niedziela, 6 lutego 2022

„Dajmy sobie nową szansę” – opowieść o tym, czym różni się złoto od tombaku i czy cuda się zdarzają… RECEZJA PATRONACKA!

 



Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność człowieka przechodzi przez nią. Dlatego odnajduje się w wymiarach Boga, bo tylko On jest wiecznością.

 

Karol Wojtyła, „Przed sklepem jubilera”

 

Moje koleżanki blogerki oraz zaprzyjaźnione książkoholiczki już od dawna zachęcały mnie do lektury powieści Beaty Agopsowicz. Dlatego odpowiedziałam pozytywnie na propozycję Wydawcy, Wydawnictwa eSPe, aby objąć patronatem najnowszą książkę tej Autorki „Dajmy sobie nową szansę”. Pomyślałam, że będzie to świetna okazja, aby wyrobić sobie, choć wstępnie, własne zdanie. Poza tym wiem już z doświadczenia, że w serii „Opowieści z wiary” pojawiają się dobre, ciekawe powieści.

 

Na samym początku Beata Agopsowicz daje nam pewne skrawki opowieści, które pozwalają poznać głównych bohaterów. Trochę tak, jakbyście dostawali kolejne kawałki potrzebne do zszycia patchworkowej kołdry. Są różnej wielkości, kształtu i kolorów, i na początku trudno je dopasować i wyobrazić sobie jaki efekt da zszycie ich razem. Dopiero z czasem, przy każdej kolejnej przewracanej stronie, przy każdym dokładanym do kołdry kawałku, wyłania się pełniejszy obraz, żeby na końcu pokazać spójny, wielobarwny wzór.

 

Najpierw czytelnik poznaje Antoniego, starszego, samotnego człowieka, który niechętnie po niedzielnej mszy opuszcza przyjazną przystań, jaką jest dla niego parafialny kościół. Potem Konrada, samotnego ojca trójki dzieci, choć początkowo dokładne przyczyny jego samotnego ojcostwa są przed czytelnikiem zakryte. W następnych scenach pojawia się Iwona, typ perfekcyjnej pani domu i perfekcyjnej bizneswoman, która właśnie wypływa na zdradliwe wody fascynacji mężczyzną innym niż jej mąż i zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego, że niebezpieczne wiry mogą ją wciągnąć na samo dno… Po niej, jakby dla kontrastu, pojawia się Ryszard, typ wiecznego lekkoducha na utrzymaniu żony, który co prawda kocha bezgranicznie swoją rodzinę, ale nie jest w stanie zakotwiczyć na dłużej w żadnej pracy, dzięki której mógłby partycypować w jej utrzymaniu. I wreszcie Agata, tragicznie poturbowana przez życie, u kresu wytrzymałości. Co ich łączy?...

 

Wszyscy chcą kochać
Choć nie przyznają się
Tak pięknie jak w kinie
Jak we śnie
Wszyscy chcą kochać
Do utraty tchu
Zmysły postradać bezpowrotnie
Choćby raz, jeden jedyny raz

 

( Wszyscy chcą kochać, wyk: Maryla Rodowicz, tekst: Katarzyna Nosowska )

 

Życiowe ścieżki tych wszystkich bohaterów w pewnym momencie zaczną się ze sobą przecinać wywołując efekt podobny do potrąconej pierwszej kostki domina w misternie ułożonej konstrukcji. Siłą rozpędu i prawami fizyki ta pierwsza, upadając, wywraca kolejną, a ta następną, i tak aż do wywrócenia całej, czasem bardzo skomplikowanej konstrukcji… W przypadku „Dajmy sobie nową szansę” osobą, która potrąca pierwszą kostkę domina będzie …Antoni. Niczego więcej jednak nie zdradzę. Z fabułą powieści najlepiej zapoznajcie się sami, a gwarantuję Wam, że wciąga od pierwszej aż do ostatniej strony i nie pozwala odłożyć książki na bok. Poza głównymi bohaterami powieści poznajemy również ich rodziny: mężów, żony, dzieci, zagłębiamy się w ich świat wewnętrzny, ich radości i problemy, poznajemy skrywane frustracje i spychane głęboko do podświadomości marzenia.

 

Beata Agopsowicz w swojej najnowszej powieści porusza temat miłości, zwłaszcza tej małżeńskiej, sakramentalnej, ale również związanej z nią nierozerwalną pępowiną miłości rodzicielskiej. Każdy z bohaterów stanowi część pewnej małej rodzinnej wspólnoty, a jego wybory, zarówno dobre jak i złe, wpływają na wszystkich pozostałych. Trochę jak w teatrze lalek, w którym aktorom poplątały się sznurki poszczególnych postaci i w serii chaotycznych ruchów jedne jeszcze bardziej splątują, inne zrywają, a jeszcze innymi uszkadzają lalki. Miłość w „Dajmy sobie nową szansę” to taka miłość jak ta w „Pod sklepem jubilera” Karola Wojtyły, o ściśle określonych wadze oraz ciężarze gatunkowym. To nie bezwartościowy tombak, którego zgubienie nie zaboli ani nie obejdzie tego, kto go utraci. Przeciwnie, to złoty pierścionek, drogocenna perła, której utrata może doprowadzić do życiowej ruiny. Jednak, w przeciwieństwie do teatru lalek, w świecie pokazanym przez Autorkę, losami sponiewieranych pacynek nie żądzą mało poradni aktorzy ani chaos, ale Wielki Reżyser. Spogląda cierpliwie i miłosiernie zza kurtyny i jest w stanie jednym ruchem rozsupłać nawet najgorzej zasupłane węzełki. Wystarczy tylko poprosić o pomoc. W fabule pojawiają się dwa takie miejsca, w których bohaterowie, te pokiereszowane postacie z nieudanego teatru lalek, odkrywają, że istnieje Ktoś, kto może im pomóc. To pewien kościół w Wałczu oraz sanktuarium Matki Bożej Miłości Zranionej w Skrzatuszu.

 

Usiadł i ponownie się rozejrzał. Dostrzegł żebrowe sklepienie pomalowane na niebiesko. Wiedział, że ma zapewne przypominać niebo, w którym kiedyś wszyscy mamy się znaleźć. Potem oglądał malowidła na ścianach, przedstawiające różnorodne sceny z Biblii i życia świętych. Na końcu jego wzrok zatrzymał się na dużym krzyżu stojącym blisko ołtarza. Figura Jezusa, również pokaźnych rozmiarów, miała głowę skierowaną na kościół, jakby Jezus obserwował tych, którzy siedzą w ławkach. Na niego Jezus też patrzył… Konradowi wydawało się, że prześwietla jego myśli. Sam nie wiedział, skąd przyszło takie poczucie. Przecież nigdy nie był szczególnie pobożny, mógł co najwyżej powiedzieć o sobie, że był wierzący. A jednak w tym momencie wydawało mu się, że Jezus wpatruje się w niego, tak jakby czegoś od niego oczekiwał.

– Czego ode mnie chcesz? – zapytał półgłosem.

 

Czy bohaterom „Dajmy sobie nową szansę” uda się poskładać to wszystko, co się powywracało, popsuło i przestało działać? Czy uda się porozplątywać mocno poplątane nitki ich losów? Czy cuda się zdarzają? Tego Wam nie powiem, sami musicie sięgnąć po najnowszą książkę Beaty Agopsowicz. Mogę Was jedynie zapewnić, że to powieść warta poświęconego na lekturę czasu. Głęboka, prawdziwa, z bohaterami, którzy borykają się z bardzo współczesnymi problemami. Na szczególną uwagę zasługuje, między innymi, poruszony wątek uzależnienia nastolatków od gier i zdobyczy współczesnej techniki, które staje się czymś w rodzaju współczesnej plagi egipskiej. Nie rozczaruje Was ta powieść, bo sięga do najgłębszych tęsknot i pragnień ludzkiego serca. Ale nie serwuje łatwych odpowiedzi. Bo to, co ważne, wymaga też zwykle pracy i prawdziwego wysiłku. Złoto ma inną wartość niż tombak…

 

Gorąco polecam! Pierwsze spotkanie z prozą tej Autorki uznaję za bardzo udane!

 

Za zaufanie i możliwość objęcia powieści patronatem dziękuję Wydawnictwu eSPe.



1 komentarz:

  1. Bardzo lubię powieści tej autorki. Zawarłam znajomość z jej książkami chyba w 2017roku /mam 4 do tej pory wydane/. Ta nowość dopiero w marzeniach.

    OdpowiedzUsuń

„Herbaciane róże” - Wzruszająca opowieść o tym, że choć prawda wyzwala zrywając bez znieczulenia opatrunki pozorów i kłamstw to przecież nawet stare, jątrzące się latami, zaniedbane rany da się uleczyć balsamem przebaczenia i miłości.

  Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność czło...