czwartek, 21 marca 2019

"Kryształowe motyle" - wnikliwe studium życia po stracie



Zaledwie tydzień temu miała swoją premierę najnowsza książka Katarzyny Misiołek „Kryształowe motyle”. Powieść ukazała się w Wydawnictwie Książnica, a ja miałam przyjemność otrzymać egzemplarz recenzyjny. Do którego zresztą dorwałam się bardzo gorliwie jeszcze w wieczór otrzymania przesyłki, ale zanim siadłam do pisania recenzji, musiałam sobie poskładać myśli i wrażenia.

Ta książka nie jest lekturą łatwą w odbiorze, choć dzięki lekkości pióra Autorki akcja toczy się bardzo wartko i wciąga dosłownie od pierwszych zdań. Ale też już od pierwszych zdań i akapitów czytelnik uświadamia sobie dość brutalnie, że to nie będzie kolejna słodko – cukierkowa opowieść o babskiej przyjaźni podlewanej dobrym winem podczas radosnych spotkań na plotki.

Katarzyna Misiołek w swojej powieści splata losy trzech różnych kobiet. Tak różnych, że pewnie w zwykłym życiu ich drogi nigdy by się nie skrzyżowały. A nawet gdyby się skrzyżowały, pewnie byłyby to tylko spotkania w przelocie. Takie muśnięcia czyjejś obecności, które każdy z nas przeżywa setki razy w życiu. Zresztą, okazuje się, że losy dwóch bohaterek kiedyś już się w ten sposób skrzyżowały. Ulotne spotkanie, o którym może przypomnieć wyłącznie nagły, mocny impuls. Niechciane skojarzenie.

Anna, Elżbieta i Iza. Każda trochę z innego świata, z galaktyki zupełnie innych problemów i zainteresowań. Anna – samotna, wycofana, mieszkająca z dominującą, trudną matką, nie umiejąca znaleźć wspólnego języka z własną siostrą. Typowa przeciętna kobieta o przeciętnym życiu i przeciętnych zarobkach, w tłumie innych służąca zwykle za tło. Iza – śliczna, zadbana, dobrze sytuowana, oczko w głowie tatusia. Kobieta, za którą mężczyźni oglądają się na ulicy. Śmiała, nie bojąca się związku z młodszym mężczyzną. Wydawać by się mogło, że życie umie jeść łyżkami. I wreszcie Elżbieta – kochana i kochająca żona, mama nastoletniej córki, współwłaścicielka rodzinnego biznesu. Z pozornie poukładanym życiem. Dlaczego pozornie?

„Zanim wróciła do domu, snuła się ulicami, zaglądając ludziom w twarze. Lubiła się zastanawiać, które z mijających ją osób są naprawdę szczęśliwe, a które tylko świetnie szczęście udają. Mężczyzna w ciemnym garniturze wyglądał posępnie. Kobieta w szarej garsonce sprawiała wrażenie wykończonej, niemal wyzutej z sił. Młoda dziewczyna z dzieckiem na ręku była smutna i niewyspana, idący za nią gość w średnim wieku miał zaciśnięte usta i zmęczone spojrzenie kogoś, kto zmierza w stronę przepaści”.

No właśnie. Życie trzech bohaterek tylko pozornie jest w miarę poukładane. Nieważne, mniej czy bardziej udane. Każda bowiem zmaga się z traumą, której nie da się opisać. Każda z nich straciła dziecko. W dodatku we wszystkich trzech przypadkach były to śmierci z gatunku tych, po ludzku patrząc, niemożliwych do zaakceptowania. Tak, jakby nie wystarczyło, że Annę, Izę i Elżbietę dosięgło największe możliwe nieszczęście. Strata każdej z nich staje się punktem wspólnym, dzięki któremu przecinają się ich losy. Trzy bohaterki odnajdują się jak życiowi rozbitkowie i próbują sobie nawzajem pomóc. Bo otoczenie nie umie zrozumieć ich bólu. Bo bliscy, sami nie umiejąc sobie poradzić z żałobą, nie potrafią już znieść jej kolejnych dawek. Chcą uciec w życie, w działanie, w robienie czegoś, chcą radości, wytchnienia, pozytywów. Męczą ich siostry, córki, żony, matki, przyjaciółki, kochanki w żałobie. Bo życie przecież toczy się dalej! Czy aby na pewno? Czy dla wszystkich słońce tak samo świeci?

„Kryształowe motyle” chwytają za gardło i trzymają bez pardonu. Pokazują świat osób, które strata i żałoba wykluczyły z życia. Wypadły w biegu i teraz za nic nie potrafią nadążyć za resztą. To opowieść o przejmującej, niszczącej samotności człowieka cierpiącego. Ale to również mądra, nie uciekająca się do banalnych pocieszeń opowieść o sile prawdziwej miłości i przyjaźni. Każda z bohaterek potyka się bez przerwy na swojej drodze, ale wspierana przez pozostałe ma szansę przejść kawałek dalej, dojść do kolejnego zakrętu.

Ta lektura uwrażliwia i otwiera oczy. Zmusza do uważniejszego spojrzenia na ludzi z naszego otoczenia. To dużo więcej niż dobra, wciągająca opowieść. „Kryształowe motyle” uwrażliwiają na cudzą żałobę i uczą dostrzegać samotność skrywaną pod powierzchownymi gestami. Gorąco Wam polecam tę książkę, jest mądra, przejmująca i potrzebna!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„Herbaciane róże” - Wzruszająca opowieść o tym, że choć prawda wyzwala zrywając bez znieczulenia opatrunki pozorów i kłamstw to przecież nawet stare, jątrzące się latami, zaniedbane rany da się uleczyć balsamem przebaczenia i miłości.

  Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność czło...