środa, 13 października 2021

„Królowa Śniegu nie żyje”, czyli o wyższości zmorologii nad Świętami Bożego Narodzenia ( zwłaszcza w Zmorzynie ;) ) – RECENZJA PREMIEROWA ORAZ PATRONACKA OGRODU KWITNĄCYCH MYŚLI

 


Dzisiaj premiera jednego z moich dwóch październikowych patronatów, a ja przychodzę do Was z recenzją jednego z nich, czyli komedii kryminalnej Iwony Banach „Królowa Śniegu nie żyje”.

 

Przyznam się bez bicia – komedie kryminalne tej Autorki mogłabym jeść łyżkami, bo są zbawienne dla mojej zwichrowanej i zmęczonej psychiki. Zresztą, kto z nas nie ma jej zwichrowanej po trudnych ostatnich dwóch latach? Śmiechu pragnę jak kania dżdżu i, choć zawsze doceniałam autorów piszących z poczuciem humoru, teraz chyba doceniam rozweselające mnie książki podwójnie, a może nawet potrójnie. Jeśli też tak macie to KONIECZNIE musicie przeczytać najnowszą zwariowaną komedię Iwony Banach! Gwarantuję, że poprawi Wam humor i zapewni samoistny masaż mięśni twarzy i przepony ;) .

 

Zaintrygował mnie już sam tytuł, „Królowa Śniegu nie żyje”, bo kocham takie zabawy słowne i gry w skojarzenia. To już nie pierwszy raz gdy ta Autorka bawi inteligentnym  zabawnym tytułem – wystarczy wspomnieć choćby niektóre z jej poprzednich komedii, „Niedaleko pada trup od denata” czy „Stara zbrodnia nie rdzewieje”. Jeśli ich jeszcze nie znacie to podpowiadam, że również warto po nie sięgnąć.

 

Tym razem akcja powieści toczy się w czasie Świąt Bożego Narodzenia, zaś tytułową Królową Śniegu jest Marlena Opierska, dość znana pisarka, która pragnie być jeszcze bardziej, a nawet BARDZO znana. Drogę do sławy ma jej utorować właśnie wydana autobiografia. Zanim jednak zacznie pławić się w blasku fleszy, wpada na iście szatański pomysł zorganizowania swoim pracownikom oraz najbliższym wyjazdu integracyjnego w …przeddzień Wigilii. Powiedzieć, że jej sekretarka, inspiracjonistka oraz reasearcher przyjmują ten pomysł z entuzjazmem to nic nie powiedzieć….

 

Miejsce, które egocentryczna pisarka wybrała na ów wymuszony wyjazd świąteczny to mała wioska, Zmorzyn, która teraz aż skrzy się i mieni od świątecznego blasku i kolorów rodem z najbardziej kiczowatych pocztówek bożonarodzeniowych. W tle grają kolędy oraz biega nieokiełznany renifer, który, gwoli ścisłości, nader często wysuwa się, a raczej wybiega na plan pierwszy, powodując nieprzewidziane kolizje.

 

Tymczasem do wioski zmierzają jeszcze inni nietuzinkowi bohaterowie. Są nimi Zuzanna i Dominik, para przyjaciół w tajnej misji ratowania od zagłady mienia ciotki dziewczyny, Malwiny. Kobiety pięćdziesięcioletniej z wielkim parciem na zamążpójście oraz nieuleczalną wręcz słabością do amerykańskich generałów, afgańskich lekarzy i innych łowców majątków naiwnych kobiet. Tym razem tajemniczy wybranek ciotki jest Polakiem, pochodzącym ze Zmorzyna, i para młodych bohaterów stawia sobie za punkt honoru wytropienie go zanim oczadziała z miłości ciotka sprzeda majątek i zostanie bez grosza. Ich szlachetne pobudki mają i drugie dno – zawsze istnieje ryzyko, że bezdomna ciotka wprowadzi się do rodziny ;) .

