1)
Skąd pomysł na taką konstrukcję
powieści, czyli powieść szkatułkową?
Sama bardzo lubię twórczość niekonwencjonalną, czyli utwory takie, gdzie
historia nie jest tak po prostu chronologicznie wyłożona, tylko skonstruowana w
ten sposób, że czytelnik nagle ma zonk i musi się zastanowić. To ożywia jego ciekawość,
skupienie, inspiruje do myślenia i z reguły ma wtedy większą frajdę z czytania.
Opowieść nie jest prosta jak konstrukcja cepa :) Naturalnie, nie może być
przerostu formy nad treścią, nie powinna powstać ładna wydmuszka, z której nic
nie wynika.
Do tej pory pamiętam oczarowanie i zachwyt powieścią „Rękopis znaleziony w
Saragossie” Jana Potockiego, którą pochłonęłam w wieku licealnym. To jest
właśnie klasyczne dzieło szkatułkowe, inspirowane arabsko – perską tradycją
pisania. Z jednej opowieści wysnuwa się następna, a niej kolejna, a z niej
następna i tak do końca, przy czym nie stanowią sztuki dla sztuki, lecz są ze
sobą ściśle powiązane, a na końcu wszystko zostaje wyjaśnione.
Marzyłam, aby napisać coś takiego i to mi się udało. „Czas Emila” jest
powieścią szkatułkową, choć kunsztowności „Rękopisu znalezionego w Saragossie”
nic nie pobije :)
Ja w ogóle lubię takie zabawy z czytelnikami, mruganie do nich okiem, eksperymenty,
a nie znoszę się nudzić przy pisaniu, więc...
Na przykład moją wcześniejsza powieść „Na karuzeli” skomponowałam w ten
sposób, że równie dobrze można ją czytać od ostatniego rozdziału do tego, który
otwiera całą historię. „Carską Drogę” ludzie czytają albo chronologicznie, albo
sami ustalają sobie chronologię czytając wybrane fragmenty i nie tracąc przy
tym wymowy całości.
Literatura jako taka to przecież również zabawa, wygłup, tropienie
smaczków, a jeśli czytelnik ma pewne przemyślenia, interpretacje – stanowią one
wartość dodaną.
2) Jak długo przygotowywałaś się do pisania szukając
materiałów na temat rodziny Wedlów oraz na temat epoki? Czy jest coś, co Cię w
tych poszukiwaniach najbardziej zaskoczyło albo sprawiło trudność?
Epoka od zawsze była moją ulubioną, bo dekoracyjna, bo malownicza, bo
kobiety są pięknie ubrane w powłóczyste suknie. Naturalnie, taki obraz
wyniosłam z lektur historycznych i beletrystycznych, a w rzeczywistości nie
wyglądało to różowo i beztrosko. Niemniej od lat czytałam dużo o tamtych
latach, więc pewne informacje i pojęcie o nich już miałam. Czułam się
zadomowiona w ich tle. Kiedy już zaczęłam się przygotowywać do napisania o
rodzinie Wedlów, to oczywiście przeczytałam kilka książek na ich temat i znajdowałam
dostępne w archiwach, artykułach prasowych, wywiadach wiadomości o tej rodzinie
i ich firmie. Studiując je, miałam w wyobraźni obraz całości i szybko zabrałam
się do pisania. Równie szybko okazało się, iż zdobyte informacje są
niewystarczające, że istnieje w nich dużo białych plam, więc zaczynałam kolejne
poszukiwania. Proces twórczy szedł równolegle do nich, a trwało to blisko rok.
Wiedziałam coraz więcej, a jednocześnie czułam, że nie wiem prawie nic ;)
Sklep, firma, metody jej prowadzenia... to było łatwiejsze, niż wiedza o
charakterach moich bohaterów. Tego żadne dokumenty nie odtworzą; na ich
podstawie mogłam jedynie wysnuć własną interpretację. Nie zaskoczył mnie fakt,
iż mimo wszystko z racji odległości w czasie niewiele wiemy o osobowości Karola
Wedla. Ale w trakcie poszukiwań znalazłam bardzo mało wiadomości o Michalinie Czerneckiej, wieloletniej partnerce Jana
Wedla. O ich związku także nie ma zbyt wielu danych. Cóż, to nie były czasy
księcia Karola i księżnej Diany :) Liczę na to, że jednak uda mi się odnaleźć
więcej informacji, dzięki którym obraz tych postaci będzie wyrazisty i spójny.
3) Jaka postać stała się Twoją ulubioną, a która okazała
się najbardziej krnąbrna podczas pisania książki?
Uwielbiam ich wszystkich :) Ale główni bohaterowie żyli naprawdę, natomiast
są tacy od A do Z wymyśleni przeze mnie, jak choćby Joanka Kowalska z domu
Miller. Joanka to całkowicie moje dziecko, nadto ma nietuzinkową osobowość,
jest ambitna i lojalna. Joanka czasami działa na nerwy, lecz nie sposób jej nie
lubić. Zatem może Joanka? Ale... przecież siostra Emila również nie jest przeciętną
osobą, a kucharka Józefa? A Kasia? Konstancja?
Chyba najbardziej jednak lubię pisarkę Helenę Dąbrowską, spisującą dzieje
Wedlów. Pozbierała się po ciężkich przejściach osobistych, potrafiła nadać
swojemu życiu sens, kierunek oraz radość, a przy tym była szalenie kobieca :)
Powiedzmy, że nie znoszę ludzi pokroju Roberta Wiśniowskiego (szwagier
Karola Wedla), bo z takimi trudnymi charakterami nie sposób dojść do ładu. Ale
czy Robert był krnąbrny podczas pisania książki? Tego bym nie powiedziała;
tutaj Robert musiał się dostosować, inna opcja nie istniała :)
4) Skąd pomysł na takie smakowite postaci drugo i
trzecioplanowe? Przecież można tych bohaterów jeść łyżkami, tak są
nietuzinkowi!
Z życia :) A poważnie: pisząc książkę znalazłam się w domu Wedlów i
przecież nie mieszkałam w pustych ścianach. Wiedziałam, że rodzina miała
służbę, że pod jednym dachem stykały się różne osobowości, ludzie o przeróżnych
zaletach, wadach i nawykach. Wyobraziłam sobie jak nam się ułoży współpraca i
co zrobić, by była przyjemna. Naturalnie, nie chciałam się nudzić przy pisaniu,
więc stworzyłam cały wachlarz usposobień i charakterów. Tacy ludzie jak
Wedlowie nie zatrudniliby byle kogo, więc służba musiała reprezentować spory
poziom solidności i uczciwości, ale nie można było się z nimi nudzić.
Wyobraziłam sobie kucharkę Józefę i że jej pewnie schodziłabym czasem z drogi,
ponieważ by mnie łajała jak swoją siostrzenicę Kasię, gdyż podobnie jak Kasia
jestem często roztrzepaną gapą :)
Przypominałam sobie poznawanych ludzi, ich zachowania, przejścia, poglądy i
nawyki, a wyobraźnię mam bogatą i plastyczną, więc na podstawie tego
wszystkiego odmalowałam postaci, które mogły przestawać z Wedlami i z którymi
mi byłoby fajnie przebywać, natomiast ich losy inspirowałyby mnie do dalszej
pracy. No, tak mi się napisało i już :)
5) Czy jest szansa, że skusisz się jeszcze na napisanie
jakiejś powieści z epoki czy wracasz do współczesności bez żalu?
Cóż, powinna powstać jeszcze historia Jana Wedla na tle jego epoki i w
odpowiednim kontekście. Do współczesności również wrócę, o ile zaistnieje
sposobność. Powtórzę: nie znoszę nudzić się przy pisaniu.
6) Jaka według Ciebie jest recepta na sukces biznesowy?
Czy historia powstania czekoladowego imperium pomogła Ci odkryć coś nowego w
tym temacie?
Podpisuję się pod tym, co napisałaś w swojej recenzji. Nie użalać się nad
sobą i nigdy się nie poddawać. Powstanie, rozwój, wreszcie rozkwit firmy Wedlów
unaocznia to bardzo mocno. Warto mieć także przysłowiowego „nosa”, wiedzieć,
kiedy trzeba być kreatywnym i wyprzedzić swoje czasy, błysnąć czymś nowym, a
kiedy należy przycupnąć i dostosować się do tego, co jest.
7) Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy na temat dalszych
planów pisarskich?
Jaki rynek, takie plany :) Ale, jeśli wszystko się dobrze ułoży, to
chciałabym dokończyć opowieść o rodzinie Wedlów. Gdyby jeszcze lepiej się
ułożyło – chciałabym opublikować drukiem moje recenzje książek, filmów i
wydarzeń kulturalnych, zamieszczanych na stronie Okiem widza i nie tylko na
Facebooku. Tych tekstów jest ponad 300 i są bardzo udane oraz przyjemne w
czytaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz