romantyzm, i ważne tematy, i ciepło, i humor, i szczyptę tajemnicy! A dla mnie od tej pory Monika Michalik pretenduje do miana autorki powieści – ciastek z niespodzianką ;) . I z radością czekam na kolejne, bo bardzo lubię niespodzianki!

 

Za egzemplarz recenzyjny dziękuję bardzo Autorce i Wydawnictwu Znak.


sobota, 1 sierpnia 2020

„Tyle nowych dróg” – czyli o zawartości życia w życiu ;) !



 

Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć o książce wydanej przez Wydawnictwo, które powstało zupełnie niedawno, ale któremu od pierwszych chwil szczerze i z całego serca kibicuję i trzymam kciuki, żeby odniosło prawdziwy sukces na rynku wydawniczym. Mowa o Oficynie Wydawniczej Silver, która powstała z myślą o wydawaniu książek „o zwykłym życiu, w których każde pokolenie odnajdzie dla siebie inspirację”. Jednocześnie Silver zadbało o dojrzałych czytelników mających nierzadko problemy ze wzrokiem i swoje książki drukuje wykorzystując duży, przyjazny dla oka czytających druk. To godna najwyższej pochwały inicjatywa – sama niejednokrotnie wysłuchiwałam skarg mojej Mamy czy Babci, które z trudem czytały powieści ulubionych autorek wydrukowane maleńkimi, niemal nieczytelnymi literkami. Zresztą, ja sama, krótkowidz od niepamiętnych czasów, też nie pogardzę dużym drukiem ;) !  A jakby mało było tego wszystkiego, powieści Oficyny Wydawniczej Silver są wyjątkowo starannie i pięknie wydane, o czym przekonałam się osobiście zamawiając je dla mojej Mamy na Dzień Matki. Możecie mi uwierzyć – to czysta przyjemność wziąć do ręki takie książki!

 

Dzisiaj chcę się z Wami podzielić wrażeniami z lektury powieści Agnieszki Olejnik „Tyle nowych dróg”. Głównymi bohaterkami są pięćdziesięciopięcioletnia Maria, wypalona zawodowo nauczycielka, żona skąpca i tyrana, który manipuluje nią od lat, jej dziesięć lat starsza siostra Anna oraz o pokolenie młodsza od Marii Laura, graficzka komputerowa, rozwódka, która żyje w stanie wewnętrznego zamrożenia ale nie dostrzega żadnego problemu dopóki nie potrząśnie nią przyjaciółka i nie wyśle jej na pewną specjalną terapię. W pewnym momencie drogi wszystkich tych kobiet się skrzyżują, nie zdradzę jednak jak i gdzie – to sobie przeczytacie sami. Mogę jedynie zdradzić, że małym kamyczkiem, który wywoła najprawdziwszą lawinę w życiu Marii stanie się powrót jej siostry, Anki, z Kanady, gdzie wyemigrowała jeszcze przed stanem wojennym i mieszkała aż do teraz. I nagle, bez uprzedzenia, Anna wraca do Polski, porzucając całe dotychczasowe życie i stając się inspiracją dla młodszej siostry. Zanim to jednak nastąpi, musi dojść do wielu konfrontacji, wiszące w powietrzu emocje muszą zostać wypowiedziane, a czasem nawet wykrzyczane, a naga prawda o każdej z bohaterek musi się im objawić bez miłosiernego retuszu. Nie będzie to dla nikogo łatwe, lekkie ani przyjemne, ale w ostatecznym rozrachunku okaże się zbawienne.

 

„Marysia nigdy wcześniej nie myślała o tym, co się z nią stało – z nią i z jej małżeństwem. Przyjazd Anki początkowo był powodem do radości, bo wybił młodszą z sióstr z monotonii i rutyny. Z czasem jednak coś zaczęło ją uwierać, coś przeszkadzało niczym odcisk albo kamyk w bucie. Stopniowo zaczęła sobie zdawać sprawę, co to takiego: pytania Anny sprawiały, że musiała formułować odpowiedzi – a te nie były komfortowe”. ( str. 36 ) Nie myślcie, proszę że „Tyle nowych dróg” to kolejna pogodna opowiastka ku pokrzepieniu serc. Oczywiście, Autorka ma lekkie pióro i posługuje się piękną polszczyzną, co sprawia, że książkę czyta się z wielką przyjemnością. Ale pod tym lekkim piórem i starannym językiem kryją się ważkie tematy przedstawione bez cukierkowych pocieszeń. Ta opowieść jest o tym, że bez względu na okoliczności zewnętrzne oraz traumy, jakich doświadczyliśmy oraz bez względu na cyferki w naszej metryce w każdym momencie naszego życia sami jesteśmy kowalem własnego losu i tylko od nas zależy to, jaki kształt on przybierze. Od odpowiedzialności za własne decyzje nie zwalniają nas ani przeżyte trudne doświadczenia, ani wiek, ani niesprzyjające okoliczności. Pięknym mottem książki jest zdanie, które Anna pisze do Marii: „Bo wiesz, nie chodzi o to, ile będzie lat w tym życiu, tylko raczej – ile będzie życia w tych latach”. ( str. 166 ) Nawiązując do słynnej polskiej komedii, liczy się ile jest procent życia w życiu! Przekonają się o tym bohaterowie powieści, ale w jaki sposób, tego Wam nie zdradzę, bo nie chcę Wam odebrać przyjemności z lektury :) .

 

Dodam jeszcze tylko, że w książce nie brakuje wielu rozczulających, lubianych przez czytelników wątków, pojawia się i pewien zaskakujący kot Ryszard Ty Draniu ;) , i niezwykle klimatyczna kawiarenka Cuda Wianki, i pewien Dyskusyjny Klub Książki, którego spotkania przebiegają niekoniecznie zgodnie ze sprawdzonymi schematami. Pomimo ważkiej tematyki, przyjemnie jest zanurzyć się w klimacie tej powieści. Dlatego serdecznie Was do tego zachęcam, a Oficynie Wydawniczej Silver z serca kibicuję!


„Herbaciane róże” - Wzruszająca opowieść o tym, że choć prawda wyzwala zrywając bez znieczulenia opatrunki pozorów i kłamstw to przecież nawet stare, jątrzące się latami, zaniedbane rany da się uleczyć balsamem przebaczenia i miłości.

  Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność czło...