Bardzo lubię pisać o ciekawych książkach, które przeczytałam
i dzielić się wrażeniami z lektury, ale przyznam, że czasem towarzyszy temu
pewien stres. Stres wynikający z chęci jak najbardziej trafnego oddania
atmosfery książki, a tym samym oddania jej sprawiedliwości, pokazania jej tak,
jak na to zasługuje. I tak mam tym razem, gdy chcę Wam opowiedzieć o moich
wrażeniach z lektury „Księżycowej kołysanki” Katarzyny Misiołek. Książka swoją
premierę miała w ubiegłą środę, piątego czerwca, a więc zaledwie trzy dni temu.
Swój egzemplarz otrzymałam tuż przed premierą, i zarwałam dwie noce na
czytanie, tak mnie wciągnęła opowieść o dwóch parach małżeńskich, które
wspólnie kupiły i wyremontowały dom na letnie i weekendowe wypady za miasto. Potem
jednak musiałam dać sobie trochę czasu na poukładanie wrażeń z lektury.
Agata i Adam, Baśka i Bartek – te dwie zaprzyjaźnione pary
pewnego dnia podejmują, dość spontaniczną, decyzję o zakupie i wyremontowaniu
domu niedawno zmarłej staruszki, Wiktorii. Katarzyna Misiołek nie zachowuje w
swojej książce chronologii zdarzeń, przeciwnie, przeplata konsekwentnie
fragmenty z przeszłości z tymi z teraźniejszości mieszając je niczym kawałki
układanki puzzle 1000 elementów. Każdy kolejny, krótki rozdział, to nowy
kawałek układanki pozwalający czytelnikowi rozpoznać inny fragment obrazka.
Szkopuł w tym, że niemal do końca obraz zakłócają luki w postaci brakujących
kawałków. Czytelnik już myśli, że ma wyobrażenie o tym, co się stało, tymczasem
niemal natychmiast okazuje się, że brakujący maleńki fragmencik nie pozwala na
jednoznaczną interpretację. Uważam, że ten zabieg pomieszania chronologii
zdarzeń udał się Autorce znakomicie i spełnił swoje zadanie dodając dramatyzmu
i tempa opowieści, a jednocześnie w żaden sposób nie zakłócając płynności
narracji. Dzięki temu książkę czyta się dosłownie jednym tchem, pomimo jej
znakomitej i bynajmniej nie lekkiej warstwy psychologicznej.
No właśnie! „Księżycowa kołysanka” to przede wszystkim
wnikliwe studium psychologiczne relacji między głównym bohaterami powieści oraz
osobami z ich otoczenia. Nikt nie jest samotną wyspą. To, co dzieje się między
Agatą, Adamem, Baśką oraz Bartkiem rzutuje również na ich bliskich i znajomych.
Na dzieci, czyli Jaśka i Kingę, na ich rodziny i przyjaciół. Choć w centrum
jest ta czwórka bohaterów, inni ludzie są jak krążące wokół nich satelity.
Czasem dojdzie do kolizji czy spięcia, a czasem wręcz do katastrofy. Katarzyna
Misiołek w swojej książce stawia czytelnikowi wiele trudnych pytań, a dzieje
się tak dlatego, że wykreowani przez nią bohaterowie są boleśnie wiarygodni w
swoich zachowaniach, aż do szpiku kości prawdziwi. Czytałam powieść i oczami
wyobraźni widziałam niejedną parę z mojego otoczenia, która zachowuje się
często dokładnie tak samo jak wymieniona wyżej czwórka. Są razem, niby się
kochają, a jednak niemal bez przerwy skaczą sobie do oczu, drą koty, wbijają sobie
szpile, nierzadko skrywana frustracja prowadzi do eskalacji agresji. Od
drobnych przytyków do poważnych przykrości. Główni bohaterowie książki niby się
przyjaźnią, tymczasem przez lata narastają w nich wzajemne pretensje – kryzysy
pomiędzy małżonkami rzutują też na przyjaźń między obiema parami, bo żyjąc pod jednym
dachem, nawet tylko okresowo, wszyscy wplątują się we wzajemne konflikty. Z
biegiem lat rozrasta się sieć relacji i powiązań, ktoś odchodzi, ktoś wiąże się
z inną osobą, dzieci rosną, dorośleją i wprowadzają w krąg rodziny swoich
znajomych. Mnożą się napięcia i niedopowiedzenia.
Szczerze mówiąc, opowieść Katarzyny Misiołek w pewien sposób
skojarzyła mi się z filmem „Rzeź” Romana Polańskiego, gdzie mała grupka
bohaterów też w jakimś momencie daje ujście swoim frustracjom i emocjom, a te
obnażają ich motywacje i skrywane urazy. Tyle, że w „Księżycowej kołysance”
wszystko to jest rozciągnięte w czasie. Jednak akcja w dużej części toczy się w
domu nad jeziorem, stąd również pewne wrażenie małego, odciętego od świata
miejsca. Raz jeszcze chciałabym jednak podkreślić – nie bójcie się tej
psychologicznej warstwy powieści, ponieważ narracja płynie wartko i wciąga
niczym w rasowym thrillerze. Zresztą, jest w tej powieści i element thrillera
czy kryminału, ale nie chcę nic więcej zdradzać, żeby Wam nie psuć przyjemności
z lektury! Uwierzcie mi, nuda nie grozi Wam nawet przez moment! To się
doskonale czyta! A to, co od pierwszej aż do ostatniej strony dzieje się między
bohaterami śmiało można nazwać emocjonalnym thrillerem. Takim, który w pewnym
momencie prowokuje dramatyczne wydarzenia…
Dodatkowo nie mogę wspomnieć jeszcze o dwóch sprawach. O
wątku Wiktorii, czyli poprzedniej właścicielki domu, który dodaje dramatyzmu
historii oraz o przepięknie dobranej okładce. Muszę przyznać, że dziewczyna z
okładki skojarzyła mi się automatycznie z szekspirowską Ofelią. Wydawnictwo
Książnica z każdą kolejną książką punktuje u mnie za klimatyczne, świetne
okładki i nie inaczej jest z „Księżycową kołysanką”. Brawo!
Podsumowując, gorąco Wam polecam „Księżycową kołysankę”
Katarzyny Misiołek, bo to starannie skonstruowana, przemyślana w każdym detalu
powieść obyczajowa z elementami thrillera psychologicznego. Oraz z mocno
osadzonymi w rzeczywistości, psychologicznie dopracowanymi i wiarygodnymi
bohaterami. Warta zarwania nocy na czytanie!
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję bardzo Wydawnictwu
Książnica!
Czytałam, świetna książka ❤️
OdpowiedzUsuń