wtorek, 6 października 2020

„Taniec pszczół i inne opowiadania o czasach wojny” - wstrząsająca opowieść rozpisana na wiele głosów

 


Czy Wam również zdarza się zobaczyć gdzieś po raz pierwszy okładkę i zapowiedź nowej książki i zapragnąć jej dosłownie od pierwszego wejrzenia? Podejrzewam, że tak, to chyba przypadłość znana wielu książkoholikom. Mnie dotknęła ona gdy zobaczyłam pierwszą zapowiedź wydanego przez Wydawnictwo Książnica zbioru opowiadań „Taniec pszczół i inne opowiadania o czasach wojny”. Wystarczyło, że spojrzałam na okładkę, a potem na zaiste imponującą listę autorów, których znam ze świetnych książek o tematyce wojennej, i nie tylko. Poza tym bardzo lubię opowiadania. To forma wymagająca precyzji i bardzo dobrego warsztatu. Byłam ciekawa jak sprawdzili się w niej cenieni przeze mnie autorzy.

 

Kiedy kurier z paczką dotarł do mnie i zaczęłam lekturę, pierwsze pytanie mojej Mamy, która zobaczyła, co czytam, brzmiało: „A dlaczego Taniec pszczół”? No właśnie, dlaczego? Odpowiedź daje Wydawca na okładce książki, gdzie w streszczeniu zdradza: „Bohaterka jednego z opowiadań mówi o pszczołach. Pszczoły tańczą, by przeżyć i ocalić cały rój”. To wspomniane tytułowe opowiadanie zostało napisane przez Magdę Knedler i zamyka cały zbiór. A motyw tańca pszczół, które sygnalizują nim zagrożenie, rzeczywiście spina klamrą wszystkie jedenaście opowiadań. Spina je metaforycznie, ponieważ każda z tych opowieści to historia o końcu świata, jakim dla dotkniętych nią ludzi stała się wojna i o owym swoistym tańcu ostrzegawczym, do którego zostają zaproszeni wbrew ich woli. „Taniec pszczół” to nie jest taki zbiór opowiadań, który można przeczytać w jeden wieczór. Po pierwsze, ze względu na wojenną, a zatem trudną tematykę. Po drugie, ze względu na poziom tych opowiadań. Rzadko zdarza się, aby był on tak bardzo wyrównany. Wszystkie są bardzo dobre, a to, które czytelnik uzna ewentualnie za najlepsze czy najciekawsze to wyłącznie kwestia jego subiektywnego odbioru oraz wrażliwości.

 

Zgodnie z moim zwyczajem, nie chcę zdradzać w recenzji treści opowiadań. Dlatego przekażę Wam tylko garść refleksji i subiektywnych wrażeń. Ten tom łączy jedna wspólna cecha – każda z historii opowiada o tym jak okrutna, destrukcyjna i podła jest wojenna rzeczywistość oraz w jak nierównej walce staje zmuszony do konfrontacji z nią człowiek. Tutaj nie ma miejsca na zasady fair play. Wszystkie chwyty dozwolone. Wygrywa silniejszy. Często jednak tym silniejszym okazuje się ktoś, na kogo przed wojną nikt nie postawiłby złamanego grosza. Z kolei ideały sięgają bruku. Tak, jak wcześniej wspominałam, opowiadania są na wysokim, wyrównanym poziomie i na ich odbiór wpływa przede wszystkim indywidualna wrażliwość każdego czytelnika. Mnie szczególnie dotknęły cztery z nich.

 

 „Wydmuszka” Marii Paszyńskiej, która oszczędnym językiem, bez krztyny patosu, pokazuje człowieczeństwo zmiażdżone przez system w zderzeniu z człowieczeństwem triumfującym wbrew nadziei. Rzadko w opowieści o kacie i ofierze obie strony budzą podobne współczucie. To opowiadanie pokazujące jedną z najbrutalniejszych stron nazizmu, uderzającą w najbardziej bezbronnych. Ale pokazujące również cynizm, z jakim ten nieludzki system traktował własnych obywateli. Zaręczam, że zmusi Was ono do wielu przemyśleń, również niewygodnych. Z kolei „Buty małej Renate” Zofii Mąkosy przeorały mnie emocjonalnie do tego stopnia, że musiałam przerwać lekturę i wrócić do niej dopiero po kilku godzinach, z ogromnym lękiem, bo już przeczuwałam ciąg dalszy. Podobnie jak Maria Paszyńska, również ta autorka, znana z doskonałej trylogii „Wendyjska winnica”, operuje bardzo oszczędnym językiem. I z chirurgiczną precyzją słowa pokazuje koszmarne owoce nienawiści, ale również leczącą rolę pamięci. To, co jeszcze bardziej rozbiło mnie emocjonalnie, to świadomość, że opowiadanie zostało oparte na faktach. Myślę, że nigdy go nie zapomnę. A buciki małej Renate już na zawsze zostaną dla mnie symbolem bezsensu odwetu i braku przebaczenia. Ostrzegam jednak, to opowiadanie dla ludzi o mocnych nerwach, bo wojenna rzeczywistość jest gorsza niż najbardziej wymyślne horrory. Trzecim z opowiadań, które szczególnie mnie dotknęły było „Człowiek jest silny” Agnieszki Olejnik. Zarówno historia Hanny, doświadczonej okrutnie przez los, początkowo bez związku z wojenną rzeczywistością, jak i losy Layki, które w pewnym momencie splatają się z jej losami, jak dwa ściegi w jednym hafcie, zapadają mocno w serce, wstrząsają, wywołują wewnętrzny protest. Kluczowa scena z opowiadania chyba zostanie mi na zawsze przed oczami. To opowieść o odwadze i lęku, miłości i nienawiści, wierności i zdradzie i o tym, jak różnie można je interpretować w wojennej rzeczywistości. I wreszcie czwarte z opowiadań, które mną szczególnie wstrząsnęły, czyli tytułowy „Taniec pszczół” Magdy Knedler. Opowieść o pięknie świata zmiażdżonym przez wojnę, o wielkości ducha i jego słabości, o sile piękna, które, choć wobec wojny i śmierci wydaje się być niepotrzebne, ratuje życie. To również jedna z najpiękniejszych opowieści, jakie czytałam, o miłości córki do ojca i ojca do córki, ale również o uzdrawiającej sile czułości, dobra i miłości. Dobrze, że to ono spina klamrą wszystkie pozostałe historie.

 

Jednak, tak jak wspomniałam, absolutnie wszystkie opowiadania z tego tomu zasługują na uwagę i ten mój wybór jest wyłącznie subiektywny. Ale już pisząc o nich, miałam przed oczyma również pozostałe. Wstrząsającą historię miłosnego trójkąta, miłości i nienawiści oraz prawdy, która niekoniecznie wyzwala z „Albumu” Macieja Siembiedy. Bliskie klimatowi z „Papuszy” opowiadanie „Porajmos” Sabiny Waszut pokazujące mniej znaną z historii okrutną politykę nazistów wobec Romów. To opowieść o pięknie zdeptanym przez zło, o kwintesencji życia w zderzeniu ze śmiercią, o świecie radości, wolności, kolorów pochłoniętym przez nienawiść. Wstrząsająca. Opowieść o skomplikowanych losach jednej rodziny wciągniętych w wiry wielkiej Historii z „Tamtego dnia” Agnieszki Janiszewskiej. To opowiadanie pokazuje prawdę o tym, że wojna nie wymazywała rodzinnych animozji, przeciwnie, ludzie wchodzili ze swoimi małymi dramatami w wielki dramat historii co doprowadzało niejednokrotnie do jeszcze większych nieszczęść. „Nie żałuję” Magdaleny Wali pokazujące skomplikowaną wojenną rzeczywistość mieszkańców Śląska. „Alicję” Mirosławy Kalety przypominającą losy członków plutonu Szarych Szeregów „Alicja”, ale również pokazującą okrutną przewrotność losu oraz prawdę, że w wojennej rzeczywistości zmienia się kwalifikacja czynów i czyn zły może się okazać dobrym, a dobry złym… „Tajemnicę Ingrid Langer” Joanny Jax pokazującą z kolei wycinek rzeczywistości Polaków skazanych na roboty w Rzeszy i „Niepewność” Jolanty Marii Kalety, zainspirowaną prawdziwymi wydarzeniami i pokazującą znaną z wiersza naszej Nobliski prawdę, że „znamy siebie na tyle, na ile nas sprawdzono”.

 

Myślę, że „Taniec pszczół” jest jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym tomem opowiadań wydanym w tym roku. Tylko dlatego nie piszę kategorycznie, że najlepszym, że rok jeszcze się nie skończył i rzetelność recenzencka wymaga ode mnie wzięcia pod uwagę tych, które jeszcze mogą się ukazać. Z pewnością jednak zasługuje na Waszą uwagę. To prawdziwa perełka, opowieść rozpisana na wiele głosów o wielkiej próbie, jaką dla człowieczeństwa jest wojna, o tych, którzy przegrali, ale i o tych, którzy przetrwali. O bezsensie zemsty, nienawiści, śmierci, ale też o triumfie ludzkiego ducha, który jak te pszczoły z tytułowego opowiadania, niestrudzenie tańczy, aby ostrzec przed złem, walczyć, wygrywać, przetrwać. Gorąco polecam! Te opowiadania to lektura obowiązkowa!

 

Za egzemplarz recenzencki dziękuję bardzo Wydawnictwu Książnica.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„How do you trup?”, czyli smakowita komedia kryminalna z drugim dnem! RECENZJA PATRONACKA!

Komedie kryminalne Iwony Banach niezmiennie mnie bawią i poprawiają mi humor, dlatego z przyjemnością przyjęłam propozycję patronowania najn...