wtorek, 9 kwietnia 2024

„Sekret starych fotografii” Małgorzaty Lis, czyli opowieść o tym jak pamięć i miłość łączą nierozerwalnym, choć nierównym ściegiem przeszłość z teraźniejszością na poszarpanym płótnie czasu…


Od zawsze uwielbiam opowieści z historią i tajemnicą w tle. Kocham przedmioty z duszą. Inspirują mnie stare fotografie, rozczulają kruchutkie, stareńkie porcelanowe filiżanki, które przetrwały dziejowe zawieruchy wbrew sensowi i logice, choć nie przetrwali ich ludzie… A przecież, jak w wierszu Barańczaka:

 

Jeżeli porcelana to wyłącznie taka
Której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czołgu

 

Zatem nic dziwnego, że już sam tytuł najnowszej powieści Małgorzaty Lis, „Sekret starych fotografii”, sprawił, że połknęłam przynętę i poczułam przymus zgłębienia tej historii. Nie wahałam się więc ani przez chwilę gdy Wydawnictwo Emocje zaproponowało mi jej zrecenzowanie.

 

Akcja powieści toczy się na dwóch płaszczyznach czasowych, a narracja prowadzona jest w trzeciej oraz w pierwszej osobie, co nadaje tempa całej historii, nie pozwala się nudzić podczas lektury, ale też tonuje emocje po fragmentach szczególnie dramatycznych i trudnych do udźwignięcia. Poznajemy równocześnie historię Irki Będkowskiej, która zaczyna się w maju 1939 roku, tuż przed wybuchem Drugiej Wojny Światowej, oraz zupełnie współczesną historię Magdy, byłej nauczycielki, obecnie niezupełnie szczęśliwej i spełnionej pracownicy warszawskiej korporacji, której pewnego z pozoru zwykłego dnia całe dotychczas poukładane życie wali się na głowę: traci chłopaka, z którym wiązała coraz śmielsze plany a właściciel mieszkania, które wynajmuje daje jej dwa dni na wyprowadzkę. Pod wpływem impulsu i okoliczności postanawia wyprowadzić się do Żarek, miasteczka, w którym może kupić stary dom do remontu.

 

Wydawać by się mogło, że to opowieść jak wiele innych, ale różni ją od nich właśnie wątek historyczny. Bo nagle przedwojenne losy osiemnastoletniej Irki oraz współczesne losy Magdy zaczynają się splatać przez miejsce, w którym ta ostatnia się znalazła. Żarki są przesiąknięte trudną historią, unoszą się w nich, niczym opary mgły nad rzeką, duchy przeszłości. Razem z losami Irki poznajemy przedwojenną społeczność tej małej miejscowości, panujące w niej układy i napięcia. Te wszystkie delikatne zależności, które potem, w tragicznej wojennej dramaturgii niejednokrotnie doprowadzą do eskalacji, wybuchów, zdrad, ludzkich tragedii.

 

Nie zdradzę Wam fabuły opowieści, wiecie dobrze, że nigdy tego nie robię pozostawiając Wam radość samodzielnego jej odkrywania. Podzielę się tylko kilkoma refleksjami, tym, co mnie najbardziej uderzyło. I tak na pierwszym miejscu chcę wspomnieć o historii relacji polsko – żydowskich, panujących między obiema nacjami napięć i tragedii Holocaustu. Małgorzata Lis nie wystawia w „Sekrecie starych fotografii” laurki stosunkom polsko – żydowskim. Przeciwnie, pokazuje ich złożoność, która wymaga czegoś więcej niż etykietowania. Opisuje przejawy antysemityzmu, które w dużej mierze wynikały ze złożoności ludzkich charakterów, z ich pomieszania w każdym narodzie, i których nigdy nie wolno uogólniać. Bo najłatwiej przykleić człowiekowi lub narodowi etykietkę antysemity lub świętego, a tymczasem obiektywna prawda jest zawsze pośrodku. Nierzadko prawdziwym źródłem zdrady czy wydania kogoś na śmierć wcale nie musiały być zdecydowane przekonania, wystarczyła „zwykła” zawiść czy zazdrość.

 

Piękny i wzruszający jest wątek zakazanej miłości Irenki, na uwagę zasługuje historia jej przyjaźni z rodzeństwem Klizmanów. To są te wątki, które pokazują, że ludzkie relacje są bardziej kruche od porcelany i często rozprasza je wiatr historii. Równie ciekawie pokazany jest jeden ze współczesnych bohaterów, Mariusz, który jest pasjonatem lokalnej historii i próbuje ją ocalić od zapomnienia, a wraz z nią pamięć o ludziach, którzy odeszli.

 

Tak jak wspomniałam na początku, historia toczy się dwutorowo. I chyba z tego właśnie powodu zwróciłam uwagę na coś, co być może nie było celowym zabiegiem Autorki, ale dla mnie mocno wybrzmiało w tej powieści i wydało się celną obserwacją. Chodzi o porównanie życiowej dojrzałości oraz wyborów podejmowanych przez obie bohaterki. Przyznaję szczerze, że osiemnastoletnia Irka, choć romantyczna i zakochana, wydała mi się po wielekroć dojrzalsza od bliskiej trzydziestki Magdy. Współczesna bohaterka momentami doprowadzała mnie do furii swoim zachowaniem i brakiem zdrowego rozsądku, zwłaszcza w relacjach damsko – męskich, mam jednak wrażenie, że portret odmalowany przez Autorkę jest bardzo prawdziwy. Dla mnie zestawienie obu bohaterek i ich czasów pokazuje też taką prawdę, że dobrobyt i poczucie bezpieczeństwa rozleniwiają i doprowadzają nas często do nieuświadamianego wniosku, że nam się to należy… Jestem bardzo ciekawa jak Wy odbierzecie Irkę i Magdę, bo dla mnie one obie świetnie reprezentują swoją epokę. I nie znaczy to, że Magda jest zła, to dziewczyna, która potrafi z ogromną czułością i życzliwością traktować starszą sąsiadkę, ale jej problemy są zupełnie innego kalibru niż jej młodszej koleżanki sprzed wojny. Jednak to przeplecenie trudnej historii wojennej epizodami współczesnymi, nierzadko zabawnymi, czyni akcję bardziej wartką i pozwala na złapanie oddechu.

 

Nie mogę jeszcze nie wspomnieć, że to pierwsza część cyklu „Kwiatowa 18”, który będzie mieć ciąg dalszy… A ja już się nie mogę doczekać, bo Autorka zakończyła opowieść w najbardziej newralgicznym momencie ;) …

 

Polecam Wam gorąco „Sekret starych fotografii”, a sama planuję koniecznie wrócić na Kwiatową 18!

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„Herbaciane róże” - Wzruszająca opowieść o tym, że choć prawda wyzwala zrywając bez znieczulenia opatrunki pozorów i kłamstw to przecież nawet stare, jątrzące się latami, zaniedbane rany da się uleczyć balsamem przebaczenia i miłości.

  Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność czło...