Komedie kryminalne Iwony Banach niezmiennie mnie bawią i poprawiają mi humor, dlatego z przyjemnością przyjęłam propozycję patronowania najnowszej zatytułowanej „How do you trup?”. Książka ukazała się 20 września w Wydawnictwie Bookend i na dzień dobry przyciąga oczy kolorową i wesołą okładką. A gdy zajrzycie do środka… Oj, będzie się działo!
A wszystko przez Elwirę Konopko, której kilka milionów w tę czy w tamtą stronę nie robi różnicy ( nie darmo się mówi, że od przybytku głowa nie boli – jak się ma dużo, to nie trzeba być drobiazgowym i liczyć co do …miliona ;) ) zatem wpada na karkołomny pomysł zakupu kościoła wraz z przyległym zabytkowym cmentarzem i urządzenia w nim …hotelu. Co prawda kościół zdesakralizowano, ale akurat ten „drobny” fakt nijak nie trafia do przekonania mieszkańcom Kąkolewa, miejscowości, w której Elwira kupiła wyżej wspomniany przybytek wraz z przyległościami. A opinię mieszkańców najgłośniej wyraża niejaki Antoni Poszewko, czyli uosobienie naszych polskich wad narodowych oraz cnót hejtera i przysłowiowego wrzodu na niewypowiedzianej części ciała w jednym ( ten osobnik aż prosi się o epitety ) wraz z żoną, która ustępuje mu tylko trochę w owych „zaletach”, a i to nie z powodu choć ciut lepszego charakteru, ale …lęku przed demonami ;) . A skoro już o nich mowa, to z pasją godną lepszej sprawy zajmują się nimi samozwańczy polscy Ed i Lorraine Warrenowie noszący bardziej swojskie imiona Dominik i Malwina i mający zdecydowanie o wiele większe kompetencje i pełen samozaparcia trening w …duszeniu orangutana :D . O nie, za nic Wam nie zdradzę o co chodzi z tym orangutanem, sami sobie przeczytajcie!
Już to towarzystwo zgromadzone w jednym miejscu zapewniłoby Wam ubaw po pachy, ale to nie koniec, bo …the Oscar goes to …Nancy Marmot, nieutulonej w smutku wdowy po pochodzącym z Kąkolewa Rafaelu Marmocie, która postanowiła uczcić pamięć męża podróżą w jego rodzinne strony. Miłość Nancy była tak ogromna, że uwzględniła również naukę języka polskiego, co normalnie wzbudziłoby głównie słuszny podziw, ale w tym konkretnym przypadku wywołuje wrażenia wręcz piorunujące! Nie da się, no po prostu się nie da, przejść bez wyrażenia żadnych emocji wobec czułego pytania „Azali żeś jest nażarty?” lub słodko brzmiącego „czjach, czjach” ;) ! Myślę, że nie mylę się zgadując, że ta postać to celowe mrugnięcie okiem do czytelnika i nawiązanie do bohatera jednej z kultowych powieści Joanny Chmielewskiej „Wszystko czerwone”, pewnego duńskiego komisarza władającego bardzo szczególną polszczyzną…
Jeśli dodać do tego koktajlu barwnych, z wirtuozerią zawodowego karykaturzysty sportretowanych postaci, ogrodnika uprawiającego warzywa oraz sadzącego kwietne rabatki na cmentarzu, pokojówki wierzące w antykoncepcyjne działanie soku cytrynowego, kochliwego i bardzo płodnego męża miejscowej milionerki, elektroniczny pas cnoty wykorzystywany do badań demonologicznych czy …stado wygłodniałych kotów zwabionych w celach reklamowych w związku z planowanym w pokościelnym hotelu eventem, dobra, ba świetna zabawa i rausz na trzeźwo macie gwarantowane! A gdy na deser pojawi się jeszcze krwisty trup, akcja ruszy z kopyta! Zapewniam Was, że podczas lektury „How do you trup?” nudzić się po prostu nie da!
Bądźcie jednak czujni
i nie dajcie się zwieść komediowej warstwie opowieści, bo Iwona Banach pod
płaszczykiem rozśmieszającej do łez historyjki obnaża brutalną prawdę o
rosnącym zidioceniu społeczeństwa pod wpływem wszelkich mediów nie mających nic
wspólnego z rzetelnością i dążeniem do prawdy. Te ostatnie zostały dawno
przehandlowane za klikalność! Gdy uważny czytelnik otrze już z oczu łzy płynące
ze śmiechu podczas lektury z przerażeniem zauważy, że pozornie karykaturalni
bohaterowie niebezpiecznie przypominają rzeczywiste postaci lansujące się we
współczesnych mediach i służące wielu za wzór i samozwańczych guru. I wtedy
spontaniczny śmiech zamieni się być może w całkiem poważną i ważną refleksję.
Autorka nie po raz pierwszy udowadnia talent do wyłapywania współczesnych
absurdów i bezlitosnego obnażania ich mechanizmów. Możemy się śmiać z
zaściankowego małżeństwa Poszewków czy ubolewać nad stylem życia Dominika i
Malwiny, a przecież wystarczy przejrzeć parę newsów na portalach tak zwanych
„informacyjnych”, żeby zobaczyć, że książkowe Kąkolewo wcale nie jest tylko
fikcyjną miejscowością, ale odbiciem pewnej mentalności manifestującej się w
jak najbardziej realnym świecie. A powieściowa Elwira Konopko czy very much
milionerka Nancy Marmot niebezpiecznie przypominają różne realne „osobistości”.
Ta książka to świetna zabawa z drugim dnem – gorąco polecam!