niedziela, 1 września 2019

"Bezsenne nocy, senne dni", czyli o pokrewieństwie z Barbarą Niechcic i jego skutkach ;)



Bardzo lubię niesztampowe powieści obyczajowe, a Alina Białowąs należy do tych polskich autorek, które z powodzeniem unikają sztampy i wszelkiego rodzaju schematów w swoich książkach. Znając jej poprzednie powieści ( mowa o świetnej serii o Karolinie, którą recenzowałam ), tym bardziej nie mogłam się doczekać najnowszej. Ta autorka ma bowiem dar bezpardonowego wyrzucania czytelnika z jego strefy psychicznego komfortu i zmuszania go do głębszej analizy zachowań bohaterów czy też wydarzeń opisanych w fabule. A dlaczego użyłam określenia „bezpardonowego”? Ano dlatego, że bohaterowie książek Aliny Białowąs nierzadko doprowadzają czytelnika do ciężkiej irytacji, która zmienia się w przerażenie, gdy niektóre ich cechy nagle odnajdujemy w sobie.

„Bezsenne noce, senne dni” to opowieść o Ewelinie, kobiecie dojrzałej, mężatce z trzydziestoletnim stażem, która nagle, z powodu banalnej naprawy latarni za oknem jej małżeńskiej sypialni, podczas bezsennych nocy zaczyna niekończącą się analizę swojego małżeństwa. Analizę, która stopniowo prowadzi ją do przerażających wniosków. Ale nie uprzedzajmy faktów. Bohaterka książki, obecnie farmaceutka, to kobieta żyjąca legendą o swoim ziemiańskim pochodzeniu. Legendą, bo do kilku zdań wypowiedzianych kiedyś w emocjach przez ciotkę, młoda Ewelina dopisała sobie całą pasjonującą historię. A wszystko po to, by się upewnić we własnej wyjątkowości, utwierdzić w przekonaniu o tym, że zasługuje na wszystko, co najlepsze. Cóż z tego, skoro zamiast księcia, spotyka na swojej drodze zwykłego chłopaka ze wsi, Radka, który, już jako magister agrotechniki i inżynier leśnictwa Radosław Klofta, zostaje jej mężem. Nikt Eweliny nie zmusza do małżeństwa, prawdę mówiąc, ona sama wybiera swój los uwodząc Radka i zachodząc w nieplanowaną ciążę. Decyzja o małżeństwie, choć wymuszona okolicznościami, wydaje się być jedyną właściwą. Jak w setkach i tysiącach podobnych przypadków w czasach młodości obojga bohaterów, czyli w latach siedemdziesiątych. Przypomnijmy, że wolne związki czy konkubinaty nie cieszyły się wtedy taką akceptacją jak obecnie.

Czytelnik, poznając stopniowo historię znajomości i małżeństwa Eweliny i Radka, początkowo czuje empatię wobec głównej bohaterki i zastanawia się jakim typem jest jej mąż, skoro aż tak dalece zalazł jej za skórę. Jednak z każdą kolejną kartką farmaceutka, mimo metrykalnej dojrzałości, zaczyna coraz bardziej denerwować czytelnika niedojrzałością emocjonalną. A już sposób, w jaki Alina Białowąs prowadzi fabułę na kilkudziesięciu ostatnich stronach, wybija czytelnika kompletnie z rytmu pokazując całą historię w innym świetle i burząc wszelkie, jak by się wydawało wiarygodne, wyobrażenia o tym, co działo się przez trzydzieści lat między dwojgiem bohaterów.

Pewnie wielu z Was zastanawiało się, czemu do zapowiedzi swojej recenzji na blogu, na facebooku, wykorzystałam zdjęcie bohaterki znakomitych książki i filmu „Noce i dnie”, Barbary Niechcic. A nie stało się to przypadkiem. Otóż Ewelina z „Bezsennych nocy, sennych dni” Aliny Białowąs to taka współczesna Barbara Niechcic. Domniemana ziemianka, która tak bardzo skupia się na tym, co POWINNA mieć i co by się jej należało, że dostaje swoistej emocjonalnej zaćmy i nie dostrzega człowieka, z którym przyszło jej żyć, w całej jego złożoności. Zachowuje się, pomimo przekroczonej pięćdziesiątki, jak rozkapryszona dziewczynka w piaskownicy, która w złości łamie swoje grabki i łopatkę, bo chce koniecznie mieć takie same jak koleżanka obok. I w furii nie zauważa, że koleżanka ma identyczne zabawki, różniące się tylko kolorem… Tyle, że tamta przeżywa dzięki nim radość budowania zamiast skupiać się na tym, że mogłaby dostać lepszy zestaw…

Bardzo lubię czarne poczucie humoru Aliny Białowąs i jej umiejętność kreowania wyrazistych, boleśnie wręcz prawdziwych bohaterów. Zdarzyło mi się poznać i w prawdziwym życiu niejedną taką Ewelinę… A przecież to nie jedyna godna uwagi postać. Wspaniała jest matka Eweliny ( jak dobrze, że w polskich książkach coraz częściej zaczyna się pokazywać prawo do życia pełną piersią seniorów! ), świetnie pokazana jest jej koleżanka z apteki, syn czy pewien tajemniczy przyjaciel matki. Na szczególną uwagę zasługuje postać spotkanej w pociągu Julii, zwróćcie na nią uwagę, bo jest w pewien sposób symboliczna. Nie zdradzę jednak dlaczego, pozostawiam Wam odkrycie wszystkiego podczas lektury.

Podsumowując, chciałabym się z Wami podzielić jeszcze jednym wnioskiem – „Bezsenne noce, senne dni” powinny zostać wciągnięte na listę obowiązkową lektur dla narzeczonych, gdyby kiedykolwiek takowa powstała. To kolejna książka Aliny Białowąs, która działa na czytelnika otrzeźwiająco. Ale to bardzo potrzebne otrzeźwienie. A dzięki lekkości pióra Autorki oraz jej starannej polszczyźnie zafundowane czytelnikowi zderzenie z rzeczywistością w żaden sposób nie umniejsza przyjemności z lektury. Pomimo irytującej bohaterki;). W przygotowaniu jest już drugi tom, „Leniwe wieczory, burzliwe poranki” i, wierzcie mi, czekam na niego z zapartym tchem ciekawa, co tym razem zrobi Ewelina;). Gorąco polecam tym z Was, którzy lubią literaturę obyczajową unikającą schematów!

Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Autorce oraz Wydawnictwu Replika!


1 komentarz:

„Herbaciane róże” - Wzruszająca opowieść o tym, że choć prawda wyzwala zrywając bez znieczulenia opatrunki pozorów i kłamstw to przecież nawet stare, jątrzące się latami, zaniedbane rany da się uleczyć balsamem przebaczenia i miłości.

  Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność czło...