„Wierzę, że książki, kiedy już zostaną
napisane, nie potrzebują swoich autorów. Jeśli książki te mają coś ważnego do
powiedzenia, prędzej lub później znajdą czytelników; jeśli nie mają, to ich nie
znajdą…”
Elena Ferrante to
pisarka tak znana i wywołująca w czytelnikach oraz krytykach tyle skrajnych
emocji, że pisanie na temat jej książek musi budzić jednocześnie ekscytację i
lęk, i takie właśnie uczucia towarzyszą mi w tej chwili. Jednak z prawdziwą
przyjemnością podzielę się z Wami recenzją jej najnowszej książki, „Zakłamane
życie dorosłych”, która właśnie dziś ma swoją światową i polską premierę!
Parafrazując
początek Ewangelii według świętego Jana, na początku było słowo. A dokładniej
jedno zdanie wypowiedziane przez ojca głównej bohaterki, dwunastoletniej
Giovanny, który w rozmowie z jej matką porównuje ją do swojej siostry,
Vittorii. To pozornie niewinne zdanie kryje w sobie trujący ładunek – siostra
ojca to osoba, która jest w ich rodzinie synonimem prostactwa oraz brzydoty
moralnej i fizycznej. To jedno zdanie
odbija się jak pocisk i rykoszetem uderza w podsłuchującą dziewczynkę
rozrywając jej psychikę i jej poukładany dotąd świat, w którym rodzice jawili
się jako chodzące ideały. Dla Giovanny zaczyna się gwałtownie proces
dorastania, negowania wszystkiego, w co dotąd wierzyła, podważania autorytetów,
ale również chaotycznego i pełnego pochopnych decyzji i błędów poszukiwania
własnej tożsamości. Bolesnego, uwierającego najbardziej ją samą,
doprowadzającego na zmianę do rozpaczy i do ekstazy.
To dojrzewanie
Elena Ferrante pokazuje zderzając ze sobą dwa światy, dwa oblicza Neapolu. Z
jednej strony mamy część reprezentowaną przez rodziców Giovanny i ich znajomych.
Świat intelektualistów, ludzi zamożnych, szanowanych, dla których
potwierdzeniem ich statusu intelektualnego i społecznego jest miejsce
zamieszkania. Mieszkają w dzielnicy na górze podczas gdy dzielnice znajdujące
się na dole Ferrante przedstawia jako trzewia Neapolu, odrażające, brudne,
pełne moralnego zepsucia, biedoty, nieudacznictwa życiowego. To w tych odrażających
trzewiach miasta żyje ciotka Vittoria, która młodą bohaterkę zaczyna fascynować
w niezdrowy, momentami wręcz bałwochwalczy sposób. Boi się jej, podziwia ją,
gardzi nią, pragnie jej miłości i akceptacji. Jednak w zderzeniu tych dwóch
światów zaczyna z przerażeniem i fascynacją odkrywać coraz więcej niespójności
między tym, co wpoili jej rodzice jako jedynie słuszne i moralnie właściwe, a
ich zachowaniem w rzeczywistym życiu. Ojciec odmalowywał ciotkę Vittorię niczym
mitycznego smoka, który zionie nienawiścią, kłamie i niszczy wszystko na swojej
drodze. Według niego to ona może odebrać niewinność Giovannie i wciągnąć ją w
swoje gierki. Jednak w zderzeniu z faktami dziewczyna odkrywa coraz więcej
pęknięć na starannie pielęgnowanym obrazku własnej rodziny. A im głębiej
Giovanna wchodzi w świat Vittorii, tym bardziej wali się świat dotąd budowany
przez jej rodziców. W tym zabiegu widać coś, o czym Ferrante mówi otwarcie
definiując swoje pisarstwo: „Interesuje mnie pisanie, w którym wykształceni
ludzie, w uścisku emocji, odstawiają na bok wyrafinowane formułki. Bardzo
lubię rozbijać pancerz dobrej edukacji i manier moich bohaterów. Zaburzać
ich przekonania o samych sobie. Podkopywać ich determinację. Odsłaniać
inną, bardziej szorstką duszę”. (
Cytat pochodzi z „Frantumaglii”
– zbioru listów i esejów* ) Dokładnie tak dzieje się z rodzicami Giovanny,
zwłaszcza z jej ojcem. Nagle dziewczynka odkrywa, że przecież on sam pochodzi z
tych pogardzanych trzewi Neapolu, a wykształcenie oraz intelektualna swoboda to
za mało, żeby uważać się za moralnie lepszego od swojej rodziny. Późniejsze zachowanie rodziców dobitnie
pokaże, że świństwa, podłości i zdrady nie wybierają adresu zamieszkania i
panoszą się równie często pod najlepszymi neapolitańskimi adresami co w
slumsach Neapolu. Ostatecznie to przez nich Giovanna utraci dziecięcą niewinność,
a sposób, w jaki autorka odmalowuje wewnętrzne splątanie zagubionej nastolatki
to prawdziwe mistrzostwo. W sercu i duszy Giovanny tworzy się najprawdziwszy
kołtun sprzecznych emocji, twór nie do rozplątania, bo każda próba, choćby
najdelikatniejsza, musi przynieść ból.
