niedziela, 29 maja 2022

„Czekoladowa dynastia. Czas Karola” – czyli o tym jak gorycz ziarna kakaowca i życia zamienić w …czekoladę ;)


W to majowe, niedzielne popołudnie przychodzę do Was z jedną z zaległych recenzji, które spędzały mi sen z powiek. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło – myślę, że na horyzoncie już majaczy zarys tomu drugiego powieści, o której chcę Wam koniecznie opowiedzieć, a tym samym moja recenzja może pomóc niezdecydowanym nadrobić lekturę tomu pierwszego ;) . Mowa o zbeletryzowanej historii rodziny Wedlów, czyli „Czekoladowej dynastii”, książce napisanej przez Teresę Monikę Rudzką. Tom pierwszy nosi tytuł „Czas Karola” i opowiada o losach założyciela tej bardzo znanej i lubianej w Polsce marki, Karolu Wedlu. Losach, które przypadły na niezwykle burzliwe czasy w Europie i w naszym kraju, którego jednakże nie było wtedy na mapach Europy, jako że akcja rozpoczyna się w roku 1841… Nie uprzedzajmy jednak faktów.

 

Musicie mi teraz pozwolić na mały wtręt i odrobinę prywaty. Wiecie, jakie mam głęboko w pamięci zachomikowane wspomnienia dotyczące marki Wedel? Jestem z pokolenia, które świetnie pamięta puste półki w sklepach i czasy, gdy słodycze wedlowskie były dla zwykłego śmiertelnika zwyczajnie niedostępne. Jednak mój Tato miał pracę, która pozwalała mu czasami na zakupy w legendarnej wówczas Baltonie, gdzie można było zdobyć towary ogólnie uznawane za luksusowe. I jedno z moich wspomnień z wczesnego dzieciństwa to podglądanie jak Mama kroi na równiutkie kawałki cudownie pachnący czekoladą Torcik Wedlowski. W uszach mam nadal ten delikatny trzask pękającej pod nożem czekolady i kruchego wafla. A największą frajdą było potem wybieranie każdego jej okruszka ;) .

 

Tyle wspomnień, ale one są ważne, bo dla wielu pokoleń Polaków marka Wedel to wręcz cząstka naszej kultury i tożsamości. Tym bardziej ciekawa byłam historii misternie utkanej przez Teresę Monikę Rudzką na kartach jej powieści. A cała opowieść zaczyna się od tego, że mocno zaniepokojona Frau Christine Wedel, matka Karola, postanawia posłać mu do pomocy niejaką Joankę Miller, siedemnastoletnią córkę swojej służącej. Karolowi bowiem nie wystarczała znajomość fachu piekarza i przejęcie w przyszłości rodzinnej piekarni w Ihlenfeldzie, ale zamarzyło mu się poznawanie świata oraz sposobów przyrządzania i produkowania słodyczy. Uczył się w Londynie, Paryżu i Berlinie, żeby ostatecznie osiąść w ostatnim tych miast i tam zacząć pracę i dorosłe życie. Matkę jednak zaniepokoił jego potajemny ślub z pewną ubogą Polką i postanowiła wysłać do syna kogoś, kto dyskretnie doniesie jej o tym, co naprawdę dzieje się w młodym małżeństwie. W końcu, nawet i w Berlinie, nazwisko Wedel zobowiązuje ;) ! Tak więc młoda Joanka odbywa pierwszą w swym życiu podróż dyliżansem i zaczyna służbę u młodego Karola Wedla i jego żony. I od tego momentu Autorka będzie przed nami odkrywać losy głównych bohaterów w dwojaki sposób: poprzez narrację w trzeciej osobie i …dzięki listom gorliwie pisanym do matki i do rodziny przez Joankę. Uważam, że był to zabieg genialny w swej prostocie, bo uczynił całą opowieść o wiele bardziej emocjonalną. O ile we fragmentach klasycznej narracji Autorka musi dbać o obiektywizm wobec swoich bohaterów, o tyle nie musi się o niego troszczyć charakterna i bystra Joanka o dobrym sercu, ale bardzo ciętym języku i niezwykłym darze obserwacji. Jej listy to najprawdziwsza perełka sztuki epistolograficznej i wielkie brawa należą się Autorce za ten znakomity zabieg! Czytając listy Joanki wysyłane do domu, co rusz wybuchałam śmiechem ;) . Dzięki temu lektura jest jeszcze przyjemniejsza, a przecież Ci z Was, którzy znają poprzednie książki Teresy Moniki Rudzkiej doskonale wiedzą, że ma świetne, lekkie pióro i niepowtarzalny, okraszony sporą dawką zdrowego sarkazmu styl.

