Bardzo lubię
niesztampowe powieści obyczajowe, a Alina Białowąs należy do tych polskich
autorek, które z powodzeniem unikają sztampy i wszelkiego rodzaju schematów w
swoich książkach. Znając jej poprzednie powieści ( mowa o świetnej serii o
Karolinie, którą recenzowałam ), tym bardziej nie mogłam się doczekać
najnowszej. Ta autorka ma bowiem dar bezpardonowego wyrzucania czytelnika z
jego strefy psychicznego komfortu i zmuszania go do głębszej analizy zachowań
bohaterów czy też wydarzeń opisanych w fabule. A dlaczego użyłam określenia
„bezpardonowego”? Ano dlatego, że bohaterowie książek Aliny Białowąs nierzadko
doprowadzają czytelnika do ciężkiej irytacji, która zmienia się w przerażenie,
gdy niektóre ich cechy nagle odnajdujemy w sobie.
„Bezsenne noce, senne
dni” to opowieść o Ewelinie, kobiecie dojrzałej, mężatce z trzydziestoletnim
stażem, która nagle, z powodu banalnej naprawy latarni za oknem jej małżeńskiej
sypialni, podczas bezsennych nocy zaczyna niekończącą się analizę swojego
małżeństwa. Analizę, która stopniowo prowadzi ją do przerażających wniosków.
Ale nie uprzedzajmy faktów. Bohaterka książki, obecnie farmaceutka, to kobieta
żyjąca legendą o swoim ziemiańskim pochodzeniu. Legendą, bo do kilku zdań
wypowiedzianych kiedyś w emocjach przez ciotkę, młoda Ewelina dopisała sobie
całą pasjonującą historię. A wszystko po to, by się upewnić we własnej
wyjątkowości, utwierdzić w przekonaniu o tym, że zasługuje na wszystko, co
najlepsze. Cóż z tego, skoro zamiast księcia, spotyka na swojej drodze zwykłego
chłopaka ze wsi, Radka, który, już jako magister agrotechniki i inżynier
leśnictwa Radosław Klofta, zostaje jej mężem. Nikt Eweliny nie zmusza do
małżeństwa, prawdę mówiąc, ona sama wybiera swój los uwodząc Radka i zachodząc
w nieplanowaną ciążę. Decyzja o małżeństwie, choć wymuszona okolicznościami,
wydaje się być jedyną właściwą. Jak w setkach i tysiącach podobnych przypadków
w czasach młodości obojga bohaterów, czyli w latach siedemdziesiątych.
Przypomnijmy, że wolne związki czy konkubinaty nie cieszyły się wtedy taką
akceptacją jak obecnie.
Czytelnik, poznając
stopniowo historię znajomości i małżeństwa Eweliny i Radka, początkowo czuje
empatię wobec głównej bohaterki i zastanawia się jakim typem jest jej mąż,
skoro aż tak dalece zalazł jej za skórę. Jednak z każdą kolejną kartką
farmaceutka, mimo metrykalnej dojrzałości, zaczyna coraz bardziej denerwować
czytelnika niedojrzałością emocjonalną. A już sposób, w jaki Alina Białowąs
prowadzi fabułę na kilkudziesięciu ostatnich stronach, wybija czytelnika kompletnie
z rytmu pokazując całą historię w innym świetle i burząc wszelkie, jak by się
wydawało wiarygodne, wyobrażenia o tym, co działo się przez trzydzieści lat
między dwojgiem bohaterów.
Pewnie wielu z Was
zastanawiało się, czemu do zapowiedzi swojej recenzji na blogu, na facebooku,
wykorzystałam zdjęcie bohaterki znakomitych książki i filmu „Noce i dnie”,
Barbary Niechcic. A nie stało się to przypadkiem. Otóż Ewelina z „Bezsennych
nocy, sennych dni” Aliny Białowąs to taka współczesna Barbara Niechcic. Domniemana
ziemianka, która tak bardzo skupia się na tym, co POWINNA mieć i co by się jej
należało, że dostaje swoistej emocjonalnej zaćmy i nie dostrzega człowieka, z
którym przyszło jej żyć, w całej jego złożoności. Zachowuje się, pomimo
przekroczonej pięćdziesiątki, jak rozkapryszona dziewczynka w piaskownicy,
która w złości łamie swoje grabki i łopatkę, bo chce koniecznie mieć takie same
jak koleżanka obok. I w furii nie zauważa, że koleżanka ma identyczne zabawki,
różniące się tylko kolorem… Tyle, że tamta przeżywa dzięki nim radość budowania
zamiast skupiać się na tym, że mogłaby dostać lepszy zestaw…
Bardzo lubię czarne
poczucie humoru Aliny Białowąs i jej umiejętność kreowania wyrazistych,
boleśnie wręcz prawdziwych bohaterów. Zdarzyło mi się poznać i w prawdziwym
życiu niejedną taką Ewelinę… A przecież to nie jedyna godna uwagi postać.
Wspaniała jest matka Eweliny ( jak dobrze, że w polskich książkach coraz
częściej zaczyna się pokazywać prawo do życia pełną piersią seniorów! ),
świetnie pokazana jest jej koleżanka z apteki, syn czy pewien tajemniczy
przyjaciel matki. Na szczególną uwagę zasługuje postać spotkanej w pociągu
Julii, zwróćcie na nią uwagę, bo jest w pewien sposób symboliczna. Nie zdradzę
jednak dlaczego, pozostawiam Wam odkrycie wszystkiego podczas lektury.
Podsumowując,
chciałabym się z Wami podzielić jeszcze jednym wnioskiem – „Bezsenne noce,
senne dni” powinny zostać wciągnięte na listę obowiązkową lektur dla
narzeczonych, gdyby kiedykolwiek takowa powstała. To kolejna książka Aliny
Białowąs, która działa na czytelnika otrzeźwiająco. Ale to bardzo potrzebne
otrzeźwienie. A dzięki lekkości pióra Autorki oraz jej starannej polszczyźnie zafundowane
czytelnikowi zderzenie z rzeczywistością w żaden sposób nie umniejsza
przyjemności z lektury. Pomimo irytującej bohaterki;). W przygotowaniu jest już
drugi tom, „Leniwe wieczory, burzliwe poranki” i, wierzcie mi, czekam na niego
z zapartym tchem ciekawa, co tym razem zrobi Ewelina;). Gorąco polecam tym z
Was, którzy lubią literaturę obyczajową unikającą schematów!
Za egzemplarz
recenzyjny dziękuję Autorce oraz Wydawnictwu Replika!
Dopiero w planach zakup tej drugiej części. Recenzja super.
OdpowiedzUsuń