„Na
wojnie każda miłość jest dobra. Trzeba kogoś kochać, bo to jedyne lekarstwo na
rany głów i szerzący się świerzb. Jeśli się kocha, wystarcza sił, aby walczyć”.
Podejrzewam, że wielu z Was kojarzy
nazwisko Sabiny Waszut oraz tytuły jej poprzednich książek i, podobnie jak dla
mnie, i dla Was są to dobre skojarzenia. Nie będę tutaj wymieniała wszystkich,
wspomnę choćby debiutanckie, świetnie przyjęte przez czytelników oraz krytyków
„Rozdroża”. Doceniając kunszt Autorki, z dużą ciekawością przyjęłam zapowiedź
jej najnowszej powieści, „Narzeczona z getta”. Jej premiera jest zapowiedziana
na najbliższą środę, 18 września, a ja, dzięki uprzejmości Wydawnictwa
Książnica, miałam okazję i przyjemność przeczytać ją przedpremierowo.
Ta opowieść zaczyna się od …starej
szafy. Nie wiem jak Wam, ale mnie przepastne, stare szafy zawsze już będą się
kojarzyły ze światem Narnii wykreowanym na kartach powieści C. S. Lewisa, a
potem pięknie przeniesionym na ekran w kolejnych filmach. Podobnie ten użyteczny
mebel kojarzy się bohaterce najnowszej powieści Sabiny Waszut, Barbarze.
Niestety, nie jest to jej jedyne skojarzenie. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Barbara to młoda mężatka, z wykształcenia farmaceutka, chwilowo na utrzymaniu
męża, z którym zdążyła po ślubie zwiedzić kawał świata korzystając z faktu, że
jego praca wymaga wyjazdów w różne egzotyczne zakątki. Teraz jednak młode
małżeństwo wróciło do Polski, kupiło dom i zaczyna wić sobie gniazdko. Ale
skrytych potrzeb Basi nie zaspokajają meble z Ikei. Chciałaby urządzić swój dom
przedmiotami z duszą. I właśnie dlatego, gdy przyjaciółka jej zmarłej teściowej
nieoczekiwanie proponuje jej starą, przedwojenną szafę w prezencie, bez wahania
decyduje się ją przygarnąć. Nie wie jeszcze, że ten mebel faktycznie ma duszę.
Zaklętą między skrzypiącymi deskami duszę minionych czasów i dawnych
właścicieli. Duszę, która koniecznie chce zostać usłyszana i wysłuchana.
Sabina Waszut pięknie konstruuje swoją
opowieść unikając wszelkich potencjalnych płycizn, na które taki wątek mógłby
zepchnąć fabułę. Tu nie ma miejsca na tanie chwyty czy ckliwy romantyzm, choć
jednym z głównych motywów tej książki jest miłość. Stara szafa ma wiele
znaczeń. Nie tylko przechowuje stare historie. Dla Barbary jest też symbolem
jej własnych lęków i demonów, obiektem fascynacji i jednocześnie narzędziem
psychicznych tortur. Poszukując odpowiedzi na swoje pytania, rusza śladem
dawnych właścicieli starej szafy i mozolnie odkrywa powikłane losy pewnej
żydowskiej rodziny, która dostała się między żarna naszej bolesnej, okrutnej
historii i została przez nie przemielona. Barbara musi jednocześnie stawić
czoła własnym lękom oraz niewiarygodnie trudnej historii poprzednich
właścicieli szafy. Czy uda się jej doprowadzić swoje śledztwo do końca? Czy
będzie w stanie udźwignąć prawdę o sobie oraz o losach nieznanych jej ludzi, z
którymi połączył ją stary mebel?
Celowo nie chcę Wam zdradzać nawet
najmniejszej części fabuły. Autorka w każdym kolejnym rozdziale odkrywa maleńki
kawałek historii Barbary oraz tego, co działo się z właścicielami szafy.
Pierwsza część książki toczy się współcześnie, druga to przywołanie wydarzeń z
czasów Drugiej Wojny Światowej. Świetnym zabiegiem literackim jest zderzenie
współczesnej traumy, która dotknęła Basię z wojenną traumą Sary, dziewczyny z
rodziny, do której należała szafa. Pomimo tego, że bohaterkę książki dotknęło
ogromne cierpienie, w porównaniu z tym, które zmiażdżyło tamtych ludzi,
wszystko odzyskuje właściwe proporcje. Nasze najgorsze lęki bledną wobec tego,
co spotykało ludzi w czasach wojny. A dokładniej, co spotykało żydowskie
rodziny.
„Narzeczona z getta”, tak jak już
wcześniej wspomniałam, to również opowieść o miłości. O różnych jej rodzajach,
odcieniach, barwach. O miłości rodzicielskiej, siostrzanej, przyjacielskiej,
ale i o miłości małżeńskiej, narzeczeńskiej, młodzieńczej. A także o miłości do
życia. Miłości, która może stać się zarówno przyczyną zguby jak i ocalenia.
Szczególnie wyraźnie pokazuje to wątek Sary i jej ukochanego Janka, ale również
wątek Hannah. Nawet wtedy, gdy świat wokół wariuje, ludzie chcą kochać i być
kochani. „Jakby wbrew temu, co dzieje się dookoła, plastrem na wszelkie zło, do
którego ludzie powoli przywykają, jest właśnie małżeństwo. Prawie w każdy piątek w którymś z domów
odbywa się ceremonia zaślubin. (…) Goście szepczą: «Rozmnażajcie się»,
choć tak naprawdę
nikt nie chce, aby jakiekolwiek dzieci przychodziły na świat. «Poczekajcie, aż to się
skończy, poczekajcie, aż wróci dawny
świat», dopowiadają w myślach. Wszyscy mają świadomość, że młodzi czekać nie
będą. Wojna to czas, w którym chce się
przeżyć wszystko, chce się zachłysnąć małżeństwem, rodzicielstwem, życiem. Kto
wie, ile pozostało czasu, aby się tym cieszyć”. ( str. 210 – 212 )
„Narzeczona z getta” to opowiedziana
pięknym, ale bardzo oszczędnym, wyważonym językiem historia miłości i
nienawiści, życia i śmierci, nadziei wbrew nadziei. Nasza Noblistka, Wisława
Szymborska, w swoim wierszu „Obóz głodowy pod Jasłem” napisała takie znamienne
słowa:
„Historia zaokrągla
szkielety do zera.
Tysiąc i jeden to wciąż jeszcze tysiąc”.
Tysiąc i jeden to wciąż jeszcze tysiąc”.
A ja powiedziałabym, że książka Sabiny Waszut, nadając
imiona, nazwiska oraz konkretne twarze bohaterom tamtych dni, wydobywa ich
historie z mroków zapomnienia i sprawia, że czytelnik z nową wrażliwością
odczytuje dramat Holocaustu oraz dramat narodu żydowskiego. Potrzebujemy takich
historii.
Gorąco polecam! To książka, dla której warto zarwać noc.
Budzi pamięć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz