wierzyć to znaczy ufać kiedy cudów nie ma
cud chce jak najlepiej
a utrudnia wiarę
ks. Jan Twardowski
Gdy umierał
Z powieściami, które biorę pod
swoje patronackie skrzydła jest trochę tak jak z dziećmi, którymi człowiek
obiecuje się zaopiekować. Czuje się radość i jednocześnie ciężar spoczywającej
na barkach odpowiedzialności. Przynajmniej ja tak traktuję moje patronackie
zadania – staram się zawsze, najlepiej jak umiem, pokazać Wam książkę, którą
przyjęłam pod swoje skrzydła. Nie inaczej jest z moimi wrześniowymi
patronatami, dlatego zrezygnowałam z wyścigu z czasem i zamieszczania recenzji
przedpremierowych na rzecz jakości
tego czasu, który obu powieściom mogę poświęcić. A pierwsza z nich, która miała
swoją premierę w ubiegły piątek, 2 września, to kolejna wyjątkowa opowieść z
serii „Opowieści z wiary” wydawanej przez Wydawnictwo eSPe. Serii, którą
lubicie i cenicie, co mogę wnioskować z Waszych reakcji na moje kolejne
recenzje wydawanych w niej tytułów.
Dzisiaj przychodzę do Was z
powieścią, której lektura była moim pierwszym spotkaniem z Autorką, Magdaleną
Mikutel. Mowa o książce „Gdzie jesteś, bracie?”, która jest kontynuacją debiutanckiej
powieści Autorki „Mój syn”. Ale można śmiało pokusić się o lekturę części
drugiej bez znajomości tej pierwszej, choć przyznam Wam się, że jeśli macie
taką możliwość, szczerze radzę sięgnąć po obie książki – ja zamierzam nadrobić
brak znajomości tomu pierwszego dla samej przyjemności lektury, z sympatii do
bohaterów, z chęci poznania ich wcześniejszych losów, ale również z
przekonania, że to lektura, na którą warto „tracić” czas.
Bohaterami „Gdzie jesteś,
bracie?” jest czwórka przyjaciół, których los zetknął w poprzednim tomie, czyli
Witek, Paweł, Aniela i Marta. Witek jest ojcem Jerzyka, chłopca z zespołem
Downa, którego podrzuciła mu na wychowanie matka dziecka. Te wydarzenia zostały
opisane w tomie pierwszym, dowiadujemy się o nich pośrednio. Poza tym to
człowiek stawiający swoje pierwsze kroki na drodze wiary, raczkujący jeszcze na
tej drodze. Witek przygotowuje się do chrztu, który ma przyjąć jednocześnie ze
swoim synkiem. Jego przyjacielem i wsparciem na wyboistej drodze wiary są
właśnie jego przyjaciele i dziewczyna. A szczególną rolę w życiu Witka odgrywa
Paweł, człowiek, który sam swoją wiarą wywraca do góry nogami życie ludzi
wokół. A może raczej należałoby powiedzieć, że to Bóg wywraca do góry nogami
życie Pawła, a te zmiany pociągają za sobą zmiany w życiu otaczających go
ludzi? Bo równorzędnym bohaterem w tej
powieści jest …wiara. Ta niespotykana tajemnica, której jednym dane jest
doświadczać z łatwością ( jak przypuszczam, w mniejszości ) zaś inni dostają ją
w pakiecie z oceanem zwątpień, lęków, niepewności, bez gwarancji na uniknięcie
błędów. Wiara we wszystkich jej odcieniach, od tych pastelowych, gdy Bóg
przychodzi w lekkim powiewie, poprzez ogniste podmuch Ducha Świętego, aż po
granatowe i czarne szalejące fale zwątpienia, lęku i goryczy, które tak często
zalewają udręczone ludzkie serca…
Nie wiem, jak powinnam Wam
opowiedzieć o tej książce, żeby jej nie spłycić, tylko oddać całe jej bogactwo
i dobro. I od razu uprzedzam – niech ci
z Was, którzy boją się etykietek przylepianych książkom i zjeżyli się odruchowo
na dźwięk słowa „wiara” nie boją się sięgnąć po powieść Magdaleny Mikutel, bo
jest ona tak wielowymiarowa, że znajdą w niej również coś dla siebie. Bo to, w
pierwszej warstwie, przepiękna, przesycona dobrem, ciepłem, wiarą w uleczającą
moc dobrych relacji, opowieść o prawdziwej miłości i prawdziwej przyjaźni. Nie takich, które odlicza się liczbą
przeżytych wspólnie imprez, wypitych piw czy zaliczonych w górach szlaków, choć
i w tym nie ma nic zdrożnego. Ale o takiej, którą odmierza się prawdziwą troską
o bliskiego człowieka, cierpliwością wobec jego ograniczeń, czułością wobec
jego zranień, wrażliwością na przeszłość, często poharataną i pełną gnijących
ran. Taką, która nie boi się prawdy, nie boi się ani jej wypowiedzieć, ani
usłyszeć, choćby była gorzka jak piołun. Która się nie poddaje, gotowa jest się
bić, i to nie tylko w przenośni, ale i dosłownie, o swojego przyjaciela czy
ukochanego. Jakże dalekiej od dzisiejszej mody na wyrzucanie tego, co się
zepsuło i zastępowanie tego natychmiast nowym egzemplarzem. Pięknie
pokazuje to wątek kryzysu, który przeżywają Paweł i Marta, ale również trudne
chwile między chłopakami. Bo, jak w pewnym momencie powie mama Pawła, nie jest
łatwo dostać się za czyjeś zasieki. Zwłaszcza, gdy budował je w sobie latami.
To również wzruszająca,
momentami bolesna, ale w ostatecznym rozrachunku dająca nadzieję, opowieść o
potężnej sile rodzinnych więzi i rodzinnych traum. Jedne mogą dać fundament na
całe życie, inne mogą to życie złamać. Zderzenie rodzin Pawła i Witka uwypukla
miłość i więzi w tej pierwszej i ogrom błędów i zranień w tej drugiej. Ale
żadna historia, dopóki wciąż trwa, nie jest skazana na gorzki finał.
I wreszcie, pod tą wierzchnią
warstwą, ukryta jest ta druga, a wraz z nią ta bohaterka powieści, o której już
wcześniej wspomniałam – wiara. Paweł jest już zaawansowany na drodze wiary, ale
Witek jest ciągle na etapie ucznia. A jednak ten tandem ma odegrać ważną rolę w
planach Boga. Magdalena Mikutel zderza w
swojej powieści naszą bezpieczną, cieplutką, oswojoną religijność, choćby i
najszczerszą, z wiarą i gorliwością rodem z Dziejów Apostolskich. Poprzez
doświadczenia, jakie Paweł i Witek przeżywają we wspólnocie modlitewnej, do
której należą, Autorka zmusza czytelnika do odpowiedzenie sobie na wiele pytań
o jego wiarę. Bo to Boże szaleństwo, które staje się udziałem całej czwórki
przyjaciół, tak naprawdę powinno być Bożą rutyną, która nikogo wierzącego nie
dziwi i nie zaskakuje. I tutaj przypomina mi się jeden z ulubionych wierszy
mojego tak kochanego księdza Twardowskiego, pozwolę go sobie przytoczyć, bo
jest niedługi:
Gdy umierał na krzyżu
cud sie nie zdarzył
żaden anioł nie pomógł
deszcz nie obmył głowy
piorun się zagapił gdzie indziej uderzył
zaradna Matka Boska
z cudem nie zdążyła
wierzyć to znaczy ufać kiedy cudów nie ma
cud chce jak najlepiej
a utrudnia wiarę
Jakże prawdziwe okazały się
słowa księdza Jana od Biedronki wobec doświadczeń, które spotykają czwórkę
przyjaciół. Ale sami przeczytajcie, o jakie doświadczenia chodzi, nie zdradzę
Wam jakie cuda dzieją się w tej powieści ;) . Powiem tylko tyle, że z pewnością
zaskoczy Was jej bogactwo. Każdy może z niego wybrać tyle, ile jest w stanie na
ten moment udźwignąć. Bo nie ma w tej książce ani grama dydaktyzmu, jest raczej
zachwyt i pokora człowieka oszołomionego potęgą i nieprzewidywalnością Boga.
Jest w niej czułość, dobroć, zachwyt pięknem świata i głębią ludzkich serc.
Pokochacie Pawła, Witka, Martę i Anielę, poczujecie się członkami ich rodzin.
Odnajdziecie się w ich rozterkach i radościach. A może, jeśli zechcecie i jeśli
będziecie umieli otworzyć swoje serca, i Wy doświadczycie cudów ;) …
Gorąco polecam, a Wydawnictwu
eSPe dziękuję za zaufanie i obdarowanie mnie tym niezwykłym patronatem :).
Pięknie napisane. Powieść w planach.
OdpowiedzUsuń