niedziela, 17 grudnia 2023

PRZEDŚWIĄTECZNA NIESPODZIANKA - WYWIAD Z TERESĄ MONIKĄ RUDZKĄ, AUTORKĄ "CZASU EMILA"

 

1)      Skąd pomysł na taką konstrukcję powieści, czyli powieść szkatułkową?

 

Sama bardzo lubię twórczość niekonwencjonalną, czyli utwory takie, gdzie historia nie jest tak po prostu chronologicznie wyłożona, tylko skonstruowana w ten sposób, że czytelnik nagle ma zonk i musi się zastanowić. To ożywia jego ciekawość, skupienie, inspiruje do myślenia i z reguły ma wtedy większą frajdę z czytania. Opowieść nie jest prosta jak konstrukcja cepa :) Naturalnie, nie może być przerostu formy nad treścią, nie powinna powstać ładna wydmuszka, z której nic nie wynika.

Do tej pory pamiętam oczarowanie i zachwyt powieścią „Rękopis znaleziony w Saragossie” Jana Potockiego, którą pochłonęłam w wieku licealnym. To jest właśnie klasyczne dzieło szkatułkowe, inspirowane arabsko – perską tradycją pisania. Z jednej opowieści wysnuwa się następna, a niej kolejna, a z niej następna i tak do końca, przy czym nie stanowią sztuki dla sztuki, lecz są ze sobą ściśle powiązane, a na końcu wszystko zostaje wyjaśnione.

Marzyłam, aby napisać coś takiego i to mi się udało. „Czas Emila” jest powieścią szkatułkową, choć kunsztowności „Rękopisu znalezionego w Saragossie” nic nie pobije :)

Ja w ogóle lubię takie zabawy z czytelnikami, mruganie do nich okiem, eksperymenty, a nie znoszę się nudzić przy pisaniu, więc...  Na przykład moją wcześniejsza powieść „Na karuzeli” skomponowałam w ten sposób, że równie dobrze można ją czytać od ostatniego rozdziału do tego, który otwiera całą historię. „Carską Drogę” ludzie czytają albo chronologicznie, albo sami ustalają sobie chronologię czytając wybrane fragmenty i nie tracąc przy tym wymowy całości.

Literatura jako taka to przecież również zabawa, wygłup, tropienie smaczków, a jeśli czytelnik ma pewne przemyślenia, interpretacje – stanowią one wartość dodaną.

 

2)      Jak długo przygotowywałaś się do pisania szukając materiałów na temat rodziny Wedlów oraz na temat epoki? Czy jest coś, co Cię w tych poszukiwaniach najbardziej zaskoczyło albo sprawiło trudność?

 

Epoka od zawsze była moją ulubioną, bo dekoracyjna, bo malownicza, bo kobiety są pięknie ubrane w powłóczyste suknie. Naturalnie, taki obraz wyniosłam z lektur historycznych i beletrystycznych, a w rzeczywistości nie wyglądało to różowo i beztrosko. Niemniej od lat czytałam dużo o tamtych latach, więc pewne informacje i pojęcie o nich już miałam. Czułam się zadomowiona w ich tle. Kiedy już zaczęłam się przygotowywać do napisania o rodzinie Wedlów, to oczywiście przeczytałam kilka książek na ich temat i znajdowałam dostępne w archiwach, artykułach prasowych, wywiadach wiadomości o tej rodzinie i ich firmie. Studiując je, miałam w wyobraźni obraz całości i szybko zabrałam się do pisania. Równie szybko okazało się, iż zdobyte informacje są niewystarczające, że istnieje w nich dużo białych plam, więc zaczynałam kolejne poszukiwania. Proces twórczy szedł równolegle do nich, a trwało to blisko rok.

Wiedziałam coraz więcej, a jednocześnie czułam, że nie wiem prawie nic ;) Sklep, firma, metody jej prowadzenia... to było łatwiejsze, niż wiedza o charakterach moich bohaterów. Tego żadne dokumenty nie odtworzą; na ich podstawie mogłam jedynie wysnuć własną interpretację. Nie zaskoczył mnie fakt, iż mimo wszystko z racji odległości w czasie niewiele wiemy o osobowości Karola Wedla. Ale w trakcie poszukiwań znalazłam bardzo mało wiadomości o Michalinie Czerneckiej, wieloletniej partnerce Jana Wedla. O ich związku także nie ma zbyt wielu danych. Cóż, to nie były czasy księcia Karola i księżnej Diany :) Liczę na to, że jednak uda mi się odnaleźć więcej informacji, dzięki którym obraz tych postaci będzie wyrazisty i spójny.

 

3)      Jaka postać stała się Twoją ulubioną, a która okazała się najbardziej krnąbrna podczas pisania książki?

 

Uwielbiam ich wszystkich :) Ale główni bohaterowie żyli naprawdę, natomiast są tacy od A do Z wymyśleni przeze mnie, jak choćby Joanka Kowalska z domu Miller. Joanka to całkowicie moje dziecko, nadto ma nietuzinkową osobowość, jest ambitna i lojalna. Joanka czasami działa na nerwy, lecz nie sposób jej nie lubić. Zatem może Joanka? Ale... przecież siostra Emila również nie jest przeciętną osobą, a kucharka Józefa? A Kasia? Konstancja?

Chyba najbardziej jednak lubię pisarkę Helenę Dąbrowską, spisującą dzieje Wedlów. Pozbierała się po ciężkich przejściach osobistych, potrafiła nadać swojemu życiu sens, kierunek oraz radość, a przy tym była szalenie kobieca :)

Powiedzmy, że nie znoszę ludzi pokroju Roberta Wiśniowskiego (szwagier Karola Wedla), bo z takimi trudnymi charakterami nie sposób dojść do ładu. Ale czy Robert był krnąbrny podczas pisania książki? Tego bym nie powiedziała; tutaj Robert musiał się dostosować, inna opcja nie istniała :)

 

 

4)      Skąd pomysł na takie smakowite postaci drugo i trzecioplanowe? Przecież można tych bohaterów jeść łyżkami, tak są nietuzinkowi!

 

Z życia :) A poważnie: pisząc książkę znalazłam się w domu Wedlów i przecież nie mieszkałam w pustych ścianach. Wiedziałam, że rodzina miała służbę, że pod jednym dachem stykały się różne osobowości, ludzie o przeróżnych zaletach, wadach i nawykach. Wyobraziłam sobie jak nam się ułoży współpraca i co zrobić, by była przyjemna. Naturalnie, nie chciałam się nudzić przy pisaniu, więc stworzyłam cały wachlarz usposobień i charakterów. Tacy ludzie jak Wedlowie nie zatrudniliby byle kogo, więc służba musiała reprezentować spory poziom solidności i uczciwości, ale nie można było się z nimi nudzić. Wyobraziłam sobie kucharkę Józefę i że jej pewnie schodziłabym czasem z drogi, ponieważ by mnie łajała jak swoją siostrzenicę Kasię, gdyż podobnie jak Kasia jestem często roztrzepaną gapą :)

Przypominałam sobie poznawanych ludzi, ich zachowania, przejścia, poglądy i nawyki, a wyobraźnię mam bogatą i plastyczną, więc na podstawie tego wszystkiego odmalowałam postaci, które mogły przestawać z Wedlami i z którymi mi byłoby fajnie przebywać, natomiast ich losy inspirowałyby mnie do dalszej pracy. No, tak mi się napisało i już :)

 

5)      Czy jest szansa, że skusisz się jeszcze na napisanie jakiejś powieści z epoki czy wracasz do współczesności bez żalu?

 

Cóż, powinna powstać jeszcze historia Jana Wedla na tle jego epoki i w odpowiednim kontekście. Do współczesności również wrócę, o ile zaistnieje sposobność. Powtórzę: nie znoszę nudzić się przy pisaniu.

 

6)      Jaka według Ciebie jest recepta na sukces biznesowy? Czy historia powstania czekoladowego imperium pomogła Ci odkryć coś nowego w tym temacie?

 

Podpisuję się pod tym, co napisałaś w swojej recenzji. Nie użalać się nad sobą i nigdy się nie poddawać. Powstanie, rozwój, wreszcie rozkwit firmy Wedlów unaocznia to bardzo mocno. Warto mieć także przysłowiowego „nosa”, wiedzieć, kiedy trzeba być kreatywnym i wyprzedzić swoje czasy, błysnąć czymś nowym, a kiedy należy przycupnąć i dostosować się do tego, co jest.

 

7)      Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy na temat dalszych planów pisarskich?

 

Jaki rynek, takie plany :) Ale, jeśli wszystko się dobrze ułoży, to chciałabym dokończyć opowieść o rodzinie Wedlów. Gdyby jeszcze lepiej się ułożyło – chciałabym opublikować drukiem moje recenzje książek, filmów i wydarzeń kulturalnych, zamieszczanych na stronie Okiem widza i nie tylko na Facebooku. Tych tekstów jest ponad 300 i są bardzo udane oraz przyjemne w czytaniu.

wtorek, 12 grudnia 2023

„Czekoladowa dynastia. Czas Emila” – przepis na sukces o smaku gorzkiej czekolady ze szczyptą pikantnych przypraw, czyli tysiąc smaków w bombonierce ;) RECENZJA PATRONACKA

 



Półtora roku temu recenzowałam „Czas Karola”, czyli pierwszą część „Czekoladowej dynastii” Teresy Moniki Rudzkiej. Napisałam Wam wtedy, że z wielką niecierpliwością oczekuję ciągu dalszego tej porywającej opowieści. I nie tylko się doczekałam, ale miałam prawdziwą przyjemność objąć część drugą, „Czas Emila”, wydaną przez Wydawnictwo Lucky, patronatem. I tutaj muszę natychmiast sprecyzować, że określenia „część pierwsza” i „część druga” nie do końca oddają stan faktyczny, ponieważ „Czas Emila” został tak napisany, że można go czytać jako uzupełnienie i kontynuację „Czasu Karola”, ale można również potraktować najnowszą książkę Teresy Moniki Rudzkiej jako zupełnie samodzielną opowieść i czytać ją bez znajomości poprzedniej. Oczywiście, ja zachęcam serdecznie do lektury obu części ze względu na świetne pióro Autorki oraz bogactwo treści, bo „Czekoladowa dynastia” to coś więcej niż „tylko” fabularyzowana historia powstania i rozwoju czekoladowego imperium Wedlów, to również nakreślony pewną kreską i odważnymi kolorami portret epoki, obyczajów oraz obraz Warszawy przechodzącej od statusu podrzędnego europejskiego miasta do prawdziwej świetności. A nade wszystko to żywa, wciągająca od pierwszych zdań opowieść o ludziach z krwi i kości, podobnych nam, którzy mimo innych kostiumów i innej epoki tak samo kochali, nienawidzili, śmiali się, płakali, cierpieli i podnosili z upadków jak każdy z nas.

 

„Czas Emila” koncentruje się na synu Karola Wedla, założyciela marki, ale bohaterowie pierwszej części również się tutaj pojawiają, tyle że proporcje zostały inaczej rozłożone. Karol Wedel i jego żona stopniowo wtapiają się coraz bardziej w tło opowieści natomiast na plan pierwszy wysuwa się Emil Wedel i otaczający go ludzie. Tym razem Autorka wykorzystała bardzo ciekawy schemat opowieści szkatułkowej. Historia rodziny Wedlów jest pokazana z trzech perspektyw, które się przeplatają ze sobą i uzupełniają: współczesnej pisarki Renaty, która obecnie spisuje ich dzieje, żyjącej na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku Heleny Dąbrowskiej, niegdyś ( bardzo ) bliskiej przyjaciółki Karola Wedla, która w pewnym momencie odkrywa w sobie talent powieściopisarski oraz z perspektywy narratora, który z niemal kronikarską precyzją pokazuje koleje losu czekoladowej dynastii. Mamy zatem opowieść w opowieści na wzór rosyjskich matrioszek, i jest to zabieg bardzo ciekawy i udany, podobnie jak świetnym zabiegiem było przeplecenie części poprzedniej, „Czasu Karola”, listami pisanymi przez Joankę, zatrudnioną jako pomoc domowa w rodzinie Wedlów. Joankę, która tutaj również się pojawia i ze swoimi zdecydowanymi, nie znoszącymi sprzeciwu opiniami niejednokrotnie kradnie show;).

 

Imperium Wedlów się rozrasta, Karol wdraża Emila w tajniki firmy. Młody chłopak, potem mężczyzna, usiłuje sprostać ojcowskim, wyśrubowanym wymaganiom, ale też odkryć własną drogę. Teresa Monika Rudzka odmalowuje historię Emila z taką swadą, że od tej opowieści nie da się oderwać! Ale też i jej bohaterom przyszło żyć w ciekawych czasach zmuszających do stawiania czoła wielu wyzwaniom i do nadążania za postępem, nowinkami technicznymi, ale też zmianami społecznymi następującymi w tempie błyskawicznym, a przez to czasem trudnymi do zaakceptowania. „Czas Emila” jest utkany z dziesiątków, setek nitek – wątków składających się na portret epoki. Przecież to czasy zaborów, spontanicznych, nierzadko straceńczych zrywów niepodległościowych, rewolucji przemysłowej, zmiany świadomości społecznej, zmian obyczajów, a za wszystkim tym muszą nadążyć właściciele firmy, bo nie da się zamknąć oczu na historię i przejść obok, ona wcześniej czy później zagarnie rzeczywistość każdego. Emil Wedel, podobnie jak jego ojciec, musi mieć wiedzę daleko bardziej złożoną niż ta dotycząca technologii produkowania czekolady. Lekceważenie historii i przemian społecznych często kończy się bowiem zmiażdżeniem przez jej trybiki… Jednak te wszystkie, w gruncie rzeczy poważne, historyczne zmiany, Autorka pokazuje w taki sposób, że „Czas Emila” czyta się jak historyczną powieść sensacyjną;)! I chce się więcej i więcej!

 

Prawdziwym majstersztykiem jest wprowadzenie do fabuły postaci z literatury i z …filmu;). Nie zdradzę Wam jakich, bo poza znanymi postaciami historycznymi, jak choćby Henryk Sienkiewicz, Bolesław Prus czy Karol Szymanowski, pojawiają się również bohaterowie literatury polskiej, i jest to takie zawadiackie mrugnięcie okiem do czytelnika. Ciekawa jestem ile postaci Wy odnajdziecie podczas lektury. Z pewnością te odkrycia sprawią Wam wiele frajdy, tak jak mnie.

 

A skoro już jesteśmy przy postaciach – po raz kolejny zachwyca mnie wirtuozeria Autorki w ich kreowaniu! Bohaterowie „Czasu Emila” nie są jednowymiarowi, pomnikowi, sztywni. To są ludzie obdarowani konkretnymi cechami charakteru, ze spójnie zbudowaną historią, z bardzo wiarygodną sylwetką psychologiczną, czasem po ludzku niekonsekwentni, innym razem zachwycający charyzmą, ulegający chwilowym załamaniom, popełniający błędy, prawdziwi aż do bólu. Tak jak wcześniej wspomniałam, jedną z nietuzinkowych postaci jest Joanka, choć moje serce skradła również Kocia, której spektrum możliwości na lekkim rauszu jest …imponujące;). Jeśli chcecie się dowiedzieć kim jest Kocia, sięgnijcie po powieść. Bardzo starannie została zbudowana postać Emila Wedla, którego obserwujemy od czasów dziecięcych aż do jego starości. Autorka pozwala nam zobaczyć jak z młodego człowieka pełnego pasji, ale i czasem naiwnego powoli wykluwa się rasowy przedsiębiorca, prawdziwy wizjoner nie bojący się rozmachu. Ogromną sympatię wzbudziła we mnie również Gina Wedel, żona Emila. Ale tak naprawdę każdy z bohaterów, nawet tych drugo i trzecioplanowych jest dopracowany w każdym calu i zapada w pamięć.

 

Przy tym wszystkim jednak „Czas Emila” to również pozbawiona lukru, ale przez to wcale nie mniej fascynująca opowieść o tym jak powstaje prawdziwe imperium, marka, która stała się znana na lata. Opowieść o żelaznej konsekwencji, uporze, czujności, umiejętności odczytywania znaków czasu i zmian społecznych, pracowitości, przekuwaniu porażek w sukcesy ciężką pracą i cierpliwością. Bo imperium założone przez Karola i odziedziczone przez Emila, a potem przez kolejne pokolenia to nie jednorazowe przedsięwzięcie powstałe dzięki łutowi szczęścia, ale efekt wielu lat żmudnej, nierzadko po ludzku patrząc nużącej pracy i tak często niedocenianej rutyny. Gdybym miała jednym zdaniem opisać Wedlów pokazanych w opowieści Teresy Moniki Rudzkiej to powiedziałabym: Nie użalali się nad sobą i znali poczucie obowiązku…

 

Użalanie się nad sobą prowadziło tylko do większego smutku, wreszcie człowiek tracił chęć, by kierować własnym życiem, nadawać mu jakiś sens i pracować. Tak powtarzali ojciec i matka, a w tym przypadku Emil zgadzał się z nimi co do joty. Od dziecka zajęty i zapracowany, marzył o błogim lenistwie, ale gdy zdarzały się takie rzadkie chwile, szybko zaczynał się nudzić. „Razem wziąwszy, to praca może być zabawą, pod warunkiem, że się ją lubi. Najważniejsze jest zachowanie umiaru we wszystkim” – rozważał młody Wedel. ( str. 82 )


Sięgnijcie koniecznie po „Czas Emila”. Ta książka jest jak wielkie pudełko wykwintnych czekoladek. Znajdziecie w nim wszystkie możliwe smaki, nie będziecie się nudzić, przeciwnie, delektując się kolejnymi docenicie aksamitną, lekko pikantną, zdecydowaną nutę dobrej literatury!




„Herbaciane róże” - Wzruszająca opowieść o tym, że choć prawda wyzwala zrywając bez znieczulenia opatrunki pozorów i kłamstw to przecież nawet stare, jątrzące się latami, zaniedbane rany da się uleczyć balsamem przebaczenia i miłości.

  Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność czło...