wtorek, 23 kwietnia 2019

"Świat w płomieniach" - czyli o czytelniku poobijanym - RECENZJA PRZEDPREMIEROWA!



Stali bywalcy mojego bloga wiedzą już dobrze, że jestem zagorzałą fanką serii „Owoc granatu” Marii Paszyńskiej i że czekam niecierpliwie na każdy kolejny tom. Przyznam jednak, że tym razem moja niecierpliwość mieszała się trochę z lękiem, bo dwie pierwsze części są na tak wysokim poziomie, że zastanawiałam się jak Autorka poradzi sobie z tak postawioną poprzeczką. Jednocześnie niecierpliwie czekałam na ciąg dalszy losów Halszki i Stefci, do których się zdążyłam przywiązać.   

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Książnica dostałam wyczekiwany tom trzeci, „Świat w płomieniach”, jeszcze przed Świętami Wielkanocnymi, dzięki czemu mogłam zatopić się w lekturze przed oficjalną premierą. Słowo „zatopić” jest w tym wypadku jak najbardziej adekwatne, bo opowieść Marii Paszyńskiej znowu mnie pochłonęła bez reszty i sprawiła, że nie potrafiłam się od niej oderwać. Jest rok 1963, w Iranie zachodzą ciągłe zmiany i początkowo wszystko wskazuje na to, że są to zmiany na lepsze. Czterdziestoletnie Halszka i Stefania wiodą uporządkowane życie u boku swoich mężów. Wydawać by się mogło, że wojna odeszła w zapomnienie i wszystko wróciło do normy. Takie złudzenie dają też początkowe rozdziały opowieści: Halszka robi karierę w branży farmaceutycznej, wyjeżdża w liczne podróże, ale wraca z nich zawsze do swojego azylu, domu, który stworzyła wspólnie z Mehrdadem. Dla kogoś patrzącego z boku stanowią oni małżeństwo idealne, oparte na głębokiej, prawdziwej przyjaźni. Z kolei Stefania, która osiągnęła cel wychodząc za Jędrzeja jest podziwianą przez sąsiadów, piękną panią doktorową. Kobietą fascynującą i godną pożądania, kimś w rodzaju zmysłowej Maleny ze znakomitego filmu Giuseppe Tornatore. Różni się od bohaterki filmu jedynie typem urody, ale epatuje podobną zmysłowością i urzeka otaczającą ją tajemnicą. Wszyscy zazdroszczą doktorowi tak pięknej żony… Kiedy jednak Autorka pozwala czytelnikowi zajrzeć głębiej w życie obu sióstr, wejść niepostrzeżenie za próg ich domów, do ich kuchni i do sypialni, poznać ich myśli, okazuje się, że te sielskie obrazki mają niewiele wspólnego z rzeczywistością.  „Czas nie leczy ran, ale daje dystans, który sprawia, że można oswoić się z bólem, co zmniejsza cierpienie”. ( str. 18 )

No właśnie! W recenzji tomu drugiego ( patrz tutaj: https://www.facebook.com/OgrodKwitnacychMysli/photos/a.838193519625755/1688765111235254/?type=3&theater )  pisałam już, że obie bohaterki serii Marii Paszyńskiej są jak Kaj z baśni o Królowej Śniegu. Wojna wypaczyła im widzenie świata, pokazała go w krzywym zwierciadle. Doświadczenie ludzkiej podłości, niesprawiedliwości oraz niewyobrażalnego wręcz zła sprawiły, że noszą w sobie, niczym Kaj odłamki diabelskiego lustra, okruchy potwornych, raniących wspomnień. Okruchy, które kaleczą, a skaleczenia się jątrzą, bolą, i choć dobrze zakryte przed ludźmi, nie pozwalają normalnie funkcjonować. Chylę czoła przed Autorką za to, w jaki sposób pokazała zmagania z traumą ludzi, którym dane było doświadczyć bezwzględności wojny. Wydawać by się mogło, że tyle lat po niej nie ma już na ten temat nic więcej do powiedzenia. Ale Maria Paszyńska pokazuje w swojej książce ludzi dobrych, szlachetnych, wrażliwych, pełnych marzeń i ideałów, których doświadczenia wojenne zmroziły i sprawiły, że duchowo skarłowacieli. 

Co ważne, tym razem dane jest nam dostrzec pęknięcia w duszy Halszki, która pozornie najlepiej poradziła sobie z traumą syberyjskiego piekła. Wstrząsające jest też odkrycie cierpień Stefanii oraz …Jędrzeja. Portret dwojga poranionych ludzi krzywdzących się nawzajem, prześladowanych przez demony najgorszych wspomnień, jest wprost wstrząsający. Po lekturze tomu pierwszego nie cierpiałam Stefanii. Jej postępowanie i wybory z części drugiej też nie nastawiły mnie pozytywnie do tej bohaterki. Tymczasem Autorka zagrała swoim czytelnikom wręcz koncertowo na nosie odsłaniając w tomie trzecim wewnętrzne życie Stefanii, jej dylematy oraz pokazując skąd wzięły się pewne jej zachowania. I tym samym przypominając, że każdy z nas jest nieodkrytym lądem, pełnym ciemnych zakamarków, niebezpiecznych urwisk, studni bez dna, i że nikt nie rodzi się zły czy zepsuty, ale obrasta z czasem w doświadczenia, które go takim czynią. Jednocześnie tom trzeci odbrązowił też w pewien sposób Halszkę. Nie mogłam tak do końca pogodzić się z niektórymi jej wyborami. Choć wydawało się, że to ona jest najsilniejsza z trójki bohaterów, została również naznaczona okrucieństwami doznanymi na Syberii, i to uczyniło z niej w pewnym aspekcie życia kalekę krzywdzącą przy tym człowieka, który ją kochał. Jestem pełna podziwu dla sposobu, w jaki Autorka obnaża wnętrze swoich bohaterów i pokazuje jak długotrwałe oddziaływanie na życie ludzkie miały doświadczenia wojenne. Przypominam, akcja tomu trzeciego zaczyna się w roku 1963, a więc niemal dwadzieścia lat po zakończeniu Drugiej Wojny Światowej! 
 
Ale te świetnie, z wyczuciem i przenikliwością, nakreślone portrety bohaterów to nie jest jedyny walor „Świata w płomieniach”, choć już dla niego warto sięgnąć po książkę. Autorka opisuje bowiem przy okazji również przemiany zachodzące w tamtym czasie w społeczeństwie irańskim. Pokazuje jak reformy, które początkowo wydawały się zbliżać Iran w stronę zachodnioeuropejskich demokracji i czynić krajem otwartym przyczyniły się w pewnym momencie do załamania sytuacji i odbicia w przeciwnym kierunku – w stronę religijnego fundamentalizmu, zamknięcia i represji. Stało się tak nie bez winy Wielkiej Brytanii oraz Stanów Zjednoczonych, które wzięły odwet na rządzie Mosaddegha za nacjonalizację irańskiej ropy. „Mosaddegh stworzył Chomeiniego, bo pozwolił Irańczykom uwierzyć we własną moc sprawczą. W to, że Iran nie jest krajem Trzeciego Świata i nie potrzebuje pomocy Zachodu, jak wmawiano nam przez dziesięciolecia, by wielkie mocarstwa mogły zaspokajać tu swoje potrzeby i osiągać własne cele naszym kosztem”. – mówi Mehrdad do Elżbiety ( str. 292 ).  To, co byłoby niezrozumiałe jako suchy, historyczny wykład, widziane oczami bohaterów, żyjących w Iranie, kochających go i ze zgrozą obserwujących zachodzące zmiany, stało się jasne, logiczne i …przerażająco aktualne. Już kolejny raz czytając książki Marii Paszyńskiej mam mrożące krew w żyłach poczucie aktualności poruszanej tematyki. Zmiany zachodzące w Iranie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych wzięły się z wykluczenia pewnych warstw społecznych, z krótkowzroczności jednych polityków i cynizmu pozostałych. Obserwując to wszystko, co dzieje się we współczesnej Europie mam wrażenie, że zachodzą tutaj podobne mechanizmy. Tym bardziej „Świat w płomieniach” zyskuje na aktualności. 

Pozostaje wątek jednej z drugoplanowych, ale ważnych bohaterek, który mnie zbulwersował i kompletnie rozbił psychicznie, a stało się tak ze względu na jego bolesne wręcz prawdopodobieństwo. Kolejny raz Autorka pokazuje, że w życiu nie zawsze istnieją tylko dobre rozwiązania, że czasem pozostaje wybór mniejszego zła, nie dlatego, żeby kogoś usprawiedliwić, ale żeby kogoś innego nie skrzywdzić jeszcze bardziej. Wybór, którego musi dokonać w pewnym momencie Halszka, przeraża i chwyta za gardło, a przede wszystkim wyrzuca czytelnika daleko poza strefę psychicznego komfortu. Sprawia, że czuje się poobijany, zły, a przede wszystkim obnażony, bo dostrzega całą złożoność sytuacji, w której znalazła się bohaterka i uwikłanie, z którego nie sposób się wyplątać. Nadal nie mogę się otrząsnąć po lekturze, a ten konkretny wątek tkwi we mnie jak zadra. 

Polecam Wam gorąco „Świat w płomieniach”! Maria Paszyńska po raz kolejny udowodniła, że jest w stanie sprostać wysoko postawionej już w poprzednich tomach poprzeczce, zachwycić czytelnika, urzec, ale też wstrząsnąć nim i porządnie go poobijać wewnętrznie. Lubię lektury, które we mnie zostają, uczą mnie czegoś nowego, zmuszają do głębokich refleksji. Książki Marii Paszyńskiej, oprócz tego, że zapewniają znakomitą rozrywkę wciągając czytelnika od pierwszych stron, równocześnie go edukują, uwrażliwiają i zmuszają do myślenia. Absolutnie ich nie przegapcie!!!   

Za egzemplarz recenzyjny dziękuję bardzo Wydawnictwu Książnica! 

Wydawnictwo: Książnica
Data wydania: 24 kwietnia 2019
Liczba stron: 320

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„Herbaciane róże” - Wzruszająca opowieść o tym, że choć prawda wyzwala zrywając bez znieczulenia opatrunki pozorów i kłamstw to przecież nawet stare, jątrzące się latami, zaniedbane rany da się uleczyć balsamem przebaczenia i miłości.

  Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność czło...