sobota, 25 maja 2019

"Podaruj mi jutro", czyli opowieść pachnąca miodem lipowym



Najwyższy czas na uzupełnienie recenzenckich zaległości, za które serdecznie Was przepraszam. Mam jednak nadzieję, że nadal będziecie chcieli dowiedzieć się czegoś o książce z listy nowości ( jej premiera miała miejsce piętnastego maja ), ponieważ jutro Dzień Matki, za klika dni Dzień Dziecka, a każda okazja jest dobra, żeby podarować komuś bliskiemu ciekawą książkę.

Ilona Gołębiewska to pisarka, która ma już grono wiernych czytelników, i trudno się temu dziwić. Wiecie dobrze jak bardzo oczarował mnie „Teatr pod Białym Latawcem”, czyli poprzednia powieść tej Autorki. Tych, którym tamta recenzja umknęła, odsyłam tutaj: https://ogrodkwitnacychmysli.blogspot.com/2018/10/teatr-pod-biaym-latawcem-ilony.html Na nową książkę czekałam niecierpliwie i zachłannie wczytywałam się w jej zapowiedzi ledwo się pojawiły. Moja radość była tym większa, że „Podaruj mi jutro” to pierwsza część nowej serii zatytułowanej „Dwór na Lipowym Wzgórzu”. Każdy kolejny tom będzie miał inną bohaterkę i jestem przekonana, że ta seria zdobędzie co najmniej tyle samo czytelników co wcześniej cykl o Starym Domu.

Tytułowe Lipowe Wzgórze to miejsce, gdzie przed prawie dwustu laty zbudowała swój dwór rodzina Horczyńskich. W czasach nam współczesnych jego właścicielką jest Aniela Horczyńska, słynna malarka, która po pełnym sukcesów i emocjonujących wydarzeń życiu decyduje się najpierw odzyskać zagrabiony przed laty dwór, a potem w nim zamieszkać na stałe. Tym samym wypełnia niejako testament swojego ojca, Fiodora Horczyńskiego, który poświęcił życie na walkę o odzyskanie rodzinnej spuścizny. I choć nie chciał obarczać tym Anieli, ani wiązać jej przymusowo z Lipowym Wzgórzem, ona sama poczuła wewnętrzny imperatyw, żeby dopełnić dzieła życia ojca. Przemienia zabytkową posiadłość w pensjonat z duszą, przy pomocy małej, ale świetnie zgranej ekipy współpracowników. Organizuje też, jako dodatkową atrakcję przyciągającą turystów, różnego typu warsztaty pod wspólną nazwą Akademii Sztuk Anielskich. W celu promowania pensjonatu, za namową Emila, zarządcy dworskiego majątku i jednocześnie syna przyjaciółki, Aniela decyduje się zaprosić do siebie redaktora Rakoczego prowadzącego lubiany program „Maluchem przez Polskę”. Jednocześnie sama zmaga się z dwoma tajemnicami ze swojego życia. Jedna dotyczy jej ojca, oskarżonego przed laty przez okolicznych mieszkańców o zdradę walczących przeciw niemieckiemu okupantowi partyzantów. Druga tajemniczego zniknięcia miłości jej życia, Witka, z którym planowała ucieczkę i małżeństwo. Te dwie sprawy nie dają jej spokoju. Pod powierzchnią pozornego opanowania kłębią się w niej sprzeczne emocje nie pozwalające cieszyć się tym co tu i teraz.

Myślę, że już sam powyższy opis wystarczyłby, żeby zachęcić wielu z Was do lektury, ale zapewniam, że dobry, sprawdzony pomysł na powieść to nie jedyna mocna strona książki „Podaruj mi jutro”. Nie mniej ważne jest wykonanie. Pierwsza wielka zaleta tej powieści to jej główna bohaterka, taka trochę pod prąd dzisiejszym trendom. Powiedzieć o Anieli Horczyńskiej, że to kobieta w kwiecie wieku, to eufemizm, bowiem z kart powieści wynika, że rok urodzenia tej konkretnej bohaterki to rok 1939. Czyli współcześnie słynna malarka zbliżałaby się do osiemdziesiątki. Dzisiejsza literatura często pomija takich bohaterów lub, ewentualnie, czyni z nich postacie drugoplanowe. Tymczasem Ilona Gołębiewska pokazuje seniorkę rodu Horczyńskich jako pełnokrwistą, czującą ogrom emocji, dojrzałą, ale wciąż spragnioną życia i wrażeń kobietę. Taką, która czuje podobnie jak młoda dziewczyna, choć twarz oplata sieć zmarszczek. Drugi ujmujący wątek to historia miłości Anieli i Witka, jego zniknięcia oraz jej tęsknoty za nim. Szczególnie urzekający jest motyw portretu, który w tajemnicy maluje Aniela. Myślę, że nie jestem jedyną osobą, którą on wzruszy. Ale to wciąż tylko cząstka atrakcji, którymi autorka raczy swoich czytelników. Pasjonujący jest wątek cichej rywalizacji i latami pielęgnowanej nienawiści między rodzinami Horczyńskich i Gajowiczów. Na przykładzie Antoniego Gajowicza Ilona Gołębiewska pięknie pokazuje niszczącą siłę nienawiści oraz uzdrawiającą moc przebaczenia. Zabawnym i wzbudzającym wiele radości bohaterem jest redaktor Rakoczy z programu „Maluchem przez Polskę”. Z jego manią wielkości, słabostkami, pędem za sensacją, ale jednocześnie wciąż dobrze zakorzenionym poczuciem przyzwoitości, które odzywa się w kluczowych momentach. Ważny jest wątek choroby Kaliny, przyjaciółki Anieli, oraz losów poznanej przez nią w szpitalu tajemniczej Julii. Autorka wszystkie te wątki oraz jeszcze wiele innych bardzo zgrabnie i z wdziękiem splata w piękną, budującą opowieść o sile korzeni, wartości przyjaźni, nieprzemijającej sile prawdziwej miłości oraz przebaczenia. Podobnie jak z poprzednich książek, i z tej płynie przesłanie o pięknie życia pomimo trudnych chwil i o tym, że największym skarbem są pielęgnowane głębokie więzi przyjaźni i miłości.

Jestem przekonana, że ten, kto zawita na Lipowe Wzgórze, nie będzie chciał z niego odchodzić, urzeczony zapachem kwitnących lip, lekko odurzony smakiem nalewki lipowej oraz złotego lipowego miodu. I ledwo przewróci ostatnią stronę, zatęskni natychmiast za tym miejscem i bohaterami. Ja zatęskniłam, i dlatego polecam Wam serdecznie tę opowieść o kojąco – terapeutycznej mocy! I czekam niecierpliwie na drugi tom, którego bohaterką będzie córka Anieli, Sabina, jak pisze sama Autorka, „kobieta o stu twarzach i wielkim strachu przed tym, co nieznane”.

Za egzemplarz recenzyjny dziękuję bardzo Autorce oraz Wydawnictwu MUZA!

1 komentarz:

„Herbaciane róże” - Wzruszająca opowieść o tym, że choć prawda wyzwala zrywając bez znieczulenia opatrunki pozorów i kłamstw to przecież nawet stare, jątrzące się latami, zaniedbane rany da się uleczyć balsamem przebaczenia i miłości.

  Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność czło...