 

Nie będę Wam zdradzała fabuły książki, bo jej odkrywanie w trakcie lektury to czysta frajda, której nie chcę Was pozbawiać. Chciałabym tylko podzielić się z Wami choć kilkoma wrażeniami, opowiedzieć Wam, na co zwrócić uwagę i czego się spodziewać. Uważam, że ta książka jest jedną z najlepszych, jeśli nawet nie najlepszą, w dorobku tej Autorki. Byłam bardzo ciekawa jej odsłony „historycznej”, bo poprzednie książki są jednak głęboko zanurzone we współczesności. I muszę powiedzieć, że w kostiumie z epoki jest Teresie Monice Rudzkiej bardzo do twarzy ;) ! Historia marki Wedel to historia sukcesu, przynajmniej z perspektywy czasu. Ale przecież ten sukces nie był budowany miesiącami czy nawet latami, ale …pokoleniami. I Autorka to właśnie pokazuje – ciężką, nierzadko wyboistą i pełną pułapek drogę do spełnienia swoich marzeń i realizacji planów. Jej uosobieniem są Karol i Karolina ( druga żona Wedla, o tym samym imieniu, co poprzedniczka ), małżeństwo wspierające się, kochające, a przecież nie idealne, mające swoje wzloty i upadki. Powiem Wam szczerze, że mnie osobiście nasunęło się pewne skojarzenie z „Nocami i dniami” i z małżeństwem Barbary i Bogumiła. Tylko dla mnie Karol i Karolina są jakby odwrotnością tego, co reprezentowali sobą Niechcicowie, bo w ich małżeństwie opoką i skałą był Bogumił. Tymczasem tutaj to Karolina Wedel napędza ten mechanizm, jakim jest ich związek, a potem powiększająca się rodzina. Postać Karoliny to jedna z moich ulubionych postaci w tej powieści, bo choć głównym bohaterem jest Karol, jego motorem napędowym jest mądra i kochająca żona.

 

Nie należy jednak zapominać, że akcja książki toczy się w bardzo burzliwych dla naszego kraju czasach. Państwo Wedlowie przenoszą się z Berlina do Warszawy, która, nie zapominajmy, znajduje się pod zaborem rosyjskim. Niesamowite są opisy Warszawy widzianej z perspektywy Joanki, która przenosiny z Berlina odbiera jako porażkę. Ówczesna Warszawa w porównaniu z pięknym Berlinem wydaje się być zwykłym, prowincjonalnym miasteczkiem. Autorka pokazuje dynamikę i rozmach tamtych czasów, jestem bardzo ciekawa jaka będzie Warszawa w kolejnych tomach powieści, bo nie mam wątpliwości, że zobaczymy jej ewolucję. Nie brakuje też kapitalnie odmalowanego tła społeczno – historycznego i mnogości ówczesnych postaw. Przecież to czasy naszych narodowych powstań, a w przypadku tego konkretnego przedziału czasowego, obejmującego tom pierwszy, Powstania Styczniowego. Ten wątek przeplata się z innymi, choćby w scenach dotyczących żałoby narodowej po upadku powstania i noszenia czarnych sukien przez Polki… Dzięki opowieści Teresy Moniki Rudzkiej karty historii ożywają, zaludniają się postaciami z krwi i kości i pozwalają lepiej zrozumieć ludzkie wybory i motywacje bohaterów.

 

Jakby mało było tego wszystkiego, na koniec chcę wspomnieć o specjalnej perełce dla miłośników literatury polskiej ;) . Autorka puszcza oko do czytelnika i losy swoich bohaterów styka z losami postaci z „Lalki” Bolesława Prusa. I tak Ignacy Rzecki przychodzi do cukierni Wedla na przeszpiegi, a przy okazji daje się uwieść słodyczy czekolady, zaś panna Izabela Łęcka spotyka …a zresztą, nie powiem Wam kogo, sami sobie przeczytajcie ;) ! Ta swoista zabawa literacka to dodatkowy smaczek w i tak bardzo smakowitej i dobrze doprawionej opowieści, ale z pewnością zachwyci każdego miłośnika klasyki literackiej.

 

Gdybym miała podsumować charakter tej powieści, musiałabym znowu sięgnąć do prywatnych doświadczeń. Było mi kiedyś dane, trochę przez przypadek, skosztować nieobrobionego ziarna kakaowca. Zaskoczyła mnie jego gorycz. A przecież to ono jest podstawą do stworzenia słodkiej, pysznej czekolady. W „Dynastii Wedlów” Teresa Monika Rudzka pokazuje właśnie drogę od goryczy ziarna kakaowca aż do smaku najbardziej wykwintnej czekolady. Od goryczy wyrzeczeń, trudów i ryzyka, aż do upajającego smaku sukcesu. A robi to w sposób doskonały! I dlatego polecam Wam jej powieść z całego serca, a sama czekam niecierpliwie na tom drugi!




 

1 komentarz:

  1. Dzięki za recenzję. Zastanawiałam się nad tą książką i jednak chyba ją kupię.

    OdpowiedzUsuń

„How do you trup?”, czyli smakowita komedia kryminalna z drugim dnem! RECENZJA PATRONACKA!

Komedie kryminalne Iwony Banach niezmiennie mnie bawią i poprawiają mi humor, dlatego z przyjemnością przyjęłam propozycję patronowania najn...