Sylwia Winnik zadebiutowała zaledwie rok temu znakomitymi „Dziewczętami z Auschwitz” podbijając od razu listy bestsellerów i podnosząc sobie bardzo wysoko poprzeczkę. Trudno się zatem dziwić, że z pewnością nie ja jedna z zapartym tchem czekałam na jej drugą książkę „Tylko przeżyć. Prawdziwe historie rodzin polskich żołnierzy”, czyli zbiór reportaży o tych żołnierzach, którzy doświadczyli, czasem nawet kilkukrotnie, wyjazdów na misje, oraz o ich rodzinach. Trzymałam kciuki za Sylwię, której szczerze kibicuję od samego początku, bo uważam, że pasja, pracowitość, solidność i szacunek do czytelnika, a wszystkie te cechy Sylwia posiada, zasługują na pełne wsparcie i promowanie przez tych, którzy kochają literaturę i którym zależy na tym, żeby pisano i wydawano książki na wysokim poziomie. Dlatego propozycja przedpremierowego przeczytania i zrecenzowania książki „Tylko przeżyć” była dla mnie wyróżnieniem i wyrazem zaufania ze strony Autorki oraz Wydawnictwa Znak.
Gdy ukazały się pierwsze zapowiedzi książki, natychmiast poczułam się zaintrygowana jej tematyką. I tutaj wtrącę trochę prywaty, ale muszę to zrobić, żebyście zrozumieli skąd moje zainteresowanie. Pochodzę z rodziny, w której empatia jest jednocześnie darem i przekleństwem. I gdy tylko po raz pierwszy usłyszałam, o czym będzie najnowsza książka Sylwii Winnik, oczami wyobraźni zobaczyłam sytuacje z mojego domu, gdy na usłyszaną w radiu lub w telewizji wiadomość o śmierci polskiego żołnierza na misjach moja Babcia czy Mama chwytały się za serce i ze łzami w oczach powtarzały „Boże, na pewno zostawił jakąś rodzinę, matkę, ojca, żonę, dzieci, i teraz ktoś przeżywa tragedię”. Nie mieliśmy nikogo bliskiego, kto w czasie pokoju służyłby na misjach, ale to współczucie wobec cierpienia rodzin dotkniętych po śmierci zabitego, anonimowego dla nas żołnierza, tkwiło zawsze gdzieś głęboko w moich bliskich i we mnie. I może dlatego dla mnie ta lektura była w pewnym sensie bardzo osobista.
Pozwólcie, że przytoczę Wam jeszcze fragmenty książki „Reporterka. Rozmowy z Hanną Krall” Jacka Antczaka:
„Dlaczego z takim naciskiem nazywa się pani reporterką? Nie nęci pani literacka fikcja?
– Po co mi fikcja,
jeśli prawdziwe życie jest ciekawsze?
Jakie są najważniejsze cechy dobrego reportera?
– Dwie rzeczy są
ważne: słuch i ciekawość świata. Słuch to jest pewien rodzaj anteny. Trzeba
odbierać nie tylko sens, ale i barwę słów. Trzeba usłyszeć, co mówi świat.
Trzeba wsłuchać się w świat, oddzielić się od szumu bezładnych dźwięków, żeby
usłyszeć to, co jest ważne. Z ciekawością świata jako dominującą cechą nie
można być nikim innym jak tylko reporterem. Bo komu innemu ciekawość jest tak
bardzo potrzebna?”
Powtórzę zatem za
Hanną Krall: „Dwie rzeczy są ważne: słuch i ciekawość świata”, a te dwie rzeczy
z pewnością posiada Sylwia Winnik. Tym, co zwróciło moją uwagę ledwo
zaczęłam czytać opowieści pierwszych bohaterów książki, Agaty i Jana, była ich
niezwykła szczerość. I uwaga, nie mówię tutaj o tak dziś modnym i rażącym
ekshibicjonizmie aspirujących do celebryckiego życia, żądnych popularności guru
i speców od wszystkiego. Prawdziwa, głęboka szczerość jest jednocześnie
dyskretna i wrażliwa na odsłanianie tajemnic drugiego człowieka, dojrzała i
mądra. Opowieść tej pierwszej pary
bohaterów sprawiła, że natychmiast poczułam sympatię i szacunek do nich samych,
ale również do autorki książki, która potrafiła dosłownie zniknąć pozostawiając
czytelnika sam na sam ze swoimi bohaterami. Wiem jedno: ludzie nie otwierają
się łatwo, zwłaszcza wtedy, gdy trzeba opowiadać o sprawach trudnych,
bolesnych, nawet intymnych. Mało tego: prawdopodobnie żołnierze to jedna z
najtrudniejszych, najbardziej zamkniętych grup ludzi. Jakie zatem trzeba umieć
stworzyć warunki swojemu rozmówcy, żeby nie przekraczając granic intymności ani
dobrego smaku i nie naruszając tajemnicy wojskowej opowiedział o wojnie tak, że
czytelnik odczuje jej ciężar gatunkowy i ciężar zmagań bohaterów i ich rodzin?
Sylwia, kapelusze z głów!
Nie chcę Wam streszczać poszczególnych historii – są
pasjonujące, czyta się je niczym dobry thriller z elementami dramatu i romansu,
a czasem przetykany nawet elementami komediowymi. Chcę Wam pozostawić
przyjemność poznawania kolejnych bohaterów i ich opowieści, odkrywania ich. Ale
chciałabym podzielić się z Wami moimi wrażeniami i wyjaśnić Wam dlaczego,
według mnie, ta książka jest ważna. Bohaterowie opowiadają o wojnie, która, czy
tego ktoś chce, czy nie, toczy się na dwóch frontach. Tam, na misji, i tutaj, w
kraju, gdzie rodziny „misjonarzy” drżą ze strachu oraz same walczą z
codziennością, którą powinny z nimi móc dzielić. Przeżywają choroby czy śmierci
najbliższych i nie mogą liczyć na wsparcie męża, ojca, syna, brata. Myślę, że „Tylko przeżyć” powinno zostać
wciągnięte przez wojsko na listę lektur obowiązkowych dla żołnierzy pragnących
po raz pierwszy wyjechać na misje. Sylwia Winnik wybrała rozmówców dojrzałych i
dlatego obraz wojny i życia na misji, który malują nie ma wiele wspólnego z
grami w strzelanki. Jeden z bohaterów mówi wręcz, że wyjazd na misje powinien
być dozwolony dopiero dla żołnierzy po trzydziestym roku życia, którzy
osiągnęli względną dojrzałość zawodową i wojskową, okrzepli życiowo. Różne
są również ich poglądy na rodzinę i jej udział w podejmowaniu decyzji o
wyjeździe. Niektórzy wyjeżdżali wbrew woli bliskich, inni okłamywali ich co
pełnionej funkcji wmawiając, że będą siedzieli za biurkiem, choć w rzeczywistości
byli na pierwszej linii frontu. Jeszcze inni swoje decyzje konsultowali z żoną
i byli nawet gotowi dla niej zrezygnować z kolejnego wyjazdu. Jeden z bohaterów
powiedział wręcz, że odkąd założył rodzinę uważa, że wyjazd na misje byłby
zdecydowanie złą decyzją. Różne są również doświadczenia rodzinne bohaterów.
Większość z nich w rodzinach, zwłaszcza w żonach, znalazła oparcie, ale bywa i
tak, że małżeństwo nie wytrzymuje próby rozłąki. Jest zatem wśród
zamieszczonych opowieści również taka o zdradzie, o utracie kontaktu z dziećmi,
ich złym wychowaniu. Poza tym sporo dowiadujemy się o krajach, w których
poszczególni bohaterowie byli na misjach, między innymi o Iraku, Syrii,
Afganistanie. O tym jak bardzo życie żołnierza tam zależy od drobiazgów, bo
zgubną decyzją może okazać się podniesienie porzuconej paczki papierosów, która
bywa często miną – pułapką. Rzeczy dla nas niewyobrażalne. Pomijając tematy
poważne, jednym z wątków, który mnie, na moje nieszczęście, zaintrygował, był
wątek …pająka wielbłądziego. Chciałam go sobie koniecznie obejrzeć na zdjęciach
po tym, jak w kilku opowieściach przeczytałam, że żołnierze się wzdragali na
jego widok, a nawet …uciekali. Twarde chłopy bały się pająka?! No to go sobie
obejrzałam, i mam teraz tylko nadzieję, że mi się nie przyśni;)!
A wracając raz jeszcze do fragmentów książki – rozmowy z
Hanną Krall:
„Czego jeszcze trzeba do reportażu?
– Opisując ludzi,
opisując zdarzenia, opisuje się zawsze coś więcej niż to dosłowne zdarzenie.
Tak naprawdę jest tylko kilka tematów: miłość, nienawiść, strach, samotność,
godność, odwaga... Wokół nich krąży literatura i o nich traktuje reportaż”.
I właśnie o tym
jest książka Sylwii Winnik. O miłości żołnierzy do Polski, do swoich rodzin,
oraz tej ich bliskich do nich. O nienawiści do min – pułapek, do własnego
strachu. O strachu przed śmiercią, przed kalectwem, przed byciem niepotrzebnym.
O samotności, gdy nie wolno podzielić się z żoną swoim lękiem przed akcją, z
której można nie wyjść żywym. O godności, o którą szczególnie trudno, gdy okaleczony
żołnierz wraca do kraju, gdzie okazuje się, że państwo nie wywiązuje się z
opieki nad nim pozostawiając jego i jego rodzinę samym sobie. I wreszcie o
odwadze, która żołnierzy popycha do wyjazdu na kolejne misje, nie dla
pieniędzy, ale dla pogłębiania kwalifikacji, żeby być lepszym żołnierzem, ale i
o tej wykazywanej przez żony udające dzielnie przy pożegnaniu, że nie umierają
ze strachu. Bo ta ostatnia cecha jeszcze bardziej niż żołnierzy, dotyczy
właśnie ich żon. Jak słusznie mówi jeden z bohaterów: „Dostrzegłem w swojej żonie naszego życiowego komandosa, bo wykazała
się mocą, o której nie śmiałbym nawet marzyć. Determinacją i odwagą
zawstydziłaby niejednego żołnierza”.
Książka Sylwii Winnik zmienia myślenie o wielu sprawach,
a to jest najbardziej pożądana cecha dobrego reportażu. Nie przegapcie jej pod
żadnym pozorem! To nie tylko opowieść o wojnie, ale też o tym, co w życiu
najważniejsze. Gorąco, gorąco polecam!!!
Wydawnictwo: Znak
Premiera: 27 lutego 2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz