niedziela, 14 kwietnia 2019

Z ARCHIWUM POPRZEDNIEGO BLOGA - „Świtezianki”, czyli bezcukrowa ballada o współczesnych wiedźmach



Chciałabym Wam dziś opowiedzieć o pewnej szczególnej książce, na którą czekałam bardzo niecierpliwie, bo urzekł mnie już sam pomysł wykorzystania dla potrzeb fabuły znanej ballady naszego wieszcza Adama Mickiewicza. Po takim wstępie każdy, kto trochę się orientuje w nowościach wydawniczych zapewne od razu się domyślił, że tą książką są „Świtezianki” Teresy Moniki Rudzkiej wydane przez Wydawnictwo Lucky. Balladę Adama Mickiewicza „Świtezianka” analizuje się obowiązkowo w szkole, więc generalnie każdy ją zna. A nawet jeśli ktoś zapomniał już szczegóły, nie jest trudno znaleźć cały tekst „Świtezianki” w Internecie, więc zachęcam, żeby go sobie odświeżyć.

Kim była Świtezianka z ballady? Zdradzoną dziewczyną, a jednocześnie mszczącą się okrutnie na kochanku nimfą, która wciągnęła go w odmęty jeziora Świteź. A kim są współczesne Świtezianki wykreowane na kartach najnowszej książki Teresy Moniki Rudzkiej? To trzy pokolenia kobiet z jednej rodziny. Pierwsza to twardogłowa, trzeźwo myśląca chłopka spod Tomaszowa, Zofia, która zostaje żoną dużo starszego od niej wdowca wychodząc z założenia, że, niczym w słynnej piosence zespołu 2 plus 1 „..dziewczyna przez świat nie może iść całkiem sama, życie jest życiem(…)”. Drugą bohaterką jest jej córka, późny i niespodziewany owoc niechcianych amorów jej męża – Barbara. Trzecią zaś, i jednocześnie główną bohaterką opowieści, tą, wokół której zbudowana jest cała fabuła, jest Nathalie, czyli córka Barbary z jej zawartego z czystej kalkulacji związku z bogatym Francuzem. I o ile babka i matka kierują się w życiu głównie zdrowym rozsądkiem i trzeźwym osądem sytuacji, o tyle Nathalie, jako pierwsza w tym klanie kobiet, podąża głównie za emocjami i złudzeniami. Beznadziejnie zakochana w Jimie, ukochanym koleżanki z pracy, jest gotowa na wszystko, żeby go zdobyć i do siebie przywiązać.

Książkę Teresy Moniki Rudzkiej nazwałabym hardcorową powieścią obyczajową z elementami magii. Tak, magii i wątków nadprzyrodzonych, które towarzyszą dwóm z trzech bohaterek dodając kolorytu i pazura całej opowieści. „Świtezianki” zakwalifikowałabym również jako powieść feministyczną. Autorka pokazuje silne kobiety bez złudzeń, współczesne wiedźmy biorące się z życiem za bary. Nawet jeśli któraś z nich, jak Nathalie, zapętli się i zamota w sieci własnych nieuporządkowanych pragnień, pozostałe pomagają jej się wyplątać a nawet, gdy zajdzie potrzeba, są gotowe przywołać ją do porządku silną ręką. Jednocześnie jednak feminizm u Teresy Moniki Rudzkiej to feminizm bez złudzeń, bo pokazuje ona również kobiecą małostkowość, zazdrość, zawiść i różne małe i duże świństewka i świństwa, które kobiety są w stanie sobie nawzajem zrobić. Innymi słowy, jest to literatura boleśnie pozbawiona nie tylko lukru, ale choćby łyżeczki zdrowszego cukru trzcinowego dodanej dla złagodzenia gorzkiego smaku. Równie mało złudzeń autorka wykazuje w stosunku do głównych męskich bohaterów, czyli Piotra Borowskiego i Jima. Zwłaszcza tego ostatniego. Jego bezduszność, lenistwo, egzaltacja i narcyzm rażą szczególnie w zderzeniu z jeszcze jedną ważną postacią kobiecą – Anastazją Bojanovą -Nastią, koleżanką Nathalie. Nastia uosabia z kolei to wszystko, co w kobiecości najlepsze – kobiecość kojącą, szlachetną, otwartą, łączącą ludzi. Jest jak kolorowy ptak wśród stada ponurych wron. Aż chciałoby się ją zobaczyć i ogrzać się w cieple jej obecności.

„Świtezianki” to świetna książka, a jej wielowarstwowość sprawia, że z pewnością każdy czytelnik odkryje coś dla siebie. Jestem przekonana, że interpretacji niektórych wątków będzie tyle samo, co czytelników, bo Teresa Monika Rudzka nie podsuwa gotowych odpowiedzi. Przeciwnie, ona się z czytelnikiem bawi, drażni go, prowokuje. Dla mnie bardzo ciekawym wątkiem był wątek czarnego ptaka towarzyszącego Nathalie oraz tajemniczego obrazu. Więcej jednak nie zdradzę, bo sami powinniście odkryć każdy poszczególny wątek i zinterpretować go dla siebie. Przy dużym ciężarze gatunkowym poruszanych tematów proza Teresy Moniki Rudzkiej jest jednocześnie bardzo lekka w odbiorze – sama pochłonęłam „Świtezianki” w jeden wieczór, bo narracja unosi czytelnika jak płynąca rzeka. Myślę, że każdy zinterpretuje „Świtezianki” inaczej, bo tak bywa w przypadku tak wielowątkowych powieści. Dla mnie to, między innymi, historia o miłości i zazdrości, straconych złudzeniach, o granicach odpowiedzialności za drugiego człowieka, o sile, ale i słabości kobiet, również, paradoksalnie, o sile marzeń i determinacji. Polecam ją z całego serca!

Za egzemplarz książki dziękuję Autorce oraz Wydawnictwu Lucky.

Wydawnictwo: Lucky Data wydania: lipiec 2017 Liczba stron: 304

1 komentarz:

„Herbaciane róże” - Wzruszająca opowieść o tym, że choć prawda wyzwala zrywając bez znieczulenia opatrunki pozorów i kłamstw to przecież nawet stare, jątrzące się latami, zaniedbane rany da się uleczyć balsamem przebaczenia i miłości.

  Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność czło...