niedziela, 28 marca 2021

„Jeszcze jedna szansa”, wzruszająca opowieść o tajemnicach z przeszłości, namiętnościach, przyjaźni, wojnie i uczuciach silniejszych niż czas i śmierć – PATRONAT OGRODU KWITNĄCYCH MYŚLI!

 


Wydawać by się mogło, że schemat powieści o bohaterce, która dostaje w spadku dom gdzieś w odległym zakątku Polski, wyjeżdża i zmienia diametralnie swoje życie jest już literacko ograny i wyeksploatowany, prawda? Pionierkami były chyba Katarzyna Grochola i Małgorzata Kalicińska, które przed laty zapoczątkowały swoistą modę na tego typu powieści. Powinien nas jednak zastanowić swoisty fenomen, który sprawia, że czytelnicy nadal chętnie sięgają po książki zbudowane na tym samym szkielecie. Zastanawiałam się nad tym i doszłam do wniosku, bynajmniej nie popartego wiedzą naukową, ale własnymi obserwacjami, że chyba podświadomie każdy z nas od czasu do czasu tęskni za zmianą, za rozpoczęciem wszystkiego od nowa, z czystą kartą, w nowym miejscu, wśród nowych ludzi, gdzie jeszcze niczego nie zdążyło się zepsuć, naknocić, a w związku z tym są szanse na lepszy scenariusz. Przynajmniej ja tak czasami miewam i dlatego, mimo przeczytania wielu książek zbudowanych według tego schematu, wciąż sięgam po kolejne. Tak pomyślałam, że to jest też trochę jak z ulubioną przez niemal wszystkich szarlotką – z tego samego przepisu każda gospodyni wyczaruje placek o ciut innym, a czasem zupełnie innym smaku. Co zatem udało się wyczarować Agacie Sawickiej w jej najnowszej powieści „Jeszcze jedna szansa”, bo to o niej chcę Wam opowiedzieć po tym przydługim wstępie ;) ?

 

Tak jak wspomniałam, sam schemat jest już znany. Główna bohaterka książki, Hania, ma dwadzieścia pięć lat i poukładane życie. Mieszka z rodzicami, pracuje w jednej ze śląskich korporacji, a ponieważ praca w korporacji odziera z czasu, z prywatnego życia i z tożsamości, Hania właściwie nie ma przestrzeni osobistej, niczego poza pracą i domem. Pewnego dnia dostaje pismo z kancelarii notarialnej z drugiego końca Polski i dowiaduje się, że dostała w spadku …dom. Od nieznanego jej zupełnie mężczyzny, Władysława Kiesieleckiego, w Łącku,  małej miejscowości nad morzem. Jedyne, co łączy ją z tym miejscem, to tajemniczy obraz odziedziczony po ukochanej babci Alicji z Krakowa. Hania, trochę niespodziewanie nawet dla samej siebie, decyduje się przyjąć spadek, pojechać do Łącka i na miejscu podjąć decyzję co dalej. Miałam nadzieję, że w Łącku odnajdę ciszę, spokój i drogę do własnego serca.

 

Natychmiast po przyjeździe zawiera kilka interesujących znajomości, ale również przekonuje się, że otacza ją atmosfera niechęci i podejrzliwości. Szczególnie ze strony jej najbliższego sąsiada, tajemniczego i pociągającego wdowca Aleksandra, wnuka Władysława, po którym Hania odziedziczyła dom. Sytuacja jest rzeczywiście mało komfortowa. Oceniając po pozorach można posądzić Bogu ducha winną dziewczynę o to, że jest łowczynią spadków. Hania stopniowo zadamawia się w Łącku, poznaje jego mieszkańców, a każda nowa znajomość przybliża ją do odkrycia historii jej babci, Alicji, bo to ona miała jakieś tajemnicze związki z tą miejscowością, po których jedynym śladem został wspomniany wcześniej obraz. Obok Hani, od pierwszych dni jej pobytu, pojawia się również tajemniczy Martin, który niejednokrotnie służy jej pomocą. Szczerą sympatią obdarza młodą kobietę Artur, synek owdowiałego Aleksandra, co początkowe staje się jeszcze jednym powodem do napięć pomiędzy nimi. Do tego Hanię zaczynają przerażać pewne niewyjaśnione incydenty, próby włamania do jej domu, tajemnicze listy. Kim naprawdę są otaczający ją ludzie? Kto jest wrogiem, a kto przyjacielem? Ile jest prawdy w krążących po okolicy plotkach o Aleksandrze i jego niejasnych związkach ze śmiercią żony? Dlaczego Władysław Kiesielecki zapisał swój dom obcej dziewczynie? Odpowiedzi na te wszystkie pytania znajdziecie w książce.

Powieść toczy się na dwóch płaszczyznach: współcześnie oraz w czasie Drugiej Wojny Światowej i tuż po jej zakończeniu. Równolegle z perypetiami Hani poznajemy wojenne losy jej babci Alicji, tajemniczego ofiarodawcy, Władysława, oraz rodziny, która przed wojną i podczas niej zamieszkiwała jej dom. Niteczka po niteczce czytelnik będzie oddzielał splątane losy bohaterów uwikłanych przez wojnę w nieprzewidziane zależności. Przyznam Wam, że mnie ta opowieść urzekła i wciągnęła, a wątek historyczny chyba nawet bardziej niż współczesny. Agata Sawicka porusza bowiem w „Jeszcze jednej szansie” temat wysyłania Polaków na roboty przymusowe do Niemiec oraz skomplikowanych relacji międzyludzkich, wymuszonych przez wojnę. Temat jest mi osobiście bliski, bo mój Dziadek był podczas wojny zesłany na roboty do Niemiec i zostały mu po tym okresie traumatyczne wspomnienia, do których chyba nigdy nikogo do końca nie dopuścił. Może dlatego tym bliższa była mi Alicja, oderwana brutalnie od rodziny, osamotniona w obcym domu, rozdarta pomiędzy nienawiścią do okupanta a ludzkimi odruchami wobec ludzi, z którym, choć bez jej woli, przyszło jej żyć pod jednym dachem. Nie chcę Wam zdradzać za wiele, ale muszę wspomnieć, że Autorka ujęła mnie dojrzałością z jaką pokazuje skomplikowanie relacji międzyludzkich spowodowane wojną. Tam, gdzie jeszcze kilka lat wcześniej wszelkie przyjaźnie, miłości, zdrady czy zatargi byłyby wyłącznie relacjami pomiędzy równymi sobie młodymi ludźmi, wszystko urasta do kwestii życia i śmierci, bo dzieje się między okupantem oraz mieszkańcami kraju okupowanego. Zgodnie z wyznawanymi przez nazistów teoriami, między nadludźmi, a podludźmi. Najprostsze wybory zmieniają się w sprawy życia lub śmierci.

 

- Myślisz, że można cieszyć się życiem, kiedy wszystko wokoło się wali? (…) Kiedy nie wiesz, czy twoja rodzina jeszcze żyje? Kiedy zabrano ci wolność i wywieziono do obcego kraju? (…) Myślisz, że to jeszcze możliwe, żeby kiedyś spojrzeć na świat z uśmiechem i znowu zobaczyć go w kolorach?

 

Hania, zgłębiając stopniowo historię wojennych losów swojej babci Alicji, Władysława oraz rodziny Taucherów zaczyna coraz lepiej rozumieć również historię własnej rodziny. Odkrywa i na nowo, krok po kroku, buduje własną tożsamość. Buduje też swoją wewnętrzną siłę i odwagę, których będzie potrzebować wobec nadchodzących wydarzeń prowadzących do dramatycznego finału, w którym spadną wszystkie maski i każdy z bohaterów pokaże swoje prawdziwe oblicze.

 

Tak jak wcześniej wspomniałam, dla mnie największą wartością tej powieści jej pokazany z dużą subtelnością i zrozumieniem dla ludzkich losów wątek historyczny. Ośmieliłabym się powiedzieć, że „Jeszcze jedna szansa” to powieść o wartości pojednania i przebaczenia, a także o miłości silniejszej niż śmierć i wojna. A także o tym, że zachowanie człowieczeństwa, bez względu na okoliczności, zależy od nas samych.

 

Wojna czasami zmusza ludzi do robienia okropnych rzeczy, ale to nie oznacza, że oni sami są potworami. Nigdy nie można dopuścić do tego, żeby otaczające nas zło przeniknęło do naszych serc. Tylko w ten sposób jesteśmy w stanie zachować człowieczeństwo.

 

Celowo nie rozpisuję się o pięknie przedstawionej w powieści historii Łącka ani o jego malowniczych opisach zachęcających do odwiedzin – odkryjecie je sami i z pewnością dacie się uwieść pięknu i urokowi tego miejsca, tak jak Hania dała się uwieść pięknu obrazu odziedziczonego po babci. Dla mnie jednak największą zaletą tej powieści jest spójnie przedstawiona historia losów babci Alicji i otaczających ją ludzi zmuszająca do spojrzenia z wrażliwością oraz ze zrozumieniem na skomplikowane ludzkie wybory i decyzje podejmowane w czasach wojny i śmierci.

 

Tak jak napisałam we wstępie: wiele osób korzysta z przepisu na taką samą szarlotkę, a jednak wykonanie jest za każdym razem inne, podobnie jak smak upieczonego ciasta. Agata Sawicka wykorzystała znany przepis na literacką opowieść, doprawiła ją jednak po swojemu chwytającym za serce wojennym wątkiem i sprawiła, że danie zaskakuje doskonałym smakiem :) ! Gorąco Wam polecam „Jeszcze jedną szansę” – spodoba się zarówno tym, którzy preferują współcześnie dziejące się historie jak i miłośnikom wątków z przeszłości! I ukoi pięknem malowniczego Łącka!

 

Ze możliwość patronowania tej pięknej powieści oraz egzemplarz do recenzji dziękuję serdecznie Wydawnictwu Dragon. 




1 komentarz:

„Herbaciane róże” - Wzruszająca opowieść o tym, że choć prawda wyzwala zrywając bez znieczulenia opatrunki pozorów i kłamstw to przecież nawet stare, jątrzące się latami, zaniedbane rany da się uleczyć balsamem przebaczenia i miłości.

  Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność czło...