Być może niektórzy z Was pamiętają, że jesienią ubiegłego
roku recenzowałam komedię kryminalną Iwony Banach „Niedaleko pada trup od
denata”, w której po raz pierwszy pojawiła się Emilia Gałązka, pierwszy i
jedyny ( a zatem kompletnie nierozumiany ) w okolicy preppers, jej siostrzenica
Magda, były narzeczony tej ostatniej, narcyz i bawidamek Paweł oraz całkiem sympatyczny, choć ze skrzywionym
gustem w kwestii romantycznych prezentów policjant, Mikołaj. Akcja toczyła się
w środowisku pisarskim, emocje między bohaterami szalały, a wyczekiwany z
utęsknieniem przez Emilię Gałązkę koniec świata okazał się niczym w porównaniu
z jednym skromnym morderstwem oraz wielością jego interpretacji w małomiasteczkowej społeczności. W trakcie lektury ubawiłam się po pachy, więc
z dzikim zachwytem powitałam zapowiedź kolejnej komedii kryminalnej z tymi
samymi bohaterami, „Głodnemu trup na myśli”. Byłam niezmiernie ciekawa co
słychać u naszych przyjaciół.
Po wydarzeniach z poprzedniego tomu Emilia Gałązka wciąż
kontynuuje porządki w swoim deczko zdewastowanym domu i jego otoczeniu ( więcej
o przyczynach tej dewastacji dowiecie się z części pierwszej, do której Was
odsyłam ;) ), zaś niepocieszony i
sfrustrowany Pawełek nie traci nadziei na odzyskanie względów Magdy, w związku
z czym posuwa się niemalże do stalkingu obserwując nieustannie dom Emilii, w
którym jego ukochana zamieszkała. Emilia i Magda dogadują się świetnie, ku
rozpaczy Pawełka oraz matki Magdy, nieco nadwrażliwej i egzaltowanej Amelii,
zazdrosnej o relacje córki z postrzeloną siostrą. Kryzys dotyka również świeżego związku
dziewczyny z Mikołajem, bo zrównoważonemu i troskliwemu policjantowi nie podoba
się pomysł ukochanej, która postanowiła zostać …prywatnym detektywem.
Niereformowalny Pawełek liczy na to, że sam coś ugra na niesnaskach między
zakochanymi, stąd jego „przyklejenie” do byłej narzeczonej. Nikt już nawet nie
zwraca na niego specjalnie uwagi, w końcu Emilia musi się przygotować na, tym
razem wielce obiecujący, koniec świata, a Magda kombinuje jak zdobyć wymarzone
pozwolenia potrzebne do rozkręcenia detektywistycznego biznesu.
Całe to towarzystwo jest zupełnie nieświadome, że na orbicie
małomiasteczkowej społeczności pojawiły się pewne dwa kolorowe ptaki, których
przybycie mocno namąci w ich życiorysach. Są nimi dwie tryskające entuzjazmem
do kraju swoich przodków Amerykanki polskiego pochodzenia, które łącząc
przyjemne z pożytecznym przyjechały do Polski, żeby się odchudzić i …poznać
wszystkie polskie smaki i przysmaki. Jakoś umknął im fakt, że jedno z drugim
niekoniecznie idzie w parze ;) . Ledwo jednak poczciwe niewiasty zdążyły
zaznaczyć swą kolorową i obfitą obecność w miasteczku, a już jedna ze stanu
żywego przeszła w stan martwy… W dodatku traf chciał, że we właściwym miejscu i
o właściwym czasie znalazł się nie kto inny, a …Magda, marząca o wykazaniu się
we własnym prywatnym śledztwie. I mało ważne, że na samą myśl o tym Mikołaj
zgrzyta zębami, nie na darmo Magda jest siostrzenicą walecznej Emilii, której
nawet zombie, komety oraz mające wymordować rodzaj ludzki krwiożercze duchy
niestraszne!
Czy zachęciłam Was trochę powyższym opisem ;) ? Mam
nadzieję, że tak, bo książka Iwony
Banach jest po prostu fantastycznie napisana, z takim cudownym, mocno
absurdalnym, buzującym jak bąbelki w szampanie poczuciem humoru, które
doprowadza czytelnika do dzikich ataków śmiechu i daje mu chwile prawdziwego
odprężenia. Jednocześnie jednak już w trakcie lektury czytelnik odkrywa, że pod
tą otoczką czarnego humoru i absurdu rodem z Monty Pythona kryje się wiele gorzkich
prawd o ludziach i ich zachowaniach oraz wiele wnikliwych obserwacji
współczesnego świata. Iwona Banach ma bowiem niezwykły zmysł obserwacji, a jej
poczucie humoru bywa ostre jak brzytwa i równie niebezpieczne, obnaża bowiem
wszelkie absurdy współczesności. Robi to jednak z wielkim talentem, dzięki
czemu ta czasem bardzo gorzka prawda o ludzkiej głupocie i naiwności staje się
możliwa do przełknięcia. Niczym bardzo gorzki lek osłodzony wielką łyżką miodu
;) !Pozwolę sobie przytoczyć mały fragment na zachętę:
Pewna ilość alkoholu i
duża dawka teorii spiskowych potrafią ugotować niejeden mózg na miękko,
najlepiej jednak działają w układach zbiorowych.
Jeden człowiek, nawet
pijany, owładnięty teorią spiskową niewiele zdziała. Najwyżej wstawi kilka
niecenzuralnych komentarzy pod jakimś postem na Facebooku i pójdzie spać z
poczuciem spełnionej misji, ale grupa to już inna bajka.
Grupa może o wiele
więcej, a ponieważ iloraz inteligencji grupy podobno równa się ilorazowi
inteligencji najgłupszego z jej członków, to, do czego ta grupa jest zdolna,
bywa nierozsądne, niebezpieczne, a czasem ociera się rany kłute, szarpane i tłuczone oraz wyroki
nie tylko w zawieszeniu. ( str. 207 )
Zapewniam Was, że jedynie w książce tej Autorki znajdziecie
tak oryginalne zastosowanie granatu z Drugiej Wojny Światowej czy też maszyny
do …robienia mgły. Przekonacie się również jak niebezpieczne może się okazać
spożywanie pierogów, jak opłakane skutki może mieć nieumiarkowana miłość do
polskich zup, zwłaszcza do krupniku rodem ze wspomnień dziadka – emigranta oraz
czemu nasz polski chrzan jest stokroć lepszy od amerykańskiego ;) . U Iwony
Banach hasło „Dobre, bo polskie” nabiera wielu nowych znaczeń ;) ! Chyba już to
pisałam w jednej z recenzji książek tej Autorki, ale jeszcze raz powtórzę – nie
bawiłam się tak świetnie podczas lektury komedii kryminalnych od czasów
czytania książek nieodżałowanej Joanny Chmielewskiej. I tutaj ostrzeżenie: lepiej nie czytać
powieści Iwony Banach w miejscach publicznych, prawdopodobieństwo przymusowej
kontroli trzeźwości jest wysokie – nikt Wam nie uwierzy, że tak się zaśmiewacie
na trzeźwo ;) !
I jeszcze jedno – nie mogę nie pochwalić Wydawnictwa Dragon
za konsekwencję w doborze szaty graficznej. Okładka „Głodnemu trup na myśli”
nie tylko pięknie pasuje do treści i charakteru książki, ale również do okładki
tomu pierwszego! Życzyłabym sobie więcej książek z tak dobrze dobranymi,
estetycznymi, nowoczesnymi okładkami – brawo! Gorąco Wam polecam „Głodnemu trup
na myśli” na chandrę, smutki, smuteczki, na pocieszenie po złym dniu, ale
również na wypad na plażę, nad jeziora czy w góry – ta książka bawi do łez i
daje czytelnikowi chwile prawdziwego wytchnienia!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję serdecznie Wydawnictwu
Dragon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz