Nie tak dawno przypomniałam Wam na blogu recenzję książki
„Świtezianki” Teresy Moniki Rudzkiej, a zrobiłam to w oczekiwaniu na premierę
najnowszej, czyli „Carskiej Drogi”, wydanej przez Wydawnictwo Axis Mundi. Po
pewnych perypetiach dotyczących przesyłki ( dziękuję za pomoc i anielską
cierpliwość Pani Marcie z Wydawnictwa ), niedługo po premierze, dotarł do mnie
wreszcie mój wyczekiwany egzemplarz i mogłam się pogrążyć bezkarnie w lekturze
korzystając z majowego weekendu. Ruszyłam zatem, wraz z bohaterkami książki, w
czytelniczą wędrówkę tytułową Carską Drogą…
Podobnie jak w poprzednich książkach tej Autorki, głównymi
bohaterkami są kobiety. Żyjące w różnych epokach, o zupełnie odmiennych
charakterach, temperamentach, życiowym doświadczeniu, ale posiadające jeden
wspólny mianownik: pragnienie szczęścia, czułości, miłości, spełnienia. I choć
szlachciankę Krystynę, która swoją pogoń za szczęściem i miłością rozpoczyna w
czasach tuż przed Pierwszą Wojną Światową, od pozostałych kobiet, czyli Renaty,
Danuty i Lily, dzielą całe pokolenia, dwie wojny światowe i wiele zmian
politycznych i ustrojowych, jej motywacja nie różni się tak naprawdę niczym od
motywacji pozostałych bohaterek. Zmieniają się tylko stroje, dekoracje, ale
kobieca natura pozostaje taka sama. Ciekawym zabiegiem Autorki jest wplecienie
w fabułę losów Krystyny jako fragmentów historii pisanej przez Renatę, mamy
zatem motyw książki w książce.
Krystyna zakochuje się w rosyjskim oficerze – lekarzu Juriju,
i gnana tęsknotą za szczęściem oraz rozbudzoną przez ukochanego seksualnością
wikła się w związek, który od początku nie wróży jej dobrze choćby ze względu
na narodowość narzeczonego. Na takie pary w jej czasach patrzyło się krzywym
okiem. Ale kobieta dąży do małżeństwa z ukochanym jak ćma do światła świecy i
nie zauważa ognia, który opala jej sukcesywnie skrzydełka. Wiele lat później, w
innej epoce i okolicznościach, Danuta, świeżo upieczona maturzystka, przyjmuje
oświadczyny Bogusia Ciechana nie zważając na ostrzeżenia przenikliwej babki.
Jak tysiące dziewczyn przed nią i po niej, wierzy głęboko w przemianę
narzeczonego po ślubie. Kolejna z bohaterek, Renata, żyjąca współcześnie
pisarka, osamotniona po śmierci ukochanej córki, angażuje się w związki z
mężczyznami poznanymi na facebooku. Równolegle podobne doświadczenia przeżywają
Danka, teraz już pozbawiona złudzeń mężatka, oraz Lily, Polka żyjąca w
Niemczech, zmagająca się z nieuleczalną chorobą, której musi podporządkować
wszelkie wcześniejsze plany i marzenia. Drobna różnica polega na tym, że Lily,
najmłodsza ze współcześnie żyjących bohaterek, korzysta bez skrupułów również z
najnowszych aplikacji pozwalających na umawianie się na randki bez zobowiązań,
dla seksu i zabawy. Renata, Danka i Lily znają się i przyjaźnią, zatem dzielą
się ze sobą wrażeniami i doświadczeniami z kolejnych ranek i związków.
Kobiety pokazane w „Carskiej Drodze” to postacie
pełnokrwiste, nie pozbawione wad, popełniające wiele błędów, denerwujące
czytelnika brakiem konsekwencji w postępowaniu, a jednocześnie wrażliwe,
spragnione czułości, gotowe zaangażować się ślepo ledwo pojawi się choćby cień
szansy na odwzajemnioną miłość. „Wszystkie jesteśmy durne, grzeszymy
naiwnością, bo pragniemy być szczęśliwe.” – tak swoje doświadczenia podsumowuje
w rozmowie z Renatą Lily ( str. 274 ). Męscy bohaterowie w książce Teresy
Moniki Rudzkiej też w niczym nie przypominają uroczych amantów z bestsellerów
literatury obyczajowej. Przeciwnie, Autorka pokazuje w swojej opowieści całą
galerię mężczyzn niedojrzałych, nieuczciwych, oszukujących żony i kochanki,
skupionych egoistycznie na sobie, skąpych, nie dorastających do pięt kobietom,
z którymi się wiążą, ale przekonanych o własnej wyjątkowości. Sama nie wiem,
który z nich zirytował mnie bardziej podczas lektury: czy zadufany w sobie
Boguś, mąż Danki, czy toksyczny Miguel, były narzeczony Lily, czy też
absztyfikanci Renaty, czyli fotograf Bolesław i polityk Ryszard. Nie mogę też
nie wspomnieć o niesławnym Marianie z Kanady, wielbicielu Danki. Czytałam i
mruczałam pod nosem: „Kobieto, bierz nogi za pas i uciekaj, bo z tym gościem
daleko nie zajedziesz!” Zapytacie zatem czemu chcę Wam polecić lekturę książki,
która mnie tak zirytowała? A nie ukrywam, że CHCĘ Was zachęcić do lektury
„Carskiej Drogi”!
Od dawna cenię książki Teresy Moniki Rudzkiej za życiową
prawdę i mądrość podane co prawda bez znieczulenia, ale w sposób inteligentny,
zabawny, nie odbierający czytelnikowi frajdy z lektury, ale też nie robiący mu
wody z mózgu. Pomimo tego, że bohaterowie jej książek nie są ani trochę
uładzeni na potrzeby czytelniczych pragnień, a w przedstawionych historiach aż
roi się od ich głupich decyzji, małych i dużych podłości, błędów, które doprowadzają
czytelnika do frustracji, te opowieści są przewrotną pochwałą życia. I podobnie
jest w przypadku „Carskiej Drogi”! Krystyna, Danuta, Lily i Renata, choć
popełniają błędy i słono za nie płacą, nie uciekają też od samokrytyki i
gorzkich refleksji. „Wiesz, co to znaczy uzależnienie? Masz świadomość, że
alkohol ci szkodzi, narkotyki szkodzą i najmocniej toksyczne relacje. Próbujesz
zerwać, dzień dwa jest dobrze, lecz później następują pustka i zespół
odstawienia” – podsumowuje krytycznie swój związek z Miguelem Lily ( str. 284
). Na tle nieudanych miłosnych perypetii czterech kobiet tym mocniej uwypuklona
zostaje siła kobiecej przyjaźni i kobiecego wsparcia. Zawodzi ono chwilowo
jedynie w przypadku przyjaźni Renaty z przesympatyczną Remedios, gdy skupiona
na sobie pierwsza z kobiet nie zauważa ważnych sygnałów wysyłanych przez
przyjaciółkę. Ale to efekt chwilowego zaślepienia, a czytelnik dostaje jasny
sygnał, że Renata oprzytomniała i dostrzegła to, co ważne. I teraz ona jest
gotowa udzielić wsparcia. Takiego, dzięki któremu można się podnieść i iść
dalej swoją Carską Drogą.
No właśnie, czas na słowo wyjaśnienia skąd taki intrygujący
tytuł. Bo nie chodzi tylko o faktycznie istniejącą Carską Drogę na Podlasiu,
czyli zbudowany na przełomie XIX i XX wieku trakt służący połączeniu rosyjskich
twierdz Łomża, Osowiec i Grodno, obecnie w większej części biegnący przez
Biebrzański Park Narodowy. Carska Droga jest metaforą ludzkiego życia, ludzkiej
wędrówki. „(…) sama jesteś jak na drodze, raz idziesz prosto, raz po manowcach.
Każdy ma taką Carską Drogę, na jaką zasługuje”. ( str. 381 ) I to jest główne
przesłanie książki Teresy Moniki Rudzkiej. Jej bohaterowie są prawdziwi aż do
bólu, potrafią zaleźć czytelnikowi za skórę do tego stopnia, że ma ochotę nimi
potrząsnąć. Cztery główne bohaterki podejmują mnóstwo chybionych decyzji.
Bywają zaślepione, apodyktyczne, mało tego, popełniają wciąż te same błędy. Ich
życie to ciągłe próby ucieczki przed samotnością. Mają jednak jedną kapitalną
cechę, która sprawia, że lektura „Carskiej Drogi” absolutnie nie męczy ani nie
przygnębia czytelnika. To siła kobiecej solidarności i wzajemnego wsparcia. One
się nawzajem motywują, trochę jak w popularnym memie, który nierzadko przewija
się przez Internet oraz pojawia jako napis na kubkach: „Padłaś?! Powstań,
popraw koronę i zasuwaj!”
Pięknie podsumowuje to umierająca Krystyna: „Mężczyźni
umierają albo odchodzą, a dzieci zostają. Wszyscy razem, wszystko jest na
naszej ziemskiej drodze, tak samo jak na Carskiej. Zaczyna się i nie kończy,
aby mądrze korzystać z tego, co spotykamy… To właśnie miłość, amen”. ( str. 315 )
Zatem nie bójcie się życiowej prawdy zawartej w książce,
braku lukru i cukru, czy choćby kolorowej posypki. To lektura dla czytelników
myślących, dojrzałych, umiejących dostrzec piękno nawet pod bliznami i
siniakami, którymi obficie obdarza nas życie. Świetna rozrywka z drugim dnem,
kawał porządnej literatury! Gorąco polecam!
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję serdecznie Wydawnictwu
Axis Mundi ( ze szczególnymi ukłonami dla Pani Marty ;) ) oraz Autorce!
Wydawnictwo: Axis Mundi
Liczba stron: 390
Data wydania: 24 kwietnia 2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz