środa, 26 czerwca 2019

"Zimny kolor nieba", czyli opowieść o demonach w ludzkich sercach i o sile rodzinnych więzi



Na pewno pamiętacie doskonale, że byłam zachwycona pierwszym tomem „Sagi nadmorskiej” Magdaleny Majcher, który nosił tytuł „Obcy powiew wiatru”. Losy żyjącej na Wołyniu rodziny Zielczyńskich oraz ich krewnych i przyjaciół chwytały za serce, a fabuła ksiązki zmuszała do postawienia sobie wielu trudnych pytań. Tym z Was, którym być może umknęła moja recenzja i ta książka, podaję link do niej: https://ogrodkwitnacychmysli.blogspot.com/2019/04/obcy-powiew-wiatru-czyli-opowiesc-o.html?fbclid=IwAR2Az5rozk1YBpmbpI7Q-pPN5SP_jlmql-i2gGns4QP4Ex6hKrUwTnF9f5s

Nic dziwnego, że po TAKIM tomie pierwszym niecierpliwie czekałam na kolejny. Tym bardziej, że „Obcy powiew wiatru” kończył się w momencie, gdy udręczona wojennymi doświadczeniami rodzina Zielczyńskich dociera do Ustronia Nadmorskiego gdzie ma nadzieję zakotwiczyć na stałe. Druga część sagi, „Zimny kolor nieba”, zaczyna się wiele lat później, w momencie gdy córka Marcjanny, a wnuczka Janiny, Gabriela, wchodzi w dorosłość. Podobnie jak przed laty jej matka, tak i ona ma głowę nabitą marzeniami, a najważniejszym jest zdobycie posady nauczycielki w miejscowej szkole. Życie wydaje się jej oferować wszystko, co najlepsze. Co prawda istnieją pewne napięcia w relacjach między matką, a córką, ale Gabrysi osładza to wszystko niekwestionowana miłość przybranego ojczyma, Emila. Przybranego, ponieważ jego związek z Marcjanną przypomina trochę słynny duet żuraw i czapla z wiersza Brzechwy. Może tylko z taką różnicą, że o ile w wierszu zawinili oboje, o tyle w związku Emila i Marcjanny wina kładzie się wyraźnie po stronie tej ostatniej…

„Uciekasz przed demonami, ale im szybciej zrozumiesz, że twoje starania są skazane na niepowodzenie, tym łatwiej odnajdziesz się w nowej sytuacji. Przed demonami nie uciekniesz, bo gdziekolwiek pójdziesz, będą ci towarzyszyć. One są w tobie”. ( str. 248 ). Choć te słowa Emil wypowiada w pewnej sytuacji do Gabrysi, tak naprawdę dotyczą one większości bohaterów najnowszej książki Magdaleny Majcher. Tyle, że owe osobiste demony każdego z nich różnią się między sobą. Inne zatem nękają Marcjannę, którą pamiętamy z poprzedniego tomu równie wrażliwą, czułą i ciekawą świata jak teraz jej córka, inne jeszcze ciotkę Rozalię, samego Emila czy właśnie Gabrysię. W książce pojawia się jeszcze jedna postać pierwszoplanowa, porucznik Sławomir Cymer, nowy dowódca jednostki WOP-u w Ustroniu. Mężczyzna, który odegra niebagatelną rolę w życiu młodej panny Zielczyńskiej i zmieni zupełnie zapis jej losów.

Po raz kolejny Magdalena Majcher udowadnia, że nie boi się trudnych tematów, a gdy już się za jakiś zabierze, potrafi go pokazać w taki sposób, że czytelnik czuje się w nim zanurzony, a w wypadku jednego z głównych wątków tej konkretnej książki użyłabym nawet określenia zbrukany. Myślę, że to słowo tutaj najbardziej pasuje, a to dlatego, że Autorka z porażającą wiarygodnością maluje portret związku, w którym dominuje przemoc psychiczna. Robi to pokazując wszelkie niuanse emocjonalne, które sprawiają, że ofiary w takich związkach tkwią w nich latami nie umiejąc się za nic wyzwolić, wyplątać, uciec. Niektóre sceny były wręcz miażdżące emocjonalnie właśnie przez to, że pokazywały bardzo dokładnie jak narasta uzależnienie ofiary od kata. Jestem pełna podziwu dla wnikliwości z jaką pokazane zostały obie strony związku. Choć nie mamy złudzeń co do tego, kto jest katem, jednocześnie czujemy te same wątpliwości, które targają jego ofiarą ilekroć pomyśli o odejściu. Bo strach nie jest tak naprawdę dominującym uczuciem w takim związku. Dużo bardziej zdradliwe jest współczucie dla oprawcy, który kiedyś też stał się czyjąś ofiarą. To właśnie współczucie jest kulą u nogi, która nie pozwala odejść osobie krzywdzonej od tego, kto krzywdzi. Uważam, że to bardzo ważny i potrzebny wątek, który nie tylko czyni fabułę jeszcze bardziej interesującą, ale prawdopodobnie zachęci do niejednej dyskusji.

Kolejnym ważnym wątkiem, jakby w tle, a tak naprawdę stanowiącym rdzeń opowieści i przesądzającym jak potoczą się losy poszczególnych bohaterów są więzy rodzinne, skrywane traumy oraz ich wpływ na wybory dokonywane przez kolejne pokolenia. „Każdy w jej rodzinie za czymś tęsknił. Matka i babka – za przeszłością. Za Kresami, za domem, który kiedyś był ich, a który został gdzieś w głębi Związku Radzieckiego. A ona? Ona tęskniła za ojcem, to pewne. I za przynależnością, którą sukcesywnie odbierały jej starsze pokolenia, pielęgnując swój strach”. ( str. 86 ) To właśnie przemilczenia, tajemnice, lęk przed otwartością popychają Gabrysię do podjęcia decyzji, które zaważą na całym jej życiu. Jednocześnie jednak w swojej książce Magdalena Majcher pokazuje, że ta sama rodzina, która popełnia błędy, rani i naznacza swoim strachem jest jednocześnie najsolidniejszym fundamentem i oparciem gdy świat się chwieje w posadach.

Mogłabym tak pisać i pisać, a przecież nie o to chodzi. Sięgnijcie sami po drugi tom „Sagi nadmorskiej”, bo warto! Ta opowieść Was pochłonie, sprawi, że nie będziecie się mogli od niej oderwać i, mimo trudnych wątków, zostawi Was z uczuciem, że życie, choć trudne i przewrotne, jest piękne, a każde doświadczenie jest jak mały kawałeczek puzzli w rodzinnej układance. Ma swoje miejsce i bez niego nie byłoby tak efektownej całości.

Na koniec nie mogę nie wspomnieć po raz kolejny o tym jak estetycznie została zapakowana przesyłka dla recenzentów i jak ładna jest szata graficzna książki! Brawa dla Wydawnictwa Pascal! A mnie pozostaje czekać na tom trzeci, w którym opisane zostaną losy Jagody, córki Gabrieli.

Za egzemplarz recenzyjny dziękuję serdecznie Wydawnictwu Pascal!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„Herbaciane róże” - Wzruszająca opowieść o tym, że choć prawda wyzwala zrywając bez znieczulenia opatrunki pozorów i kłamstw to przecież nawet stare, jątrzące się latami, zaniedbane rany da się uleczyć balsamem przebaczenia i miłości.

  Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność czło...