poniedziałek, 22 czerwca 2020

"Głodnemu trup na myśli", czyli o niebezpieczeństwach diety oraz pułapkach patriotyzmu kulinarnego ;)




Być może niektórzy z Was pamiętają, że jesienią ubiegłego roku recenzowałam komedię kryminalną Iwony Banach „Niedaleko pada trup od denata”, w której po raz pierwszy pojawiła się Emilia Gałązka, pierwszy i jedyny ( a zatem kompletnie nierozumiany ) w okolicy preppers, jej siostrzenica Magda, były narzeczony tej ostatniej, narcyz i bawidamek Paweł  oraz całkiem sympatyczny, choć ze skrzywionym gustem w kwestii romantycznych prezentów policjant, Mikołaj. Akcja toczyła się w środowisku pisarskim, emocje między bohaterami szalały, a wyczekiwany z utęsknieniem przez Emilię Gałązkę koniec świata okazał się niczym w porównaniu z jednym skromnym morderstwem oraz wielością jego interpretacji  w małomiasteczkowej społeczności.  W trakcie lektury ubawiłam się po pachy, więc z dzikim zachwytem powitałam zapowiedź kolejnej komedii kryminalnej z tymi samymi bohaterami, „Głodnemu trup na myśli”. Byłam niezmiernie ciekawa co słychać u naszych przyjaciół.

Po wydarzeniach z poprzedniego tomu Emilia Gałązka wciąż kontynuuje porządki w swoim deczko zdewastowanym domu i jego otoczeniu ( więcej o przyczynach tej dewastacji dowiecie się z części pierwszej, do której Was odsyłam ;) ),  zaś niepocieszony i sfrustrowany Pawełek nie traci nadziei na odzyskanie względów Magdy, w związku z czym posuwa się niemalże do stalkingu obserwując nieustannie dom Emilii, w którym jego ukochana zamieszkała. Emilia i Magda dogadują się świetnie, ku rozpaczy Pawełka oraz matki Magdy, nieco nadwrażliwej i egzaltowanej Amelii, zazdrosnej o relacje córki z postrzeloną siostrą.  Kryzys dotyka również świeżego związku dziewczyny z Mikołajem, bo zrównoważonemu i troskliwemu policjantowi nie podoba się pomysł ukochanej, która postanowiła zostać …prywatnym detektywem. Niereformowalny Pawełek liczy na to, że sam coś ugra na niesnaskach między zakochanymi, stąd jego „przyklejenie” do byłej narzeczonej. Nikt już nawet nie zwraca na niego specjalnie uwagi, w końcu Emilia musi się przygotować na, tym razem wielce obiecujący, koniec świata, a Magda kombinuje jak zdobyć wymarzone pozwolenia potrzebne do rozkręcenia detektywistycznego biznesu.

Całe to towarzystwo jest zupełnie nieświadome, że na orbicie małomiasteczkowej społeczności pojawiły się pewne dwa kolorowe ptaki, których przybycie mocno namąci w ich życiorysach. Są nimi dwie tryskające entuzjazmem do kraju swoich przodków Amerykanki polskiego pochodzenia, które łącząc przyjemne z pożytecznym przyjechały do Polski, żeby się odchudzić i …poznać wszystkie polskie smaki i przysmaki. Jakoś umknął im fakt, że jedno z drugim niekoniecznie idzie w parze ;) . Ledwo jednak poczciwe niewiasty zdążyły zaznaczyć swą kolorową i obfitą obecność w miasteczku, a już jedna ze stanu żywego przeszła w stan martwy… W dodatku traf chciał, że we właściwym miejscu i o właściwym czasie znalazł się nie kto inny, a …Magda, marząca o wykazaniu się we własnym prywatnym śledztwie. I mało ważne, że na samą myśl o tym Mikołaj zgrzyta zębami, nie na darmo Magda jest siostrzenicą walecznej Emilii, której nawet zombie, komety oraz mające wymordować rodzaj ludzki krwiożercze duchy niestraszne!

Czy zachęciłam Was trochę powyższym opisem ;) ? Mam nadzieję, że tak, bo książka Iwony Banach jest po prostu fantastycznie napisana, z takim cudownym, mocno absurdalnym, buzującym jak bąbelki w szampanie poczuciem humoru, które doprowadza czytelnika do dzikich ataków śmiechu i daje mu chwile prawdziwego odprężenia. Jednocześnie jednak już w trakcie lektury czytelnik odkrywa, że pod tą otoczką czarnego humoru i absurdu rodem z Monty Pythona kryje się wiele gorzkich prawd o ludziach i ich zachowaniach oraz wiele wnikliwych obserwacji współczesnego świata. Iwona Banach ma bowiem niezwykły zmysł obserwacji, a jej poczucie humoru bywa ostre jak brzytwa i równie niebezpieczne, obnaża bowiem wszelkie absurdy współczesności. Robi to jednak z wielkim talentem, dzięki czemu ta czasem bardzo gorzka prawda o ludzkiej głupocie i naiwności staje się możliwa do przełknięcia. Niczym bardzo gorzki lek osłodzony wielką łyżką miodu ;) !Pozwolę sobie przytoczyć mały fragment na zachętę:

Pewna ilość alkoholu i duża dawka teorii spiskowych potrafią ugotować niejeden mózg na miękko, najlepiej jednak działają w układach zbiorowych.
Jeden człowiek, nawet pijany, owładnięty teorią spiskową niewiele zdziała. Najwyżej wstawi kilka niecenzuralnych komentarzy pod jakimś postem na Facebooku i pójdzie spać z poczuciem spełnionej misji, ale grupa to już inna bajka.
Grupa może o wiele więcej, a ponieważ iloraz inteligencji grupy podobno równa się ilorazowi inteligencji najgłupszego z jej członków, to, do czego ta grupa jest zdolna, bywa nierozsądne, niebezpieczne, a czasem ociera się  rany kłute, szarpane i tłuczone oraz wyroki nie tylko w zawieszeniu. ( str. 207 )

Zapewniam Was, że jedynie w książce tej Autorki znajdziecie tak oryginalne zastosowanie granatu z Drugiej Wojny Światowej czy też maszyny do …robienia mgły. Przekonacie się również jak niebezpieczne może się okazać spożywanie pierogów, jak opłakane skutki może mieć nieumiarkowana miłość do polskich zup, zwłaszcza do krupniku rodem ze wspomnień dziadka – emigranta oraz czemu nasz polski chrzan jest stokroć lepszy od amerykańskiego ;) . U Iwony Banach hasło „Dobre, bo polskie” nabiera wielu nowych znaczeń ;) ! Chyba już to pisałam w jednej z recenzji książek tej Autorki, ale jeszcze raz powtórzę – nie bawiłam się tak świetnie podczas lektury komedii kryminalnych od czasów czytania książek nieodżałowanej Joanny Chmielewskiej.  I tutaj ostrzeżenie: lepiej nie czytać powieści Iwony Banach w miejscach publicznych, prawdopodobieństwo przymusowej kontroli trzeźwości jest wysokie – nikt Wam nie uwierzy, że tak się zaśmiewacie na trzeźwo ;) !

I jeszcze jedno – nie mogę nie pochwalić Wydawnictwa Dragon za konsekwencję w doborze szaty graficznej. Okładka „Głodnemu trup na myśli” nie tylko pięknie pasuje do treści i charakteru książki, ale również do okładki tomu pierwszego! Życzyłabym sobie więcej książek z tak dobrze dobranymi, estetycznymi, nowoczesnymi okładkami – brawo! Gorąco Wam polecam „Głodnemu trup na myśli” na chandrę, smutki, smuteczki, na pocieszenie po złym dniu, ale również na wypad na plażę, nad jeziora czy w góry – ta książka bawi do łez i daje czytelnikowi chwile prawdziwego wytchnienia!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Dragon.



„Herbaciane róże” - Wzruszająca opowieść o tym, że choć prawda wyzwala zrywając bez znieczulenia opatrunki pozorów i kłamstw to przecież nawet stare, jątrzące się latami, zaniedbane rany da się uleczyć balsamem przebaczenia i miłości.

  Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność czło...