Niesamowita
jest ta część opowieści, która dzieje się właśnie w biednych dzielnicach, w
których żyją Vittoria i im podobni. Proza
Ferrante jest jednocześnie wytrawna i soczysta. Wytrawność intelektualnych
dyskursów zderza z soczystością prawdziwego życia warstw ubogich. Neapol u
Ferrante jest jednocześnie fascynujący i odrażający, budzący zachwyt i lęk.
Politycznej poprawności i zakłamaniu ludzi wykształconych i bogatych,
reprezentowanych przez rodziców Giovanny oraz ich przyjaciół, Mariano i
Costanzę, autorka przeciwstawia momentami groteskową, rodem z oper mydlanych,
emocjonalność ludzi zamieszkujących biedne dzielnice, w których kochanka razem
z żoną wychowują wspólnie dzieci i obie celebrują pamięć po zmarłym ukochanym
oraz cieszą się prawem do wdowieństwa. Sceny z domu Margherity, w którym
Vittoria zachowuje się niczym pełnoprawny, szanowany członek rodziny to
kwintesencja neapolitańskiej soczystości. Kto nigdy nie słyszał awantury
zrobionej przez rodowitą neapolitankę nie będzie w stanie docenić kunsztu z
jakim Ferrante stworzyła postać Vittorii. Ja miałam okazję zwiedzać Neapol i
słyszeć soczystą awanturę wywołaną przez krewką neapolitankę i dlatego wiem, że
Vittoria jest kwintesencją tego świata i jego złożoności. Zresztą, w tym wypadku możemy w wypowiedziach autorki
znaleźć wyjaśnienie dla owych fragmentów jakby z opery mydlanej lub, bo i takie
skojarzenie miałam, z magicznych opowieści Gabriela
Garcíi Márqueza: „Lubię wykorzystywać niskie
rejestry. Przestałam wstydzić się tego, jak bardzo podobają mi się śmieciowe
historyjki o miłości i zdradzie, które znajduję w kolorowej
prasie kobiecej. Rozbudzają one we mnie pożądanie fabuły – niekoniecznie
logicznej – i silnych emocji”. (
Cytat pochodzi z „Frantumaglii”
– zbioru listów i esejów* )
To
zderzenie dwóch światów być może bierze się również z doświadczeń samej
autorki, która kiedyś przyznała: "Nie dorastałam w
dostatku. Wspinanie się po drabinie ekonomicznej było dla mnie ciężkim
doświadczeniem. I wciąż mam poczucie winy wobec tych, których pozostawiłam za
sobą". ( Wywiad z
Deborah Orr ) Może stąd wzięło się obnażenie małości ojca Giovanny, który ten
świat za sobą zostawił i się go wstydzi, oraz zderzenie go z postacią Roberto,
który urasta do roli kogoś w rodzaju charyzmatycznego proroka, a jego spłatą
długu ma być powrót z Mediolanu, gdzie robi karierę naukową i bryluje wśród
elity intelektualnej, do Neapolu, oraz małżeństwo z piękną, ale nie dorastającą
mu intelektualnie do pięt Giulianą. Nawiasem mówiąc, to kolejna niesamowita
bohaterka, a ja chętnie przeczytałabym powieść Ferrante o losach jej i Roberto
po ślubie.
Mogłabym pisać bez końca o „Zakłamanym
życiu dorosłych”, jego wielowarstwowości, ukrytych znaczeniach, przemyconych
treściach, kunsztownie stworzonych postaciach, ale chciałabym, żebyście odkryli
wyjątkowość tej prozy sami. Jej czytanie przypomina degustację wina przez
sommeliera – im bardziej wytrawny i uważny czytelnik, tym lepiej oceni barwę,
klarowność, lepkość oraz złożony bukiet tej prozy ;) . Wybaczcie te kulinarne
porównania, ale książka Ferrante ma w sobie tak dużą dawkę sensualności, że nie
sposób odbierać jej zmysłowo! Gorąco polecam!
Za egzemplarz do
recenzji dziękuję serdecznie Wydawnictwu Sonia Draga
* Tłumaczenie cytowanych fragmentów pochodzi ze znakomitego artykułu Jakuba Zgierskiego: https://www.dwutygodnik.com/artykul/7743-inteligenci-bez-tradycji.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz