Czy Wam również zdarza się zobaczyć gdzieś po raz pierwszy okładkę i zapowiedź nowej książki i zapragnąć jej dosłownie od pierwszego wejrzenia? Podejrzewam, że tak, to chyba przypadłość znana wielu książkoholikom. Mnie dotknęła ona gdy zobaczyłam pierwszą zapowiedź wydanego przez Wydawnictwo Książnica zbioru opowiadań „Taniec pszczół i inne opowiadania o czasach wojny”. Wystarczyło, że spojrzałam na okładkę, a potem na zaiste imponującą listę autorów, których znam ze świetnych książek o tematyce wojennej, i nie tylko. Poza tym bardzo lubię opowiadania. To forma wymagająca precyzji i bardzo dobrego warsztatu. Byłam ciekawa jak sprawdzili się w niej cenieni przeze mnie autorzy.
Kiedy kurier z paczką dotarł do mnie i zaczęłam lekturę,
pierwsze pytanie mojej Mamy, która zobaczyła, co czytam, brzmiało: „A dlaczego Taniec pszczół”? No właśnie, dlaczego?
Odpowiedź daje Wydawca na okładce książki, gdzie w streszczeniu zdradza: „Bohaterka
jednego z opowiadań mówi o pszczołach. Pszczoły
tańczą, by przeżyć i ocalić cały rój”. To wspomniane tytułowe opowiadanie zostało napisane przez Magdę Knedler
i zamyka cały zbiór. A motyw tańca
pszczół, które sygnalizują nim zagrożenie, rzeczywiście spina klamrą wszystkie
jedenaście opowiadań. Spina je metaforycznie, ponieważ każda z tych opowieści
to historia o końcu świata, jakim dla dotkniętych nią ludzi stała się wojna i o
owym swoistym tańcu ostrzegawczym, do którego zostają zaproszeni wbrew ich woli.
„Taniec pszczół” to nie jest taki zbiór opowiadań, który można przeczytać w
jeden wieczór. Po pierwsze, ze względu na wojenną, a zatem trudną tematykę. Po
drugie, ze względu na poziom tych opowiadań. Rzadko zdarza się, aby był on tak
bardzo wyrównany. Wszystkie są bardzo dobre, a to, które czytelnik uzna
ewentualnie za najlepsze czy najciekawsze to wyłącznie kwestia jego
subiektywnego odbioru oraz wrażliwości.
Zgodnie z moim zwyczajem, nie
chcę zdradzać w recenzji treści opowiadań. Dlatego przekażę Wam tylko garść
refleksji i subiektywnych wrażeń. Ten
tom łączy jedna wspólna cecha – każda z historii opowiada o tym jak okrutna,
destrukcyjna i podła jest wojenna rzeczywistość oraz w jak nierównej walce
staje zmuszony do konfrontacji z nią człowiek. Tutaj nie ma miejsca na zasady
fair play. Wszystkie chwyty dozwolone. Wygrywa silniejszy. Często jednak tym
silniejszym okazuje się ktoś, na kogo przed wojną nikt nie postawiłby złamanego
grosza. Z kolei ideały sięgają bruku. Tak, jak wcześniej wspominałam,
opowiadania są na wysokim, wyrównanym poziomie i na ich odbiór wpływa przede
wszystkim indywidualna wrażliwość każdego czytelnika. Mnie szczególnie dotknęły
cztery z nich.
„Wydmuszka” Marii Paszyńskiej, która
oszczędnym językiem, bez krztyny patosu, pokazuje człowieczeństwo zmiażdżone
przez system w zderzeniu z człowieczeństwem triumfującym wbrew nadziei. Rzadko
w opowieści o kacie i ofierze obie strony budzą podobne współczucie. To
opowiadanie pokazujące jedną z najbrutalniejszych stron nazizmu, uderzającą w
najbardziej bezbronnych. Ale pokazujące również cynizm, z jakim ten nieludzki
system traktował własnych obywateli. Zaręczam, że zmusi Was ono do wielu
przemyśleń, również niewygodnych. Z kolei „Buty małej Renate” Zofii Mąkosy
przeorały mnie emocjonalnie do tego stopnia, że musiałam przerwać lekturę i
wrócić do niej dopiero po kilku godzinach, z ogromnym lękiem, bo już
przeczuwałam ciąg dalszy. Podobnie jak Maria Paszyńska, również ta autorka,
znana z doskonałej trylogii „Wendyjska winnica”, operuje bardzo oszczędnym
językiem. I z chirurgiczną precyzją słowa pokazuje koszmarne owoce nienawiści,
ale również leczącą rolę pamięci. To, co jeszcze bardziej rozbiło mnie
emocjonalnie, to świadomość, że opowiadanie zostało oparte na faktach. Myślę,
że nigdy go nie zapomnę. A buciki małej Renate już na zawsze zostaną dla mnie
symbolem bezsensu odwetu i braku przebaczenia. Ostrzegam jednak, to opowiadanie
dla ludzi o mocnych nerwach, bo wojenna rzeczywistość jest gorsza niż najbardziej
wymyślne horrory. Trzecim z opowiadań, które szczególnie mnie dotknęły było
„Człowiek jest silny” Agnieszki Olejnik. Zarówno historia Hanny, doświadczonej
okrutnie przez los, początkowo bez związku z wojenną rzeczywistością, jak i
losy Layki, które w pewnym momencie splatają się z jej losami, jak dwa ściegi w
jednym hafcie, zapadają mocno w serce, wstrząsają, wywołują wewnętrzny protest.
Kluczowa scena z opowiadania chyba zostanie mi na zawsze przed oczami. To
opowieść o odwadze i lęku, miłości i nienawiści, wierności i zdradzie i o tym,
jak różnie można je interpretować w wojennej rzeczywistości. I wreszcie czwarte
z opowiadań, które mną szczególnie wstrząsnęły, czyli tytułowy „Taniec pszczół”
Magdy Knedler. Opowieść o pięknie świata zmiażdżonym przez wojnę, o wielkości
ducha i jego słabości, o sile piękna, które, choć wobec wojny i śmierci wydaje
się być niepotrzebne, ratuje życie. To również jedna z najpiękniejszych
opowieści, jakie czytałam, o miłości córki do ojca i ojca do córki, ale również
o uzdrawiającej sile czułości, dobra i miłości. Dobrze, że to ono spina klamrą
wszystkie pozostałe historie.
Jednak, tak jak wspomniałam,
absolutnie wszystkie opowiadania z tego tomu zasługują na uwagę i ten mój wybór
jest wyłącznie subiektywny. Ale już pisząc o nich, miałam przed oczyma również
pozostałe. Wstrząsającą historię miłosnego trójkąta, miłości i nienawiści oraz
prawdy, która niekoniecznie wyzwala z „Albumu” Macieja Siembiedy. Bliskie
klimatowi z „Papuszy” opowiadanie „Porajmos” Sabiny Waszut pokazujące mniej
znaną z historii okrutną politykę nazistów wobec Romów. To opowieść o pięknie
zdeptanym przez zło, o kwintesencji życia w zderzeniu ze śmiercią, o świecie
radości, wolności, kolorów pochłoniętym przez nienawiść. Wstrząsająca. Opowieść
o skomplikowanych losach jednej rodziny wciągniętych w wiry wielkiej Historii z
„Tamtego dnia” Agnieszki Janiszewskiej. To opowiadanie pokazuje prawdę o tym,
że wojna nie wymazywała rodzinnych animozji, przeciwnie, ludzie wchodzili ze
swoimi małymi dramatami w wielki dramat historii co doprowadzało
niejednokrotnie do jeszcze większych nieszczęść. „Nie żałuję” Magdaleny Wali
pokazujące skomplikowaną wojenną rzeczywistość mieszkańców Śląska. „Alicję”
Mirosławy Kalety przypominającą losy członków plutonu Szarych Szeregów „Alicja”,
ale również pokazującą okrutną przewrotność losu oraz prawdę, że w wojennej
rzeczywistości zmienia się kwalifikacja czynów i czyn zły może się okazać
dobrym, a dobry złym… „Tajemnicę Ingrid Langer” Joanny Jax pokazującą z kolei
wycinek rzeczywistości Polaków skazanych na roboty w Rzeszy i „Niepewność”
Jolanty Marii Kalety, zainspirowaną prawdziwymi wydarzeniami i pokazującą znaną
z wiersza naszej Nobliski prawdę, że „znamy siebie na tyle, na ile nas
sprawdzono”.
Myślę, że „Taniec pszczół” jest jednym z najlepszych,
jeśli nie najlepszym tomem opowiadań wydanym w tym roku. Tylko dlatego nie
piszę kategorycznie, że najlepszym, że rok jeszcze się nie skończył i
rzetelność recenzencka wymaga ode mnie wzięcia pod uwagę tych, które jeszcze
mogą się ukazać. Z pewnością jednak zasługuje na Waszą uwagę. To prawdziwa
perełka, opowieść rozpisana na wiele głosów o wielkiej próbie, jaką dla
człowieczeństwa jest wojna, o tych, którzy przegrali, ale i o tych, którzy
przetrwali. O bezsensie zemsty, nienawiści, śmierci, ale też o triumfie
ludzkiego ducha, który jak te pszczoły z tytułowego opowiadania, niestrudzenie
tańczy, aby ostrzec przed złem, walczyć, wygrywać, przetrwać. Gorąco polecam!
Te opowiadania to lektura obowiązkowa!
Za egzemplarz recenzencki
dziękuję bardzo Wydawnictwu Książnica.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz