poniedziałek, 3 czerwca 2019

„Bądź moim marzeniem” – pieśń pochwalna dla życia! RECENZJA PRZEDPREMIEROWA!!!



Przyznaję się od razu – recenzja tej książki musiała mi się w duszy spokojnie „uleżeć”. Lub, używając określenia mojej koleżanki ze stancji, jeszcze z zamierzchłych czasów studenckich, „nabrać mocy piekielnej” ;) . Co prawda owo określenie miało na celu wytłumaczenie się z odłożonych do późniejszego umycia naczyń ;) , ale na zasadzie serii szalonych skojarzeń przyszło mi akurat do głowy. To jedna z takich recenzji, których nie da się napisać bezpośrednio po lekturze.

Do książki, o której bardzo chcę Wam dzisiaj, przedpremierowo, opowiedzieć, mam podwójnie emocjonalny stosunek i nie zamierzam tego ukrywać. Po pierwsze, znam osobiście Autorkę, Monikę Michalik, a poznałyśmy się w szczególnych okolicznościach, podczas ubiegłorocznych warsztatów pisarskich zorganizowanych przez Wydawnictwo Znak dla laureatek konkursu „Jak zostać ulubioną pisarką Polek?”. Dobrym duchem tego przedsięwzięcia była Magdalena Kordel, której książki kocham, o czym dobrze wiecie. Po drugie, książka „Bądź moim marzeniem” to debiut Moniki. Debiut, któremu bardzo mocno od początku kibicuję. Zatem nie zamierzam ukrywać, że pisaniu tej recenzji towarzyszą duże emocje, ale też zapewniam Was, że postaram się, jak zawsze, być maksymalnie obiektywna.

Myślę, że niejedną osobę planującą wakacje przyciągnie okładka tego debiutu. To chyba jedna z najbardziej radosnych, pozytywnych, wakacyjnych okładek, jakie widziałam w tym sezonie. Piękna dziewczyna siedząca na molo, roześmiana, wpatruje się w turkusową wodę pod jej stopami. Chciałoby się krzyknąć: „Chwilo, trwaj!”. Powiem Wam szczerze – choć wiedziałam pewnie więcej niż przeciętny czytelnik na temat tego, jakich tematów mogę się spodziewać w książce, to jednak i mnie ta okładka zmyliła! I teraz cały czas się zastanawiam na ile jej zaprojektowanie to czyste działanie marketingowe, a na ile swoiste działanie z premedytacją Wydawcy! Skąd określenie „z premedytacją” w stosunku do okładki? Już za chwilę zrozumiecie.

Pozornie chodzi o historię jakich wiele. Niespełna trzydziestoletnia Natalia wybiera się ze swoim narzeczonym, Tomkiem, w podróż marzeń na Korfu. Tymczasem w wieczór przed wylotem ukochany oznajmia jej, że …kocha inną i odchodzi! Trzeba przyznać, że ma chłopak wyczucie chwili! Zdezorientowana, zrozpaczona, zła i zagubiona Natalia podejmuje spontaniczną decyzję o tym, że mimo dramatycznej zmiany w jej życiu osobistym nie zrezygnuje już z wyczekiwanej podróży. I wsiada w samolot. Na miejscu od samego początku zaczyna iskrzyć między młodą kobietą a pracującym w hotelu Polakiem, Michałem. Mamy zatem wszystkie oczekiwane elementy wakacyjnej powieści: piękne krajobrazy, złamane serce leczone zgodnie ze starą zasadą „klin klinem”, dwoje młodych, budzących sympatię, zakochanych bohaterów. Wszystko zgodnie z regułami gatunku. I choć opowieść napisana jest bardzo zgrabnie, a opisy Korfu są tak wysmakowane, że już chciałoby się tam polecieć to, nie bez kozery, niejeden z Was mógłby mnie zapytać, co tak szczególnego jest w tym debiucie. Zapewniam Was, jest w nim dużo więcej niż opis wakacyjnej przygody.

Natalia wraca do Polski, zakochana, rozmarzona, snująca już plany zrobienia niespodzianki Michałowi i wybrania się do niego jeszcze na kilka dni. Tyle, że irytują ją dziesiątki niezrozumiałych przypadłości, które zaczęły się już na Korfu. Siniaki pojawiające się na jej ciele niemalże całymi stadami. Ciągłe zmęczenie. Szumy w uszach. Omdlenia. Pod naciskiem swojej mamy i koleżanki z pracy, niechętnie, idzie zrobić rutynowe badania krwi. I …zonk!!! Wybrała pani nie tę bramkę!!! Zamiast wyjazdu na Korfu i namiętnych chwil na plaży dostaje pani szpitalne łóżko i początek długiej, ciężkiej walki o życie. No właśnie, kochani. „Bądź moim marzeniem” to nie jest piękna, przewidywalna opowieść o wakacyjnej miłości z happy endem. Przeciwnie. To opowieść o tym, jak podle, paskudnie, bez ostrzeżenia może nas zaskoczyć życie. W środku wakacji na Korfu, zakochania, snucia planów na przyszłość. To również wstrząsające, rozbijające w proch czytelnika świadectwo wielkiej samotności i wielkiej odwagi osób, na które nagła diagnoza spada jak wyrok. Przeorała mnie ta książka koszmarnie. A stało się tak, ponieważ wiedziałam to, czego Autorka nie kryje, co jest nawet zaznaczone na okładce książki – że wydarzenia w niej opisane były inspirowane doświadczeniami z jej życia. W wywiadzie, który Wam gorąco polecam jako uzupełnienie tej recenzji, i do którego link tutaj wkleję, Monika Michalik wprost opowiada o swoich doświadczeniach z czasu choroby => https://www.styl.pl/magazyn/news-monika-michalik-swojego-dlugu-sama-nie-splace,nId,3024924?fbclid=IwAR2kW8DNktANXSWvtTMzbxizRiZYxvId6LHyZmb6vv07cURvWszTn00gXgw

Jej książka ma taką siłę rażenia właśnie ze względu na zawartą w niej brutalną prawdę. Możesz mieć wszystko, plany, marzenia, być na etapie, gdy świat stoi przed tobą otworem, a tymczasem wystarczy jedna chwila, żeby to stracić i modlić się o tak zwykłe, mogłoby się wydawać, rzeczy, jak zobaczenie twarzy swoich bliskich niezakrytych maseczką chirurgiczną. Ze względu na ten nagły przeskok między mieniącym się wszystkimi odcieniami turkusu światem miłości na Korfu, a światem szaroburej szpitalnej izolatki Monika Michalik dosłownie nokautuje czytelnika. Zwala go z nóg, stawia przed trudną wiedzą o dojmującej samotności ludzi chorych. Przyznaję szczerze, od tamtego tygodnia wciąż „przegryzam” w sobie jej opowieść.

Ale proszę, nie przestraszcie się tego, co napisałam. Bo „Bądź moim marzeniem”, choć nie jest absolutnie typową wakacyjną powieścią i ma zupełnie inny ciężar gatunkowy, jest przede wszystkim wielką, przejmującą pochwałą życia oraz ludzkiej siły i determinacji! Uważam też, że ta książka zrobi wiele dobrego dla ludzi chorych uwrażliwiając czytelników na ich potrzeby. I zrobi też wiele dla idei promowania krwiodawstwa oraz zgłaszania się do Bazy Dawców Szpiku. To ważna, mądra, świetnie napisana książka! Świetny debiut, mocne wejście!!! Polecam Wam gorąco książkę Moniki Michalik, a ja nie przestaję jej kibicować i … czekam na kolejną!

Za egzemplarz recenzyjny dziękuję serdecznie Wydawnictwu Znak oraz Autorce!

Premiera: 5 czerwca 2019

2 komentarze:

„Herbaciane róże” - Wzruszająca opowieść o tym, że choć prawda wyzwala zrywając bez znieczulenia opatrunki pozorów i kłamstw to przecież nawet stare, jątrzące się latami, zaniedbane rany da się uleczyć balsamem przebaczenia i miłości.

  Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność czło...