wtorek, 16 października 2018

"TEATR POD BIAŁYM LATAWCEM" ILONY GOŁĘBIEWSKIEJ - RECENZJA PRZEDPREMIEROWA!



Czasami bywa tak, że zobaczę zapowiedź jakiejś książki i natychmiast wiem, że to jest to. Powieść, którą na pewno chcę przeczytać, a do tego jestem przekonana, że się nie zawiodę. A ponieważ, ze względu na pasję i na obowiązki blogerskie regularnie śledzę listy zapowiedzi, takie nagłe oczarowania od czasu do czasu mi się zdarzają. Podobnie było z książką, która jutro będzie miała swoją oficjalną premierę, czyli „Teatrem pod Białym Latawcem” Ilony Gołębiewskiej. Zobaczyłam zapowiedź i wsiąkłam. Dlatego z wielkim zapałem zgłosiłam się do jej zrecenzowania i ucieszyłam się ogromnie z tego, że znalazłam się w gronie wybranych recenzentów.

Ujął mnie na wstępie już sam cytat wykorzystany przez Autorkę jako motto: „Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać”. To jeden z moich ulubionych cytatów, w dodatku autora, którego książki wiele dla mnie znaczą – Antoine’a de Saint-Exupery. Na samym początku poznajemy trójkę głównych bohaterów, których losy splata ta opowieść. Zuzanna Widawska to, do niedawna, dziennikarka z samej topki dziennikarzy śledczych, doceniana i hołubiona przez przełożonych. Jeden fatalny splot okoliczności, błąd, niedopatrzenie, i kobieta ze szczytu popularności spada na samo dno. Traci pracę, przyjaciół, pieniądze, mieszkanie, wszelkie zabezpieczenia na przyszłość oraz narzeczonego, który woli się ewakuować z tonącego okrętu jakim stało się życie Zuzanny. Poznajemy ją jako osobę rozgoryczoną, samotną, przerażoną, trzymającą się kurczowo byle jakiej pracy w byle jakiej gazecie, która daje jej przynajmniej możliwość opłacenia byle jakiego mieszkania w kamienicy na Woli. To tutaj jej ścieżki skrzyżują się z kolejną z głównych bohaterek, czyli Eleną Nielsen, dawną gwiazdą, znakomitą aktorką teatralną i filmową, której blask jednak znacznie przygasł wobec wszechobecnej inwazji młodości. Jednak, w przeciwieństwie do Zuzanny, Elena nie hoduje w sobie poczucia krzywdy i nie żyje przeszłością, ale daje z siebie wszystko, żeby pomóc innym i podzielić się z nimi swoim talentem. To „kobieta, która nigdy się nie smuciła i zawsze częstowała innych dobrym słowem”. ( str. 29 ) Współpracuje z Fundacją Złotych Serc, której siedziba mieści się w pobliskim Teatrze Starym, organizuje też spektakle razem z dziećmi ze swojej kamienicy. I wreszcie trzeci główny bohater książki, Jakub Bilewicz, bogaty biznesmen, który dotąd nie pogodził się z tragiczną przeszłością. Kilka lat wcześniej jego ukochana żona zginęła w wypadku tuż obok Teatru Starego, a syn, który zapowiadał się na wirtuoza skrzypiec został tak poraniony, że jest niepełnosprawny. Jakub hoduje w sobie od lat nienawiść do tego miejsca. A teraz nadarza mu się okazja, żeby je kupić i zetrzeć z powierzchni ziemi. Prawda, że już samo zetknięcie trójki bohaterów z tak różnymi temperamentami i historiami życia rokuje dobrze? A przecież to zaledwie początek!

Z mojego wprowadzenia już wiecie, że bohaterowie wykreowani przez Ilonę Gołębiewską od razu wzbudzają w czytelniku żywe emocje i zaangażowanie. Ale Autorka w swojej opowieści oferuje nam dużo więcej. Wprowadza czytelnika w magiczny świat teatru i ludzi żyjących prawdziwą pasją. Sercem tej książki jest właśnie teatr, i to w szeroko pojętym znaczeniu. Miejscem, które połączy losy Zuzanny, Eleny i Jakuba stanie się właśnie Teatr Stary na Woli. Dla Zuzanny początkowo będzie miejscem, w którym ma wypełnić dziennikarskie zadanie przygotowując tekst do numeru świątecznego. Dla Eleny i podopiecznych Fundacji Złotych Serc jest całym światem, miejscem magicznym, obietnicą lepszego życia, chwil wytchnienia, wspólnoty, przyjaźni, radości. Dla Jakuba nieustannym przypomnieniem o jego tragedii, wykrzyknikiem nie pozwalającym mu na odzyskanie spokoju. Co wyniknie ze starcia się tak sprzecznych pragnień i emocji? Tego musicie się dowiedzieć sami, bo, rzecz jasna, ja Wam tego nie zdradzę. Ale mogę Wam zdradzić czym mnie ta opowieść urzekła. Otóż dzięki pokazaniu magicznego świata teatru Ilona Gołębiewska pokazuje wartość sztuki i piękna w życiu, terapeutyczną rolę pasji oraz wartość prawdziwej, nieudawanej przyjaźni i miłości. I wierzcie mi, „Teatr pod Białym Latawcem” pokazuje te wszystkie sprawy w taki sposób, że nie będziecie się wzdragać, że to banał, oczywista oczywistość, ale raczej każdy czytelnik zastanowi się nad tym co zrobił ze swoimi pasjami i przyjaźniami w życiu. Urzekająca jest postać Eleny, która mimo bardzo dramatycznych przeżyć nie pielęgnuje w sobie goryczy, nie zamyka się na świat, ale daje innym serce na dłoni, bo sama swoją siłę czerpała całe życie z pasji do teatru. I dzięki tej pasji nie dała się nigdy zatruć złym emocjom. Czytając myślałam sobie, że pierwszą osobą w fundacji, która ma złote serce jest właśnie ta stara, mądra, czuła aktorka. Spotkanie z nią będzie miało terapeutyczne znaczenie dla Zuzanny, która sama zrozumie wartość pasji w życiu: „Pasja dodaje nam skrzydeł, unosi wysoko ponad szarą codzienność, wyzwala siłę, z istnienia której nie zdawaliśmy sobie sprawy. Nikt nie wie, co to prawdziwe szczęście, nim nie dosięgnie smaku autentycznej pasji tworzenia. W chaosie rodzi się szaleństwo, w szaleństwie pasja, w pasji wielka radość życia”. ( str. 158 ).

Kolejnym pięknym, wzruszającym wątkiem jest wątek integrowania osób niepełnosprawnych poprzez sztukę i wspólne rozwijanie pasji. Chwyta za serce wątek Igora, niepełnosprawnego syna Jakuba, który tęskni za kontaktem z rówieśnikami. Wzruszają opisy zajęć prowadzonych przez Fundację Złotych Serc, które ludziom z różnymi niepełnosprawnościami pozwalają zakosztować radości życia. „Żaden człowiek nie może w życiu zostać sam, bo to największa kara, jaka może go spotkać. Tym właśnie zajmowała się fundacja. Obecność drugiego człowieka – to był jej największy dar”. ( str. 379 ) I tak, jak stopniowo topnieje zmrożone serce Zuzanny, tak też topnieje serce czytelnika. A tym, co koronuje wszystkie te wątki i pomaga bohaterom odnaleźć właściwą hierarchię wartości jest przyjaźń. Prawdziwa, mądra, wierna przyjaźń, taka, która daje wsparcie, ale też, gdy trzeba, potrafi człowiekiem potrząsnąć. To przyjaźń Eleny otwiera serce Zuzanny, a z kolei życzliwość Zuzanny zaczyna robić wyłom w sercu Jakuba. Aczkolwiek nie mogę też nie wspomnieć o wielu bardzo ważnych pobocznych wątkach, które poruszają ważkie sprawy. Wzruszająca jest relacja z Jakubem jego gosposi, Ludmiły. Kobiety, która swoim macierzyńskim ciepłem daje mu punkt oparcia i nie pozwala zwariować. Daje do myślenia wątek związku Zuzanny z Tomkiem. Pokazuje co się dzieje, gdy godzimy się na bylejakość w przekonaniu, że na więcej nie zasługujemy. Wzrusza wątek Piotra i Moniki. Ale nic więcej Wam nie zdradzę.

Po prostu zachęcam, żebyście sami sięgnęli po „Teatr pod Białym Latawcem”. To jedna z tych książek, które nie tylko gwarantują dobry czas spędzony na wspaniałej lekturze, ale również podnoszą na duchu i przypominają o tym, co w życiu naprawdę ważne. Przypominają o pasji, która uskrzydla i pomaga przetrwać nawet najgorsze przeciwności, o wartości przyjaźni i o tym, że tak naprawdę sami decydujemy czy nasza rola w teatrze życia będzie rolą tragiczną czy też wniesie w życie innych trochę światła i radości. Bo chociaż, teoretycznie, świetnie o tym wiemy, nie zawadzi gdy ktoś nam tę prawdę od czasu do czasu dobitnie przypomni. I pięknie to zrobiła w swojej książce Ilona Gołębiewska. Z całego serca polecam – to wyjątkowa, mądra, trafiająca do serca opowieść!

Za egzemplarz recenzyjny dziękuję serdecznie Autorce i Wydawnictwu MUZA!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„Herbaciane róże” - Wzruszająca opowieść o tym, że choć prawda wyzwala zrywając bez znieczulenia opatrunki pozorów i kłamstw to przecież nawet stare, jątrzące się latami, zaniedbane rany da się uleczyć balsamem przebaczenia i miłości.

  Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność czło...