sobota, 8 czerwca 2019

"Księżycowa kołysanka", czyli wnikliwy, psychologiczny thriller emocjonalny!



Bardzo lubię pisać o ciekawych książkach, które przeczytałam i dzielić się wrażeniami z lektury, ale przyznam, że czasem towarzyszy temu pewien stres. Stres wynikający z chęci jak najbardziej trafnego oddania atmosfery książki, a tym samym oddania jej sprawiedliwości, pokazania jej tak, jak na to zasługuje. I tak mam tym razem, gdy chcę Wam opowiedzieć o moich wrażeniach z lektury „Księżycowej kołysanki” Katarzyny Misiołek. Książka swoją premierę miała w ubiegłą środę, piątego czerwca, a więc zaledwie trzy dni temu. Swój egzemplarz otrzymałam tuż przed premierą, i zarwałam dwie noce na czytanie, tak mnie wciągnęła opowieść o dwóch parach małżeńskich, które wspólnie kupiły i wyremontowały dom na letnie i weekendowe wypady za miasto. Potem jednak musiałam dać sobie trochę czasu na poukładanie wrażeń z lektury.

Agata i Adam, Baśka i Bartek – te dwie zaprzyjaźnione pary pewnego dnia podejmują, dość spontaniczną, decyzję o zakupie i wyremontowaniu domu niedawno zmarłej staruszki, Wiktorii. Katarzyna Misiołek nie zachowuje w swojej książce chronologii zdarzeń, przeciwnie, przeplata konsekwentnie fragmenty z przeszłości z tymi z teraźniejszości mieszając je niczym kawałki układanki puzzle 1000 elementów. Każdy kolejny, krótki rozdział, to nowy kawałek układanki pozwalający czytelnikowi rozpoznać inny fragment obrazka. Szkopuł w tym, że niemal do końca obraz zakłócają luki w postaci brakujących kawałków. Czytelnik już myśli, że ma wyobrażenie o tym, co się stało, tymczasem niemal natychmiast okazuje się, że brakujący maleńki fragmencik nie pozwala na jednoznaczną interpretację. Uważam, że ten zabieg pomieszania chronologii zdarzeń udał się Autorce znakomicie i spełnił swoje zadanie dodając dramatyzmu i tempa opowieści, a jednocześnie w żaden sposób nie zakłócając płynności narracji. Dzięki temu książkę czyta się dosłownie jednym tchem, pomimo jej znakomitej i bynajmniej nie lekkiej warstwy psychologicznej.

No właśnie! „Księżycowa kołysanka” to przede wszystkim wnikliwe studium psychologiczne relacji między głównym bohaterami powieści oraz osobami z ich otoczenia. Nikt nie jest samotną wyspą. To, co dzieje się między Agatą, Adamem, Baśką oraz Bartkiem rzutuje również na ich bliskich i znajomych. Na dzieci, czyli Jaśka i Kingę, na ich rodziny i przyjaciół. Choć w centrum jest ta czwórka bohaterów, inni ludzie są jak krążące wokół nich satelity. Czasem dojdzie do kolizji czy spięcia, a czasem wręcz do katastrofy. Katarzyna Misiołek w swojej książce stawia czytelnikowi wiele trudnych pytań, a dzieje się tak dlatego, że wykreowani przez nią bohaterowie są boleśnie wiarygodni w swoich zachowaniach, aż do szpiku kości prawdziwi. Czytałam powieść i oczami wyobraźni widziałam niejedną parę z mojego otoczenia, która zachowuje się często dokładnie tak samo jak wymieniona wyżej czwórka. Są razem, niby się kochają, a jednak niemal bez przerwy skaczą sobie do oczu, drą koty, wbijają sobie szpile, nierzadko skrywana frustracja prowadzi do eskalacji agresji. Od drobnych przytyków do poważnych przykrości. Główni bohaterowie książki niby się przyjaźnią, tymczasem przez lata narastają w nich wzajemne pretensje – kryzysy pomiędzy małżonkami rzutują też na przyjaźń między obiema parami, bo żyjąc pod jednym dachem, nawet tylko okresowo, wszyscy wplątują się we wzajemne konflikty. Z biegiem lat rozrasta się sieć relacji i powiązań, ktoś odchodzi, ktoś wiąże się z inną osobą, dzieci rosną, dorośleją i wprowadzają w krąg rodziny swoich znajomych. Mnożą się napięcia i niedopowiedzenia.

Szczerze mówiąc, opowieść Katarzyny Misiołek w pewien sposób skojarzyła mi się z filmem „Rzeź” Romana Polańskiego, gdzie mała grupka bohaterów też w jakimś momencie daje ujście swoim frustracjom i emocjom, a te obnażają ich motywacje i skrywane urazy. Tyle, że w „Księżycowej kołysance” wszystko to jest rozciągnięte w czasie. Jednak akcja w dużej części toczy się w domu nad jeziorem, stąd również pewne wrażenie małego, odciętego od świata miejsca. Raz jeszcze chciałabym jednak podkreślić – nie bójcie się tej psychologicznej warstwy powieści, ponieważ narracja płynie wartko i wciąga niczym w rasowym thrillerze. Zresztą, jest w tej powieści i element thrillera czy kryminału, ale nie chcę nic więcej zdradzać, żeby Wam nie psuć przyjemności z lektury! Uwierzcie mi, nuda nie grozi Wam nawet przez moment! To się doskonale czyta! A to, co od pierwszej aż do ostatniej strony dzieje się między bohaterami śmiało można nazwać emocjonalnym thrillerem. Takim, który w pewnym momencie prowokuje dramatyczne wydarzenia…

Dodatkowo nie mogę wspomnieć jeszcze o dwóch sprawach. O wątku Wiktorii, czyli poprzedniej właścicielki domu, który dodaje dramatyzmu historii oraz o przepięknie dobranej okładce. Muszę przyznać, że dziewczyna z okładki skojarzyła mi się automatycznie z szekspirowską Ofelią. Wydawnictwo Książnica z każdą kolejną książką punktuje u mnie za klimatyczne, świetne okładki i nie inaczej jest z „Księżycową kołysanką”. Brawo!

Podsumowując, gorąco Wam polecam „Księżycową kołysankę” Katarzyny Misiołek, bo to starannie skonstruowana, przemyślana w każdym detalu powieść obyczajowa z elementami thrillera psychologicznego. Oraz z mocno osadzonymi w rzeczywistości, psychologicznie dopracowanymi i wiarygodnymi bohaterami. Warta zarwania nocy na czytanie!

Za egzemplarz recenzyjny dziękuję bardzo Wydawnictwu Książnica!


1 komentarz:

„How do you trup?”, czyli smakowita komedia kryminalna z drugim dnem! RECENZJA PATRONACKA!

Komedie kryminalne Iwony Banach niezmiennie mnie bawią i poprawiają mi humor, dlatego z przyjemnością przyjęłam propozycję patronowania najn...