Już dłuższy czas temu zapowiedziałam Wam recenzję tej
książki. Jednak praca uniemożliwiła mi szybkie wywiązanie się z obietnicy, mam
jednak nadzieję, że zechcecie przeczytać to, co chciałabym Wam opowiedzieć, bo
chodzi o książkę wyjątkową, śmiem nawet twierdzić, że wybitną. Mowa o serii
„Wendyjska Winnica” Zofii Mąkosy, a dokładniej o tomie drugim, „Winne miasto”. Ze
względu na tych z Was, którzy nie znają jeszcze ani tomu pierwszego, ani
drugiego, nie będę zdradzała fabuły książki. Jeśli zaglądacie do mnie
regularnie to wiecie, że bardzo staram się nie zdradzić za wiele z treści
psując tym samym przyjemność z czytania potencjalnemu czytelnikowi. Chciałabym
jednak bardzo, żebyście zapamiętali nazwisko Autorki, bo na to zasługuje.
Ograniczając się do niezbędnego minimum mogę Wam tylko
zdradzić, że akcja książki toczy się tuż po zakończeniu Drugiej Wojny Światowej
w Zielonej Górze, która dosłownie chwilę wcześniej była niemieckim Grünbergiem, a
jej bohaterką jest Matylda Neumann, córka Marty – bohaterki tomu pierwszego.
Przedstawicielka znienawidzonego narodu niemieckiego w mieście opanowanym przez
hordy czerwonoarmistów. Celowo użyłam słowa „hordy“. Tego, co rosyjscy
wyzwoliciele robili na terenach tak zwanych Ziem Odzyskanych nie sposób opisać
ani czymkolwiek usprawiedliwić. I tutaj mały wtręt prywatny – tak się składa,
że znam opowieści z tamtych terenów i dokładnie tamtych czasów z ust naocznego
świadka. Osoby, która przeżyła tam kilkanaście powojennych lat i widziała
wszystko to, co na kartach „Winnego miasta“ opisuje Zofia Mąkosa. Autorka miała
przed sobą niełatwe zadanie. Ziemie Odzyskane z okresu powojennego były,
przynajmniej w moim odczuciu, czymś na kształt amerykańskiego Dzikiego ( nomen
omen ) Zachodu. Prawdziwy kipiący tygiel: Niemcy, którzy nie zdążyli, albo nie
chcieli uciec ze swoich domów, Rosjanie szukający zemsty, zdemoralizowani,
rozpici, Polacy, których na te tereny rzucił los lub też chęć zaczęcia nowego
życia. Kraina bezprawia i okrucieństwa bez miary. Być może ci z Was, którzy
oglądali choćby wstrząsający film „Róża“ Smarzowskiego zastanawiali się czy aby
reżyser nie przesadził i nie nakreślił zbyt grubą kreską tamtego świata. Jako
osoba znająca te czasy z opowieści naocznego świadka mogę powiedzieć jedno – to
raczej my nie umiemy sobie tego nawet wyobrazić.
Tymczasem Zofia Mąkosa w drugim tomie „Wendyjskiej Winnicy“ odmalowuje
ten właśnie świat. I robi to z prawdziwą precyzją i wirtuozerią. Dzięki
imponującej wiedzy historycznej oraz niewątpliwie ogromnej empatii pokazuje
obraz mrożący krew w żyłach, ale jednocześnie nigdzie nie przerysowany. Unika
niezwykle podstępnej pułapki popadnięcia w skrajności i podkolorowania
bohaterów negatywnych lub epatowania okrucieństwem. Pokazując ten czas gwałtów,
przemocy i śmierci oraz kompletnego bezprawia przy którym zapewne zrozumiałaby
byłaby nawet tęsknota za niemieckim okupacyjnym porządkiem ( tak, kto przeczyta
książkę, ten zrozumie o czym mowa ) nie traci z oczu najważniejszego, czyli
człowieka. Bohaterowie książki, bez względu na narodowość, wyznanie czy
czynione dobro i zło, nie przestają być dla czytelnika ani przez moment ludźmi.
Ich sylwetki są nakreślone z taką precyzją, wyczuciem i życiową mądrością, że
nie sposób ulec pokusie pochopnych osądów. Czytając książkę przerażony
czytelnik zostaje niejako zanurzony w całej złożoności tamtego świata i, czy
tego chce, czy nie, zdaje sobie sprawę z dramatyzmu dokonywanych wtedy wyborów,
choćby były moralnie dwuznaczne z punktu widzenia człowieka żyjącego w czasach
pokoju. Zapewniam Was, to, czego na kartach swojej książki dokonuje Autorka
zasługuje na najwyższy podziw i szacunek. A jakby mało było tego wszystkiego,
książka została napisana wyjątkowo piękną polszczyzną, co czyni z niej
najprawdziwszą perełkę.
Wiem, że w dzisiejszym wydaniu „Wysokich Obcasów“ został zamieszczony
wywiad z Zofią Mąkosą. Zachęcam do lektury, bo warto słuchać ludzi o tak
ogromnej wiedzy i wrażliwości. Jeśli cenicie dobrą literaturę, nie możecie
przegapić tej książki! Naprawdę warto po nią sięgnąć i delektować się nią, bo
to nie jest lektura na pochłonięcie w dwa – trzy wieczory. To wykwintne
literackie danie do delektowania się nim w spokoju!
Gorąco polecam, a Wydawnictwu Książnica dziękuję za zaufanie i
przesłanie egzemplarza recenzyjnego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz