środa, 2 września 2020

„Zakłamane życie dorosłych” – czyli o sztuce degustacji wytrawnej prozy RECENZJA PREMIEROWA!

 


„Wierzę, że książki, kiedy już zostaną napisane, nie potrzebują swoich autorów. Jeśli książki te mają coś ważnego do powiedzenia, prędzej lub później znajdą czytelników; jeśli nie mają, to ich nie znajdą…”

 

Elena Ferrante to pisarka tak znana i wywołująca w czytelnikach oraz krytykach tyle skrajnych emocji, że pisanie na temat jej książek musi budzić jednocześnie ekscytację i lęk, i takie właśnie uczucia towarzyszą mi w tej chwili. Jednak z prawdziwą przyjemnością podzielę się z Wami recenzją jej najnowszej książki, „Zakłamane życie dorosłych”, która właśnie dziś ma swoją światową i polską premierę!

 

Parafrazując początek Ewangelii według świętego Jana, na początku było słowo. A dokładniej jedno zdanie wypowiedziane przez ojca głównej bohaterki, dwunastoletniej Giovanny, który w rozmowie z jej matką porównuje ją do swojej siostry, Vittorii. To pozornie niewinne zdanie kryje w sobie trujący ładunek – siostra ojca to osoba, która jest w ich rodzinie synonimem prostactwa oraz brzydoty moralnej i fizycznej. To jedno zdanie odbija się jak pocisk i rykoszetem uderza w podsłuchującą dziewczynkę rozrywając jej psychikę i jej poukładany dotąd świat, w którym rodzice jawili się jako chodzące ideały. Dla Giovanny zaczyna się gwałtownie proces dorastania, negowania wszystkiego, w co dotąd wierzyła, podważania autorytetów, ale również chaotycznego i pełnego pochopnych decyzji i błędów poszukiwania własnej tożsamości. Bolesnego, uwierającego najbardziej ją samą, doprowadzającego na zmianę do rozpaczy i do ekstazy.

 

To dojrzewanie Elena Ferrante pokazuje zderzając ze sobą dwa światy, dwa oblicza Neapolu. Z jednej strony mamy część reprezentowaną przez rodziców Giovanny i ich znajomych. Świat intelektualistów, ludzi zamożnych, szanowanych, dla których potwierdzeniem ich statusu intelektualnego i społecznego jest miejsce zamieszkania. Mieszkają w dzielnicy na górze podczas gdy dzielnice znajdujące się na dole Ferrante przedstawia jako trzewia Neapolu, odrażające, brudne, pełne moralnego zepsucia, biedoty, nieudacznictwa życiowego. To w tych odrażających trzewiach miasta żyje ciotka Vittoria, która młodą bohaterkę zaczyna fascynować w niezdrowy, momentami wręcz bałwochwalczy sposób. Boi się jej, podziwia ją, gardzi nią, pragnie jej miłości i akceptacji. Jednak w zderzeniu tych dwóch światów zaczyna z przerażeniem i fascynacją odkrywać coraz więcej niespójności między tym, co wpoili jej rodzice jako jedynie słuszne i moralnie właściwe, a ich zachowaniem w rzeczywistym życiu. Ojciec odmalowywał ciotkę Vittorię niczym mitycznego smoka, który zionie nienawiścią, kłamie i niszczy wszystko na swojej drodze. Według niego to ona może odebrać niewinność Giovannie i wciągnąć ją w swoje gierki. Jednak w zderzeniu z faktami dziewczyna odkrywa coraz więcej pęknięć na starannie pielęgnowanym obrazku własnej rodziny. A im głębiej Giovanna wchodzi w świat Vittorii, tym bardziej wali się świat dotąd budowany przez jej rodziców. W tym zabiegu widać coś, o czym Ferrante mówi otwarcie definiując swoje pisarstwo: „Interesuje mnie pisanie, w którym wykształceni ludzie, w uścisku emocji, odstawiają na bok wyrafinowane formułki. Bardzo lubię rozbijać pancerz dobrej edukacji i manier moich bohaterów. Zaburzać ich przekonania o samych sobie. Podkopywać ich determinację. Odsłaniać inną, bardziej szorstką duszę”. ( Cytat pochodzi z „Frantumaglii” – zbioru listów i esejów* ) Dokładnie tak dzieje się z rodzicami Giovanny, zwłaszcza z jej ojcem. Nagle dziewczynka odkrywa, że przecież on sam pochodzi z tych pogardzanych trzewi Neapolu, a wykształcenie oraz intelektualna swoboda to za mało, żeby uważać się za moralnie lepszego od swojej rodziny. Późniejsze zachowanie rodziców dobitnie pokaże, że świństwa, podłości i zdrady nie wybierają adresu zamieszkania i panoszą się równie często pod najlepszymi neapolitańskimi adresami co w slumsach Neapolu. Ostatecznie to przez nich Giovanna utraci dziecięcą niewinność, a sposób, w jaki autorka odmalowuje wewnętrzne splątanie zagubionej nastolatki to prawdziwe mistrzostwo. W sercu i duszy Giovanny tworzy się najprawdziwszy kołtun sprzecznych emocji, twór nie do rozplątania, bo każda próba, choćby najdelikatniejsza, musi przynieść ból.

 

Niesamowita jest ta część opowieści, która dzieje się właśnie w biednych dzielnicach, w których żyją Vittoria i im podobni. Proza Ferrante jest jednocześnie wytrawna i soczysta. Wytrawność intelektualnych dyskursów zderza z soczystością prawdziwego życia warstw ubogich. Neapol u Ferrante jest jednocześnie fascynujący i odrażający, budzący zachwyt i lęk. Politycznej poprawności i zakłamaniu ludzi wykształconych i bogatych, reprezentowanych przez rodziców Giovanny oraz ich przyjaciół, Mariano i Costanzę, autorka przeciwstawia momentami groteskową, rodem z oper mydlanych, emocjonalność ludzi zamieszkujących biedne dzielnice, w których kochanka razem z żoną wychowują wspólnie dzieci i obie celebrują pamięć po zmarłym ukochanym oraz cieszą się prawem do wdowieństwa. Sceny z domu Margherity, w którym Vittoria zachowuje się niczym pełnoprawny, szanowany członek rodziny to kwintesencja neapolitańskiej soczystości. Kto nigdy nie słyszał awantury zrobionej przez rodowitą neapolitankę nie będzie w stanie docenić kunsztu z jakim Ferrante stworzyła postać Vittorii. Ja miałam okazję zwiedzać Neapol i słyszeć soczystą awanturę wywołaną przez krewką neapolitankę i dlatego wiem, że Vittoria jest kwintesencją tego świata i jego złożoności. Zresztą,  w tym wypadku możemy w wypowiedziach autorki znaleźć wyjaśnienie dla owych fragmentów jakby z opery mydlanej lub, bo i takie skojarzenie miałam, z magicznych opowieści Gabriela Garcíi Márqueza: „Lubię wykorzystywać niskie rejestry. Przestałam wstydzić się tego, jak bardzo podobają mi się śmieciowe historyjki o miłości i zdradzie, które znajduję w kolorowej prasie kobiecej. Rozbudzają one we mnie pożądanie fabuły – niekoniecznie logicznej – i silnych emocji”. ( Cytat pochodzi z „Frantumaglii” – zbioru listów i esejów* )

 

To zderzenie dwóch światów być może bierze się również z doświadczeń samej autorki, która kiedyś przyznała: "Nie dorastałam w dostatku. Wspinanie się po drabinie ekonomicznej było dla mnie ciężkim doświadczeniem. I wciąż mam poczucie winy wobec tych, których pozostawiłam za sobą". ( Wywiad z Deborah Orr ) Może stąd wzięło się obnażenie małości ojca Giovanny, który ten świat za sobą zostawił i się go wstydzi, oraz zderzenie go z postacią Roberto, który urasta do roli kogoś w rodzaju charyzmatycznego proroka, a jego spłatą długu ma być powrót z Mediolanu, gdzie robi karierę naukową i bryluje wśród elity intelektualnej, do Neapolu, oraz małżeństwo z piękną, ale nie dorastającą mu intelektualnie do pięt Giulianą. Nawiasem mówiąc, to kolejna niesamowita bohaterka, a ja chętnie przeczytałabym powieść Ferrante o losach jej i Roberto po ślubie.

 

Mogłabym pisać bez końca o „Zakłamanym życiu dorosłych”, jego wielowarstwowości, ukrytych znaczeniach, przemyconych treściach, kunsztownie stworzonych postaciach, ale chciałabym, żebyście odkryli wyjątkowość tej prozy sami. Jej czytanie przypomina degustację wina przez sommeliera – im bardziej wytrawny i uważny czytelnik, tym lepiej oceni barwę, klarowność, lepkość oraz złożony bukiet tej prozy ;) . Wybaczcie te kulinarne porównania, ale książka Ferrante ma w sobie tak dużą dawkę sensualności, że nie sposób odbierać jej zmysłowo! Gorąco polecam!

 

Za egzemplarz do recenzji dziękuję serdecznie Wydawnictwu Sonia Draga

*  Tłumaczenie cytowanych fragmentów pochodzi ze znakomitego artykułu Jakuba Zgierskiego: https://www.dwutygodnik.com/artykul/7743-inteligenci-bez-tradycji.html





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„Herbaciane róże” - Wzruszająca opowieść o tym, że choć prawda wyzwala zrywając bez znieczulenia opatrunki pozorów i kłamstw to przecież nawet stare, jątrzące się latami, zaniedbane rany da się uleczyć balsamem przebaczenia i miłości.

  Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność czło...