 

Jednakże prawdziwą wisienką na torcie ( a nawet trzema soczystymi wisienkami ) jest nieposkromione trio staruszków, czyli Cecylia, Lenka i Lucjan. Dwie panie to babcie młodych bohaterów powieści, zaś Lucjan to absztyfikant jednej z nich. Znudzeni do obrzydzenia życiem w luksusowym ośrodku pogodnej starości, w którym jedyną rozrywkę stanowi podkładanie plastikowych karaluchów do deserów koleżanek, czują zew przygody. Powodowani impulsem, za pretekst wykorzystują chęć pomocy Malwinie, i pełni animuszu ruszają na spotkanie przygody! I biada tym, którzy chcieliby ich powstrzymać, skoro nawet flaki zjedzone u Kaprawego Ziutka nie dały im rady ;) !

 

Wyobrażacie sobie jaki efekt może wywołać zetknięcie się tak różnych osobowości w jednym miejscu?! Szczególnie gdy, niejako na przystawkę, wszyscy dostają porządne, krwiste morderstwo, bo niedoszła doczesna kariera Marleny Opierskiej kończy się tragicznie pod kopytami renifera. Tym razem co prawda plastikowego, i oplecionego świątecznymi światełkami, ale trup jest jak najbardziej prawdziwy. Jeśli teraz ktoś z Was pomyślał, że streściłam pół książki, to bardzo się pomylił ;) . Nie zdradziłam bowiem nawet jednej dziesiątej fabuły. Akcja, jak zawsze w komediach Iwony Banach, pędzi na złamanie karku z rozmachem diabelskiego młyna. Gag goni kolejny gag sprawiając, że czytelnik dostaje czkawki ze śmiechu.

 

Zmorzyn okazuje się być miejscem wyjątkowym i przyciągającym wyjątkowych ludzi. Chociażby samozwańczych zmorologów, czyli specjalistów od zmorzyńskiego Zmora. Tak, bo to nie jest TA Zmora, tylko TEN Zmor! A już nawet w Biblii zostało powiedziane, że „nie jest dobrze, aby mężczyzna był sam”, a Zmor to, bądź co bądź, gatunek męski, więc też może czuć się samotny. I od tego ma zmorologów, żeby takie rzeczy wiedzieli i umieli im zaradzić;) . Poza tym tylko w Zmorzynie uprawia się takie nowe dyscypliny sportowe jak ciupaging czy mordo kłaking ;) ! W tym ostatnim przoduje lokalna babka z siekierą, ale co ja Wam będę opowiadać – TO TRZEBA PRZECZYTAĆ!

 

Iwona Banach po raz kolejny udowadnia, że jest prawdziwą mistrzynią absurdalnego humoru sytuacyjnego oraz świetną, przenikliwą obserwatorką zjawisk społecznych Brawa za postać Morfeo – o mało nie udławiłam się ze śmiechu! W tej lekkiej, cudownie relaksującej, wywołującej ataki śmiechu komedii kryminalnej, pod płaszczykiem dobrej zabawy, Autorka obnaża pewne mechanizmy psychologiczne i społeczne, zwłaszcza te związane ze wszechobecnymi w naszym życiu wszelkiego rodzaju mediami. Pokazuje nam niektóre zjawiska w krzywym zwierciadle, trochę tak jak ogląda się coś w beczce śmiechu w wesołym miasteczku. Dzięki temu rozbraja niejednokrotnie trudne tematy z obezwładniającej powagi i pozwala je oswoić. Ale po tym uśmianiu się do łez, na dnie serca czytelnikowi zostaje niejedna ważna refleksja. Gorąco zachęcam Was do lektury! „Królowa Śniegu nie żyje” to prawdziwa komediowa petarda!

 

Nawiasem mówiąc, marzy mi się, żeby kiedyś zobaczyć zekranizowaną powieść Iwony Banach. To by była zabawa na miarę moich ukochanych komedii z Louis de Funèsem w roli głównej!

 

Za możliwość objęcia patronatem tej znakomitej komedii dziękuję bardzo Wydawnictwu Dragon.




1 komentarz:

„Herbaciane róże” - Wzruszająca opowieść o tym, że choć prawda wyzwala zrywając bez znieczulenia opatrunki pozorów i kłamstw to przecież nawet stare, jątrzące się latami, zaniedbane rany da się uleczyć balsamem przebaczenia i miłości.

  Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność czło...