Na pewno pamiętacie doskonale, że byłam zachwycona pierwszym
tomem „Sagi nadmorskiej” Magdaleny Majcher, który nosił tytuł „Obcy powiew
wiatru”. Losy żyjącej na Wołyniu rodziny Zielczyńskich oraz ich krewnych i
przyjaciół chwytały za serce, a fabuła ksiązki zmuszała do postawienia sobie
wielu trudnych pytań. Tym z Was, którym być może umknęła moja recenzja i ta
książka, podaję link do niej: https://ogrodkwitnacychmysli.blogspot.com/2019/04/obcy-powiew-wiatru-czyli-opowiesc-o.html?fbclid=IwAR2Az5rozk1YBpmbpI7Q-pPN5SP_jlmql-i2gGns4QP4Ex6hKrUwTnF9f5s
Nic dziwnego, że po TAKIM tomie pierwszym niecierpliwie
czekałam na kolejny. Tym bardziej, że „Obcy powiew wiatru” kończył się w
momencie, gdy udręczona wojennymi doświadczeniami rodzina Zielczyńskich dociera
do Ustronia Nadmorskiego gdzie ma nadzieję zakotwiczyć na stałe. Druga część
sagi, „Zimny kolor nieba”, zaczyna się wiele lat później, w momencie gdy córka
Marcjanny, a wnuczka Janiny, Gabriela, wchodzi w dorosłość. Podobnie jak przed
laty jej matka, tak i ona ma głowę nabitą marzeniami, a najważniejszym jest
zdobycie posady nauczycielki w miejscowej szkole. Życie wydaje się jej oferować
wszystko, co najlepsze. Co prawda istnieją pewne napięcia w relacjach między
matką, a córką, ale Gabrysi osładza to wszystko niekwestionowana miłość
przybranego ojczyma, Emila. Przybranego, ponieważ jego związek z Marcjanną
przypomina trochę słynny duet żuraw i czapla z wiersza Brzechwy. Może tylko z
taką różnicą, że o ile w wierszu zawinili oboje, o tyle w związku Emila i
Marcjanny wina kładzie się wyraźnie po stronie tej ostatniej…
„Uciekasz przed
demonami, ale im szybciej zrozumiesz, że twoje starania są skazane na
niepowodzenie, tym łatwiej odnajdziesz się w nowej sytuacji. Przed demonami nie uciekniesz, bo
gdziekolwiek pójdziesz, będą ci towarzyszyć. One są w tobie”. ( str. 248 ). Choć te słowa Emil
wypowiada w pewnej sytuacji do Gabrysi, tak naprawdę dotyczą one większości
bohaterów najnowszej książki Magdaleny Majcher. Tyle, że owe osobiste demony
każdego z nich różnią się między sobą. Inne zatem nękają Marcjannę, którą
pamiętamy z poprzedniego tomu równie wrażliwą, czułą i ciekawą świata jak teraz
jej córka, inne jeszcze ciotkę Rozalię, samego Emila czy właśnie Gabrysię. W
książce pojawia się jeszcze jedna postać pierwszoplanowa, porucznik Sławomir
Cymer, nowy dowódca jednostki WOP-u w Ustroniu. Mężczyzna, który odegra
niebagatelną rolę w życiu młodej panny Zielczyńskiej i zmieni zupełnie zapis
jej losów.
Po raz kolejny Magdalena Majcher udowadnia, że nie boi się
trudnych tematów, a gdy już się za jakiś zabierze, potrafi go pokazać w taki
sposób, że czytelnik czuje się w nim zanurzony, a w wypadku jednego z głównych
wątków tej konkretnej książki użyłabym nawet określenia zbrukany. Myślę, że to
słowo tutaj najbardziej pasuje, a to dlatego, że Autorka z porażającą
wiarygodnością maluje portret związku, w którym dominuje przemoc psychiczna. Robi
to pokazując wszelkie niuanse emocjonalne, które sprawiają, że ofiary w takich
związkach tkwią w nich latami nie umiejąc się za nic wyzwolić, wyplątać, uciec.
Niektóre sceny były wręcz miażdżące emocjonalnie właśnie przez to, że
pokazywały bardzo dokładnie jak narasta uzależnienie ofiary od kata. Jestem
pełna podziwu dla wnikliwości z jaką pokazane zostały obie strony związku. Choć
nie mamy złudzeń co do tego, kto jest katem, jednocześnie czujemy te same
wątpliwości, które targają jego ofiarą ilekroć pomyśli o odejściu. Bo strach
nie jest tak naprawdę dominującym uczuciem w takim związku. Dużo bardziej
zdradliwe jest współczucie dla oprawcy, który kiedyś też stał się czyjąś
ofiarą. To właśnie współczucie jest kulą u nogi, która nie pozwala odejść
osobie krzywdzonej od tego, kto krzywdzi. Uważam, że to bardzo ważny i
potrzebny wątek, który nie tylko czyni fabułę jeszcze bardziej interesującą,
ale prawdopodobnie zachęci do niejednej dyskusji.
Kolejnym ważnym wątkiem, jakby w tle, a tak naprawdę
stanowiącym rdzeń opowieści i przesądzającym jak potoczą się losy
poszczególnych bohaterów są więzy rodzinne, skrywane traumy oraz ich wpływ na
wybory dokonywane przez kolejne pokolenia. „Każdy
w jej rodzinie za czymś tęsknił. Matka i babka – za przeszłością. Za Kresami,
za domem, który kiedyś był ich, a który został gdzieś w głębi Związku
Radzieckiego. A ona? Ona tęskniła za ojcem, to pewne. I za przynależnością, którą sukcesywnie odbierały jej starsze
pokolenia, pielęgnując swój strach”. ( str. 86 ) To właśnie przemilczenia,
tajemnice, lęk przed otwartością popychają Gabrysię do podjęcia decyzji, które
zaważą na całym jej życiu. Jednocześnie jednak w swojej książce Magdalena
Majcher pokazuje, że ta sama rodzina, która popełnia błędy, rani i naznacza
swoim strachem jest jednocześnie najsolidniejszym fundamentem i oparciem gdy
świat się chwieje w posadach.
Mogłabym tak pisać i pisać, a przecież nie o to chodzi.
Sięgnijcie sami po drugi tom „Sagi nadmorskiej”, bo warto! Ta opowieść Was
pochłonie, sprawi, że nie będziecie się mogli od niej oderwać i, mimo trudnych
wątków, zostawi Was z uczuciem, że życie, choć trudne i przewrotne, jest
piękne, a każde doświadczenie jest jak mały kawałeczek puzzli w rodzinnej
układance. Ma swoje miejsce i bez niego nie byłoby tak efektownej całości.
Na koniec nie mogę nie wspomnieć po raz kolejny o tym jak
estetycznie została zapakowana przesyłka dla recenzentów i jak ładna jest szata
graficzna książki! Brawa dla Wydawnictwa Pascal! A mnie pozostaje czekać na tom
trzeci, w którym opisane zostaną losy Jagody, córki Gabrieli.
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję serdecznie Wydawnictwu
Pascal!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz