A jedno z tych miast nazywa się tak
A drugie z tych miast nazywa się nie
A ja między nimi jak pociąg we mgle
Mam nerwy napięte i serce jak wrak
Wciąż między miastami tym nie i tym tak
W mieście nie wszystko martwe i wystraszone
Niczym gabinet wysłany troską
W mieście nie ściany z fałszu z biedy balkony
Posadzki żółcią bielone nie z wosku
Przedmiot tam każdy w sobie się chowa
I podejrzliwie patrzą portrety
Śmieszny kto czeka dobrego słowa
Lub kwiatka albo miłej kobiety (…)
W mieście tak życie płynie podobnie do pieśni
To miasto otwarte jak gniazdo dla gości
Dziewczyna bez wstydu podaje ci piersi
I szepce na ucho „nieważne no coś ty"
I gwiazda z obłoków zagląda ci w oczy
I gdy tylko zechcesz do rąk twych zeskoczy
I dokąd sam zechcesz popłyniesz wnet głupcze
Na statku wielbłądzie pociągiem na kutrze
I woda w źródełku i potok i mak
Powtarza ci do snu „tak tak tak tak tak tak tak tak
Tak tylko po prawdzie to nudne jest czasem
Tak za nic po prostu mieć pieśń i kiełbasę (…)
Jewgienij Jewtuszenko, tłum.
Agnieszka Osiecka
Agata Kołakowska to
jedna z tych autorek, które lubią zaskakiwać czytelników i nieustannie
podejmują nowe literackie wyzwania. To właśnie z tego powodu na każdą jej
kolejną powieść czekam z zapartym tchem. I dopóki nie ukażą się pierwsze
zapowiedzi, zwykle nie wiem nawet jakiego gatunku oczekiwać. Przecież Autorka
udowodniła już wielokrotnie, że zaklasyfikowanie jej jako pisarki piszącej
powieści stricte obyczajowe to o wiele za mało. Sprawdziła się również próbując
sił w innych gatunkach, jak choćby znakomite thrillery psychologiczne czy
powieści z elementami baśniowo – magicznymi, jak „Szczęście na miarę”, które
urzekało klimatami rodem z kultowej „Amelii”.
Takiej autorce,
która bez przerwy wciąż poszukuje i rozwija się, z czasem jest coraz trudniej
zaskoczyć czytelnika. Tymczasem Agacie Kołakowskiej znowu się udało, bo już od
pierwszych zapowiedzi jej najnowsza powieść, „Ballada o dwóch miastach”,
wzbudziła nie lada emocje w czytelnikach. Ta książka to dziewiętnasta powieść w
dorobku pisarki, ale jednocześnie to jej debiut w roli wydawcy. Jej premiera
jest zapowiedziana na 2 lutego, ale miałam niewątpliwą frajdę i przyjemność
zapoznania się z tekstem jeszcze przed premierą. Przesyłka recenzencka dotarła
do mnie we wtorkowy wieczór, i pewnie gdyby nie praca, połknęłabym „Balladę o
dwóch miastach” dosłownie w jedną noc, ale obowiązki skutecznie otrzeźwiają i
uczą rozsądku ;) , w związku z czym lektura zabrała mi dwa wieczory i jeden
poranek.
Dwa tytułowe miasta
to Miasto i City. To pierwsze znajduje się w otoczonej lasem dolinie, do której
nigdy nie dociera blask ani ciepło słońca. Częściowo za sprawą dymu z komina
zakładu należącego do Mirosława Szlama, prezesa spółdzielni mleczarskiej. Ale
czy tylko dlatego? Główną bohaterką reprezentującą to miejsce jest
dwudziestotrzyletnia Petronela Złudna, najmłodsze pokolenie szanowanego rodu
piekarzy. Już wkrótce właścicielka piekarni „Spalony Precel”. Odstręcza Was ta
nazwa? Witajcie w Mieście! Tutaj burmistrzem jest Stanisław Sromotny, a
komendantem policji niejaki Bubel. Lokalna gazeta nosi tytuł „Złe Nowiny”.
Stałym punktem corocznych obchodów jubileuszu założenia Miasta jest zaś
wyświetlenie kroniki „Najsmutniejsze wydarzenia w dziejach Miasta”. Lokalny
śpiewak operowy nazywa się Feliks Fałsz, zaś na spacer można pójść na skwer
przy ulicy Przykrej. Nie wypada się uśmiechać, a już broń Boże czymkolwiek
entuzjazmować! Ostatni atak śmiechu skończył się dla pewnego biedaka
zamknięciem w szpitalu psychiatrycznym. Miasto trwa, niezmienne od lat, a
sterani życiem mieszkańcy uważają akceptację zaistniałego stanu rzeczy za
jedyną słuszną drogę. Co prawda, od czasu do czasu, tę nieruchomą jak tafla
zmętniałego, cuchnącego stawu powierzchnię, coś zakłóci, niczym kamień rzucony
w wodę. Tym czymś są niezrozumiałe morderstwa, które powtarzają się w
nieregularnych odstępach. Co prawda ciała ofiar znikają, ale pozostawiony na
miejscu zbrodni nieład i plamy krwi dobitnie świadczą o ich tragicznym losie.
Tymczasem Petronela
czuje rosnący dyskomfort. Gdy dodatkowo tajemniczy seryjny morderca uderza po
raz kolejny, tym razem zabijając jedną z lubianych przez dziewczynę klientek
piekarni, wyrwa w jej sercu się powiększa. A potem przylatuje gołąb… Posłaniec
z innego świata. I to dosłownie, a nie tylko w przenośni. Bo gdzieś za lasem,
daleko od doliny, znajduje się City. Tam właśnie mieszka Franz Sielanka,
ilustrator, który w wolnych chwilach z przyjemnością zajmuje się gołębiami. Gdy
niesforny ptasi obieżyświat wraca z Miasta z czerwoną kokardką zawiązaną na
nóżce, stykają się losy dwojga ludzi z dwóch przeciwstawnych światów. Bo gdy
Miasto to szarość, korozja, niemoc i marazm, City to słońce, oszałamiające
barwy, energia i moc! Tutaj wszyscy są szczęśliwi, pozytywnie nastawieni do
życia, z dziką rozkoszą dążący do samorozwoju i sukcesu. Nawet nazwiska
mieszkańców są naznaczone pięknem i oryginalnością. Tutaj prezydentem jest Borys
Ufny, zaś naczelny redaktor poczytnego magazynu „Citizen”, w którym pracuje
Franz, to Olaf Fuks. Przyjaciele ambitnej dziewczyny Franza, Amandy, noszą
nazwisko Promienni, i chyba idealnie oddaje ono charakter City, w którym
promienny uśmiech od rana do wieczora jest jak wizytówka tego miejsca i jego
mieszkańców. W City, żeby zrobić karierę, wystarczy tylko chcieć i inwestować w
swój rozwój. Tutaj dla chcącego nie mam rzeczy niemożliwych! Tyle tylko, że oba
miasta dzieli ciemny, groźny las, w którym czają się nieznane, ale bardzo
realne niebezpieczeństwa…
Najnowsza powieść Agaty Kołakowskiej to
przede wszystkim inteligentna, pełna smaczków zabawa z czytelnikiem. Jest
trochę jak kruche bezy zapamiętale i z sukcesem wypiekane przez jedną z
bohaterek: leciuteńkie i delikatne, ale w tym wypadku z zaskakująco wytrawną
zawartością ;) . Lekkość
zawdzięcza świetnemu stylowi Autorki oraz oryginalnej, dobrze przemyślanej
fabule. Nie ma mowy o nudzie podczas czytania! Aż do wielokrotnie zaskakującego
rozwiązaniem poszczególnych wątków finału! Ale ta zabawna, dająca wiele
czytelniczej radości wierzchnia warstwa to tylko preludium. Bo chociaż powieść
została napisana trochę w konwencji baśni filozoficznej, a czytelnik od
początku wie, że nie znajdzie ani Miasta, ani City, na żadnej mapie, to
jednocześnie jest to powieść dojmująco współczesna i prawdziwa. To wierny,
momentami lekko karykaturalny, ale zawsze z zachowaniem właściwych proporcji,
portret współczesnego świata. A także portret współczesnych ludzi, z ich nieposkromionym
apetytem na sukces i samorozwój, z ich skrywanymi głęboko frustracjami i
pragnieniami, z ich nieustanną pogonią za szczęściem.
Agata Kołakowska
szczególnie wyraziście pokazuje współczesny pęd za kolejnymi modami, które
niejednokrotnie nawzajem sobie przeczą. W pewnym momencie lektury przypomniała
mi się scena z pierwszej części serii „Igrzyska śmierci”, w której bohaterowie
wybrani do bratobójczej walki w Głodowych Igrzyskach obserwują zbulwersowani
jak mieszkańcy bogatej stolicy objadają się, po czym biorą środki wymiotne, aby
móc objadać się dalej. W pokazanym w „Balladzie o dwóch miastach” City ta
pozorna sielankowość i samospełnienie przybiera właśnie taką niemalże
bulimiczną formę. Przede wszystkim jednak zderzenie tych dwóch miejsc pozwoliło
Autorce na pokazanie kondycji współczesnego człowieka, który w związku z
postępem techniki oraz z monstrualnie wręcz rozrośniętą rolą mediów
społecznościowych stał się niewolnikiem własnych pragnień. Agata Kołakowska
punktuje wiele karykaturalnych ludzkich zachowań, tak charakterystycznych dla
współczesnego świata. Jak choćby chorobliwe wręcz pragnienie kreowania życia
bez negatywnych emocji. Dążenie do perfekcji dopasowanej do obecnie
obowiązującej mody. Świetną reprezentantką tego świata w błysku fleszy jest
właśnie Amanda, dziewczyna Franza. Ale również Maximus, najsłynniejszy w City
projektant mody. Wobec blichtru tego świata, tym bardziej przygnębiające wydaje
się być życie w Mieście. Jego mieszkańcy reprezentują z kolei zupełnie
przeciwstawne postawy. Są zakażeni lękami, niejednokrotnie wpojonymi im latami
przez bliskich. Nie mają marzeń, bo z mlekiem matki wyssali przekonanie o nieuchronnej
klęsce wszelkich planów i dążeń. Nie szukają zmian, bo zmiana oznacza
niebezpieczeństwo, a kto przy zdrowych zmysłach chciałby się narażać na wyjście
ze znanego i bezpiecznego kokonu? Nawet jeśli ten kokon jest zdecydowanie
przyciasny i od dawna uwiera?...
I tutaj właśnie pojawia się ta najgłębsza,
najważniejsza warstwa powieści. Powieści, która nosi tytuł „Ballada o dwóch
miastach”, ale w rzeczywistości jest opowieścią o człowieku, o jego dwoistej,
skomplikowanej naturze, o sprzecznych, często wręcz wykluczających się nawzajem
pragnieniach. O jego wielkości, ale i słabości, triumfach i upadkach z hukiem
na bruk. Powieść Agaty Kołakowskiej zmusza czytelnika do zadania sobie pytań o
własną kondycję i etap w życiu, na którym się znajduje. Bo tak naprawdę to w
każdym z nas tkwi cząstka Petroneli, Franza, Amady, Maximusa. Zaś współczesne
czasy nie ułatwiają wsłuchania się w siebie i nie pomagają w znalezieniu prawdy
o sobie. Rozdarci między wyniesionymi często z dzieciństwa lękami a wymogami
współczesnego świata trwamy w bolesnym rozkroku między Miastem a City i,
obarczeni tym podwójnym obywatelstwem, nie umiemy się zdecydować jak żyć. Po
raz kolejny Autorce udało się sięgnąć w głąb ludzkiej psychiki, pokazać jej
meandry, obnażyć słabości, zedrzeć maski, ale nie po to, aby czytelnika
upokorzyć, ale aby pokazać mu pułapki i niebezpieczeństwa, jakie na niego
czekają. I dodać odwagi, bo choć każdy las, zwłaszcza nocą, wydaje się być
bardzo groźny, w świetle dnia lęki pryskają jak bańka mydlana, a świat za lasem
może się okazać o wiele piękniejszy. Gorąco Was zachęcam – sięgnijcie po „Balladę o dwóch miastach”. Poza
gwarantowaną świetną zabawą podczas lektury zyskacie też doskonałe narzędzie,
aby wejrzeć w siebie i odpowiedzieć sobie na, być może dawno nie stawiane,
pytania. Naprawdę warto!
Wspaniała recenzja. Powieść w planach.
OdpowiedzUsuń