Najwyższy czas na uzupełnienie recenzenckich zaległości, za
które serdecznie Was przepraszam. Mam jednak nadzieję, że nadal będziecie
chcieli dowiedzieć się czegoś o książce z listy nowości ( jej premiera miała
miejsce piętnastego maja ), ponieważ jutro Dzień Matki, za klika dni Dzień
Dziecka, a każda okazja jest dobra, żeby podarować komuś bliskiemu ciekawą
książkę.
Ilona Gołębiewska to pisarka, która ma już grono wiernych
czytelników, i trudno się temu dziwić. Wiecie dobrze jak bardzo oczarował mnie
„Teatr pod Białym Latawcem”, czyli poprzednia powieść tej Autorki. Tych, którym
tamta recenzja umknęła, odsyłam tutaj: https://ogrodkwitnacychmysli.blogspot.com/2018/10/teatr-pod-biaym-latawcem-ilony.html
Na nową książkę czekałam niecierpliwie i zachłannie wczytywałam się w jej
zapowiedzi ledwo się pojawiły. Moja radość była tym większa, że „Podaruj mi
jutro” to pierwsza część nowej serii zatytułowanej „Dwór na Lipowym Wzgórzu”.
Każdy kolejny tom będzie miał inną bohaterkę i jestem przekonana, że ta seria
zdobędzie co najmniej tyle samo czytelników co wcześniej cykl o Starym Domu.
Tytułowe Lipowe Wzgórze to miejsce, gdzie przed prawie dwustu
laty zbudowała swój dwór rodzina Horczyńskich. W czasach nam współczesnych jego
właścicielką jest Aniela Horczyńska, słynna malarka, która po pełnym sukcesów i
emocjonujących wydarzeń życiu decyduje się najpierw odzyskać zagrabiony przed
laty dwór, a potem w nim zamieszkać na stałe. Tym samym wypełnia niejako
testament swojego ojca, Fiodora Horczyńskiego, który poświęcił życie na walkę o
odzyskanie rodzinnej spuścizny. I choć nie chciał obarczać tym Anieli, ani
wiązać jej przymusowo z Lipowym Wzgórzem, ona sama poczuła wewnętrzny
imperatyw, żeby dopełnić dzieła życia ojca. Przemienia zabytkową posiadłość w
pensjonat z duszą, przy pomocy małej, ale świetnie zgranej ekipy
współpracowników. Organizuje też, jako dodatkową atrakcję przyciągającą
turystów, różnego typu warsztaty pod wspólną nazwą Akademii Sztuk Anielskich. W
celu promowania pensjonatu, za namową Emila, zarządcy dworskiego majątku i
jednocześnie syna przyjaciółki, Aniela decyduje się zaprosić do siebie redaktora
Rakoczego prowadzącego lubiany program „Maluchem przez Polskę”. Jednocześnie
sama zmaga się z dwoma tajemnicami ze swojego życia. Jedna dotyczy jej ojca,
oskarżonego przed laty przez okolicznych mieszkańców o zdradę walczących
przeciw niemieckiemu okupantowi partyzantów. Druga tajemniczego zniknięcia
miłości jej życia, Witka, z którym planowała ucieczkę i małżeństwo. Te dwie
sprawy nie dają jej spokoju. Pod powierzchnią pozornego opanowania kłębią się w
niej sprzeczne emocje nie pozwalające cieszyć się tym co tu i teraz.
Myślę, że już sam powyższy opis wystarczyłby, żeby zachęcić
wielu z Was do lektury, ale zapewniam, że dobry, sprawdzony pomysł na powieść
to nie jedyna mocna strona książki „Podaruj mi jutro”. Nie mniej ważne jest
wykonanie. Pierwsza wielka zaleta tej powieści to jej główna bohaterka, taka
trochę pod prąd dzisiejszym trendom. Powiedzieć o Anieli Horczyńskiej, że to
kobieta w kwiecie wieku, to eufemizm, bowiem z kart powieści wynika, że rok
urodzenia tej konkretnej bohaterki to rok 1939. Czyli współcześnie słynna
malarka zbliżałaby się do osiemdziesiątki. Dzisiejsza literatura często pomija
takich bohaterów lub, ewentualnie, czyni z nich postacie drugoplanowe.
Tymczasem Ilona Gołębiewska pokazuje seniorkę rodu Horczyńskich jako
pełnokrwistą, czującą ogrom emocji, dojrzałą, ale wciąż spragnioną życia i
wrażeń kobietę. Taką, która czuje podobnie jak młoda dziewczyna, choć twarz
oplata sieć zmarszczek. Drugi ujmujący wątek to historia miłości Anieli i
Witka, jego zniknięcia oraz jej tęsknoty za nim. Szczególnie urzekający jest
motyw portretu, który w tajemnicy maluje Aniela. Myślę, że nie jestem jedyną
osobą, którą on wzruszy. Ale to wciąż tylko cząstka atrakcji, którymi autorka
raczy swoich czytelników. Pasjonujący jest wątek cichej rywalizacji i latami
pielęgnowanej nienawiści między rodzinami Horczyńskich i Gajowiczów. Na
przykładzie Antoniego Gajowicza Ilona Gołębiewska pięknie pokazuje niszczącą
siłę nienawiści oraz uzdrawiającą moc przebaczenia. Zabawnym i wzbudzającym
wiele radości bohaterem jest redaktor Rakoczy z programu „Maluchem przez
Polskę”. Z jego manią wielkości, słabostkami, pędem za sensacją, ale
jednocześnie wciąż dobrze zakorzenionym poczuciem przyzwoitości, które odzywa
się w kluczowych momentach. Ważny jest wątek choroby Kaliny, przyjaciółki Anieli,
oraz losów poznanej przez nią w szpitalu tajemniczej Julii. Autorka wszystkie
te wątki oraz jeszcze wiele innych bardzo zgrabnie i z wdziękiem splata w
piękną, budującą opowieść o sile korzeni, wartości przyjaźni, nieprzemijającej
sile prawdziwej miłości oraz przebaczenia. Podobnie jak z poprzednich książek,
i z tej płynie przesłanie o pięknie życia pomimo trudnych chwil i o tym, że
największym skarbem są pielęgnowane głębokie więzi przyjaźni i miłości.
Jestem przekonana, że ten, kto zawita na Lipowe Wzgórze, nie
będzie chciał z niego odchodzić, urzeczony zapachem kwitnących lip, lekko
odurzony smakiem nalewki lipowej oraz złotego lipowego miodu. I ledwo przewróci
ostatnią stronę, zatęskni natychmiast za tym miejscem i bohaterami. Ja zatęskniłam, i
dlatego polecam Wam serdecznie tę opowieść o kojąco – terapeutycznej mocy! I
czekam niecierpliwie na drugi tom, którego bohaterką będzie córka Anieli,
Sabina, jak pisze sama Autorka, „kobieta o stu twarzach i wielkim strachu przed
tym, co nieznane”.
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję bardzo Autorce oraz
Wydawnictwu MUZA!
Muszę ją przeczytać ❤️
OdpowiedzUsuń