czwartek, 18 października 2018

"Dobre Miasto" Mariusza Zielke - RECENZJA PRAWIE PREMIEROWA!

Dzięki konkursowi zorganizowanemu przez portal Zbrodnicze Siostrzyczki ( który, nawiasem mówiąc, gorąco polecam wszystkim miłośnikom dobrych kryminałów pragnącym śledzić nowinki literackie dotyczące tego gatunku ) oraz uprzejmości Wydawnictwa Czarna Owca, które ufundowało przedpremierowe egzemplarze dla laureatów konkursu mogłam przeczytać kryminał, którego byłam BARDZO ciekawa i mogę teraz podzielić się z Wami wrażeniami z lektury :

„Dobre Miasto” to najnowsza książka Mariusza Zielke, polskiego dziennikarza śledczego i gospodarczego związanego kiedyś z dziennikiem „Puls Biznesu”, laureata nagrody Grand Press w kategorii „dziennikarstwo śledcze” z 2005 roku, autora, między innymi, głośnego thrillera „Wyrok”, dzięki któremu wkroczył z przytupem na rynek kryminałów. Takie nazwisko daje nadzieję na dobrą, krwistą lekturę, dlatego bez wahania skorzystałam z okazji przedpremierowego przeczytania i zrecenzowania „Dobrego Miasta”, którego oficjalna premiera jest przewidziana na siedemnastego października tego roku. Książka ukaże się w Wydawnictwie Czarna Owca.

Wydawać by się mogło, że tym razem autor sięga po dobrze znane i wykorzystane w literaturze kryminalnej schematy: małe, prowincjonalne miasteczko, głośne porwanie żony lokalnego biznesmena zakończone morderstwem i poćwiartowaniem zwłok, charakterna dziennikarka przybywająca z zewnątrz, ale, o czym nie wszyscy wiedzą, mająca swoje korzenie w lokalnej społeczności – oto mamy przepis na doskonały kryminał bez zakalca! Tyle tylko, że z literaturą bywa podobnie jak z pieczeniem ciasta – nawet najlepszy przepis nie gwarantuje sukcesu jeśli osobie, która to ciasto piecze zabraknie talentu, nie zachowa odpowiednich proporcji przy zarabianiu ciasta lub źle wyreguluje temperaturę pieczenia ( czytelnika;) ). Czy zatem Mariuszowi Zielke udała się ta trudna sztuka?

Główna bohaterka, Małgorzata, przyjeżdża do Dobrego Miasta żeby przeprowadzić dziennikarskie śledztwo w sprawie głośnego porwania Agnieszki Krynickiej, żony lokalnego milionera. Porwania, które zakończyło się brutalnym morderstwem. Sprawcami okazali się być ludzie stąd, tak zwane szaraczki, mężczyźni, którzy przewijali się w otoczeniu Krynickich, ale nigdy dotąd nie mieli poważnych zatargów z prawem i, wedle wszelkiej logiki, nie pasowali do sprawy tak poważnego kalibru. Mirek, Rafał i Wiktor, trzech kolegów z dzieciństwa wychowanych w lokalnych slumsach – tych dzielnicach, które ma każde miasto, pod każdą szerokością geograficzną, ale których nigdy nie znajdziecie w przewodnikach czy na pocztówkach. Małgorzatę łączy z nimi podobne pochodzenie – choć stara się to skrzętnie ukryć, jako córka lokalnej prostytutki ma za sobą równie poplątaną przeszłość jak trzech oskarżonych. Niechętnie wraca do miejsca, które przez lata usiłowała wymazać z pamięci.

I tutaj pojawia się pierwsza cecha charakterystyczna dla książki Mariusza Zielke – jego bohaterowie niemal od pierwszych stron są co najmniej popielaci, na czele z Małgorzatą. Jeśli ktoś spodziewa się głównej bohaterki, która na dzień dobry wzbudzi w czytelniku ciepłe uczucia to bardzo się zawiedzie. Dziennikarka jest osobą kolczastą, trudną, niepoukładaną, a jej życiowe wybory, które stopniowo poznajemy w trakcie lektury, nie nastrajają do niej przesadnie pozytywnie. To nie jest szlachetna aktywistka walcząca z systemem, ale osoba na etacie, dla którego gotowa jest pójść na bardzo duże kompromisy, balansować na krawędzi etyki i moralności. Kobieta bez złudzeń, szukająca wszędzie drugiego dna, w razie potrzeby zdolna do cynizmu i wyrachowania. Jednocześnie jednak wrażliwa, z czułymi punktami, ze zdolnością do surowej samooceny. Innymi słowy – prawdziwa! Bo czyż popiel nie jest kolorem dominującym wszędzie tam, gdzie w grę wchodzą wszelkie ludzkie relacje, powiązania, wybory? Również pozostali bohaterowie książki są co najmniej popielaci, czasem w odcieniu jaśniejszym, innym razem w skali bliższej ciemnego grafitu czy czerni. Nawet ci z pozoru kryształowi, jak choćby Kryniccy, oglądani w ostrym świetle dziennikarskiej analizy przeprowadzanej przez Małgorzatę tracą na przejrzystości i blasku. Kryształ z bliska okazuje się co najmniej zmatowiały, a może nawet jest tylko podróbką? Już dla samej tej błyskotliwie przeprowadzonej analizy poszczególnych bohaterów „Dobre Miasto” zasługuje na uwagę czytelników. A przecież to nie wszystko.
Mnie uderzył już sam tytuł powieści – „Dobre Miasto”. W trakcie lektury niejednokrotnie zastanawiałam się czy w zamierzeniu autora miał on być prowokacją, kpiną, zaczepką? A może miał w jakiś sposób określać pokazane na kartach powieści miasteczko niczym miasto – wzór dla tysięcy podobnych mu miast i miasteczek? Opisując poszczególne etapy dziennikarskiego śledztwa Małgorzaty autor niejako rozrywa tkankę Dobrego Miasta pokazując to wszystko, co kryje się pod powierzchnią. Sieć wzajemnych powiązań i zależności prowadzących nierzadko do społecznej infekcji, a nawet do gangreny. Bo w takich miejscach elity produkują kolejne pokolenia elit, a biedacy kolejne pokolenia biedaków i straceńców. I nie pomoże nawet budowa galerii czy lodowiska. To trafnie odmalowane tło społeczno – obyczajowe to kolejny duży atut książki. Strona po stronie poznajemy Dobre Miasto od podszewki: „Niby w takich małych miejscowościach jak Dobre Miasto wszyscy się znają, ale przecież to nieprawda. Ile to tajemnic wychodzi z czasem, ile razy człowiek się wydaje znany, a potem się okazuje zupełnie obcy. Patrzysz na uśmiechniętą twarz, myślisz: sympatyczna taka, a potem wychodzi, że to jakiś łobuz”. ( str. 65 ) I teraz wydawać by się mogło, że w takim razie Mariusz Zielke za bardzo skręcił w stronę powieści obyczajowej. Nic bardziej mylnego! Choć z jasnych dla wszystkich przyczyn nie mogę zdradzić żadnego wątku dotyczącego sprawy kryminalnej badanej przez Małgorzatę, zapewniam, że czytelnik ani przez chwilę nie poczuje się znudzony intrygą! Autor bardzo skutecznie zwodzi, myli tropy, podsuwa fałszywe rozwiązania, momentami wręcz drwi sobie z czytelnika przekonanego, że tym razem na pewno już wie co dokładnie się stało i kto zawinił, żeby doprowadzić do szokującego i przewrotnego zakończenia. Nie ma mowy o nudzie czy o rozczarowaniu. Intryga została poprowadzona w sposób spójny i przemyślany dzięki czemu, mimo zaskoczenia, czytelnik docenia mistrzowskie szwy jakimi zostały połączone poszczególne wątki, również te pozornie bez znaczenia. A konkretnie – docenia to, że nawet ich nie zauważył.

Polecam „Dobre Miasto” wszystkim wielbicielom porządnych, nasyconych realiami i uciekających od sztampowych rozwiązań kryminałów. To opowieść zawierająca tak duży procent prawdopodobieństwa jakby żywcem wzięta z kronik kryminalnych. I kto wie, czy właśnie warstwa społeczno – obyczajowa nie przeraża najbardziej… Nie ma obaw, to nie jest kryminał z zakalcem! Każdy wielbiciel porządnych kryminałów i thrillerów będzie się nim delektował bez ryzyka najmniejszej niestrawności;)!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„How do you trup?”, czyli smakowita komedia kryminalna z drugim dnem! RECENZJA PATRONACKA!

Komedie kryminalne Iwony Banach niezmiennie mnie bawią i poprawiają mi humor, dlatego z przyjemnością przyjęłam propozycję patronowania najn...