Od zawsze uwielbiam opowieści z historią i tajemnicą w tle. Kocham przedmioty z duszą. Inspirują mnie stare fotografie, rozczulają kruchutkie, stareńkie porcelanowe filiżanki, które przetrwały dziejowe zawieruchy wbrew sensowi i logice, choć nie przetrwali ich ludzie… A przecież, jak w wierszu Barańczaka:
Jeżeli
porcelana to wyłącznie taka
Której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą
czołgu
Zatem nic dziwnego, że już sam tytuł najnowszej powieści
Małgorzaty Lis, „Sekret starych fotografii”, sprawił, że połknęłam przynętę i
poczułam przymus zgłębienia tej historii. Nie wahałam się więc ani przez chwilę
gdy Wydawnictwo Emocje zaproponowało mi jej zrecenzowanie.
Akcja powieści toczy się na dwóch płaszczyznach czasowych, a
narracja prowadzona jest w trzeciej oraz w pierwszej osobie, co nadaje tempa
całej historii, nie pozwala się nudzić podczas lektury, ale też tonuje emocje
po fragmentach szczególnie dramatycznych i trudnych do udźwignięcia. Poznajemy
równocześnie historię Irki Będkowskiej, która zaczyna się w maju 1939 roku, tuż
przed wybuchem Drugiej Wojny Światowej, oraz zupełnie współczesną historię
Magdy, byłej nauczycielki, obecnie niezupełnie szczęśliwej i spełnionej
pracownicy warszawskiej korporacji, której pewnego z pozoru zwykłego dnia całe
dotychczas poukładane życie wali się na głowę: traci chłopaka, z którym wiązała
coraz śmielsze plany a właściciel mieszkania, które wynajmuje daje jej dwa dni
na wyprowadzkę. Pod wpływem impulsu i okoliczności postanawia wyprowadzić się
do Żarek, miasteczka, w którym może kupić stary dom do remontu.
Wydawać by się mogło, że to opowieść jak wiele innych, ale
różni ją od nich właśnie wątek historyczny. Bo nagle przedwojenne losy
osiemnastoletniej Irki oraz współczesne losy Magdy zaczynają się splatać przez
miejsce, w którym ta ostatnia się znalazła. Żarki są przesiąknięte trudną
historią, unoszą się w nich, niczym opary mgły nad rzeką, duchy przeszłości.
Razem z losami Irki poznajemy przedwojenną społeczność tej małej miejscowości,
panujące w niej układy i napięcia. Te wszystkie delikatne zależności, które
potem, w tragicznej wojennej dramaturgii niejednokrotnie doprowadzą do
eskalacji, wybuchów, zdrad, ludzkich tragedii.
Nie zdradzę Wam fabuły opowieści, wiecie dobrze, że nigdy
tego nie robię pozostawiając Wam radość samodzielnego jej odkrywania. Podzielę
się tylko kilkoma refleksjami, tym, co mnie najbardziej uderzyło. I tak na
pierwszym miejscu chcę wspomnieć o historii relacji polsko – żydowskich,
panujących między obiema nacjami napięć i tragedii Holocaustu. Małgorzata Lis
nie wystawia w „Sekrecie starych fotografii” laurki stosunkom polsko –
żydowskim. Przeciwnie, pokazuje ich złożoność, która wymaga czegoś więcej niż
etykietowania. Opisuje przejawy antysemityzmu, które w dużej mierze wynikały ze
złożoności ludzkich charakterów, z ich pomieszania w każdym narodzie, i których
nigdy nie wolno uogólniać. Bo najłatwiej przykleić człowiekowi lub narodowi
etykietkę antysemity lub świętego, a tymczasem obiektywna prawda jest zawsze
pośrodku. Nierzadko prawdziwym źródłem zdrady czy wydania kogoś na śmierć wcale
nie musiały być zdecydowane przekonania, wystarczyła „zwykła” zawiść czy
zazdrość.
Piękny i wzruszający jest wątek zakazanej miłości Irenki, na
uwagę zasługuje historia jej przyjaźni z rodzeństwem Klizmanów. To są te wątki,
które pokazują, że ludzkie relacje są bardziej kruche od porcelany i często
rozprasza je wiatr historii. Równie ciekawie pokazany jest jeden ze
współczesnych bohaterów, Mariusz, który jest pasjonatem lokalnej historii i
próbuje ją ocalić od zapomnienia, a wraz z nią pamięć o ludziach, którzy
odeszli.
Tak jak wspomniałam na początku, historia toczy się
dwutorowo. I chyba z tego właśnie powodu zwróciłam uwagę na coś, co być może
nie było celowym zabiegiem Autorki, ale dla mnie mocno wybrzmiało w tej
powieści i wydało się celną obserwacją. Chodzi o porównanie życiowej
dojrzałości oraz wyborów podejmowanych przez obie bohaterki. Przyznaję
szczerze, że osiemnastoletnia Irka, choć romantyczna i zakochana, wydała mi się
po wielekroć dojrzalsza od bliskiej trzydziestki Magdy. Współczesna bohaterka
momentami doprowadzała mnie do furii swoim zachowaniem i brakiem zdrowego
rozsądku, zwłaszcza w relacjach damsko – męskich, mam jednak wrażenie, że
portret odmalowany przez Autorkę jest bardzo prawdziwy. Dla mnie zestawienie
obu bohaterek i ich czasów pokazuje też taką prawdę, że dobrobyt i poczucie
bezpieczeństwa rozleniwiają i doprowadzają nas często do nieuświadamianego
wniosku, że nam się to należy… Jestem bardzo ciekawa jak Wy odbierzecie Irkę i
Magdę, bo dla mnie one obie świetnie reprezentują swoją epokę. I nie znaczy to,
że Magda jest zła, to dziewczyna, która potrafi z ogromną czułością i
życzliwością traktować starszą sąsiadkę, ale jej problemy są zupełnie innego
kalibru niż jej młodszej koleżanki sprzed wojny. Jednak to przeplecenie trudnej
historii wojennej epizodami współczesnymi, nierzadko zabawnymi, czyni akcję
bardziej wartką i pozwala na złapanie oddechu.
Nie mogę jeszcze nie wspomnieć, że to pierwsza część cyklu „Kwiatowa
18”, który będzie mieć ciąg dalszy… A ja już się nie mogę doczekać, bo Autorka
zakończyła opowieść w najbardziej newralgicznym momencie ;) …
Polecam Wam gorąco „Sekret starych fotografii”, a sama planuję koniecznie wrócić na Kwiatową 18!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz