poniedziałek, 21 listopada 2022

„Namaluj mi anioła”, czyli portret anielski sercem malowany, bez Photoshopa popkultury i słitaśnej obróbki ;)

 

 

Ojciec niebieski w drodze, po której do ojczyzny zdążamy, poruczył dozór nad każdym z nas aniołom, abyśmy ich pomocą i przezornością osłonięci, uniknęli zdradzieckich sideł ustawionych przez nieprzyjaciół i odparli ich ciężkie napaści; byśmy pod ich wodzą szli prostą drogą.

 ( fragment „Katechizmu Rzymskiego” z szesnastego wieku zacytowany w książce )

  

Właśnie skończyłam czytać najnowszą powieść Małgorzaty Lis, czyli „Namaluj mi anioła”, która ukazała się, podobnie jak wszystkie poprzednie, w serii „Opowieści z Wiary” wydawanej przez Wydawnictwo eSPe. Serii, którą wielu z Was z pewnością również zna i ceni, bo ukazują się w niej książki sięgające głębiej, mające zawsze drugie dno, dotykające w mniej lub bardziej otwarty sposób spraw z dziedziny duchowości, tajemnic ludzkiej wiary i niewiary.

 Przyznam się od razu, że urzekła mnie już sama zapowiedź tej powieści obyczajowej, ponieważ anioły i tematyka anielska to coś wyjątkowo mi bliskiego od wielu, wielu lat. Poza tym, znając już pióro i możliwości Autorki miałam nadzieję, a może nawet pewność, że nie potraktuje tego pięknego tematu szablonowo. A o to nietrudno, zważywszy, że współczesna popkultura zaanektowała anioły na swoje potrzeby. Szkopuł w tym, że przy okazji chrześcijańską wiarę w potężne, dobre, opiekuńcze duchy zamieniła w słodką jak wata cukrowa papkę, w której aż roi się od słitaśnych, różowiutkich aniołków przypominających bardziej pogańskie amorki lub karykaturę istot, które zostały nam posłane po to, abyśmy „stopy nie urazili o kamień”. I od razu zaznaczam – nie czepiam się słodkich wizerunków aniołów czy prawa artystów do interpretowania ich wizerunków na własną modłę. A jednak serce mnie boli, gdy widzę jak często rozmywa się głęboki sens wiary w niewidzialną obecność aniołów, gdy ich piękno zostaje spłycone. Czy zatem Małgorzata Lis nie zawiodła moich, nie ukrywajmy, wysokich wymagań dotyczących tematyki anielskiej ;) ?

Już sam pomysł na fabułę jest bardzo urokliwy. Główna bohaterka, Angelika, młoda dziennikarka, zostaje wydelegowana przez swojego redaktora naczelnego na Podlasie, do pewnego tajemniczego malarza obrazów, których głównym motywem są …anioły. W samym ich malowaniu nie ma nic niezwykłego, to wdzięczny i popularny temat w sztuce. Ale nabywcy obrazów Serafina Kowalskiego, bo tak nazywa się tajemniczy malarz, twierdzą, że po tym jak je kupili, w ich życiu nastąpiły prawdziwe cuda. Bezpłodna dotąd para doczekała się potomka, niewidomy chłopczyk odzyskał wzrok. Szef Angeliki wyczuwa tutaj wielkie oszustwo i szarlatanerię, czyli temat na pasjonujący artykuł. Dziewczyna ma kupić jeden obraz, żeby sprawdzić osobiście jego cudowne działanie, a raczej …jego brak. Już sama podróż przyczynia się do wielu dziwnych zdarzeń wymagających interwencji …anielskich. Kim jednak jest tajemniczy anioł, nie zdradzę. Tak samo jak nie zdradzę Wam co stało się po tym, gdy Angelika kupiła i przywiozła do domu obraz, który wybrał dla niej artysta. Dodam tylko, że to pierwsze spotkanie przyczyni się do splątania wielu ścieżek, ale i do rozplątania innych. A w tle wszystkich wydarzeń słychać trzepot potężnych anielskich skrzydeł oraz widać uśmiech tajemniczej, niebieskookiej Maryi z obrazów Serafina… Czy Angelika, twardo stąpająca po ziemi i nie oczekująca niczego od Boga, będzie w stanie znaleźć w swoim życiu miejsce dla Jego anielskich wysłanników? I jak to jest z tymi cudami, są czy ich nie ma? A może opowieści nabywców obrazów Serafina to tylko efekt jakiejś zbiorowej histerii lub przejaw egzaltacji? I kim jest tajemniczy anioł, którego spotyka na Podlasiu Angelika? Jakie kryje tajemnice? A sam Serafin? To prawdziwy człowiek Boży czy hochsztapler żerujący na ludzkich tęsknotach i brakach?

 „Namaluj mi anioła” to nie jest tylko ciepła, kojąca, osłodzona anielskim wątkiem powieść obyczajowa. To namalowany piórem, pełen ukrytych detali, gry światła i cienia, symboli i nawiązań portret aniołów. Tych prawdziwych, niewidzialnych, a przecież potężnych istot danych nam do pomocy. Jak mówi w pewnym momencie Serafin: Świat duchowy istnieje i ludzie w niego wierzą, ale wolą wywoływać duchy, przebierać się za wampiry w Halloween i chodzić do wróżki, niż zwrócić się do aniołów, duchów pełnych mocy, ale też miłości i życzliwości do człowieka. Małgorzata Lis wykorzystuje historię Serafina, Angeliki, jej rodziny, cioci Doroty ( przepiękna postać ) oraz tajemniczego Gabriela do pokazania, że istnieje też niewidzialna, najczęściej niezrozumiała dla nas rzeczywistość, w której szczególne miejsce mają anioły, a wiele „przypadkowych” wydarzeń to nic innego jak ich cicha, subtelna interwencja. Jedni nazwą ją cudem, inni tylko przypadkiem, wszystko zależy od tego na ile otwarte będą nasze serca. Ale nie martwcie się, bo ta piękna powieść to nie jest nudny traktat o aniołach pisany pod wcześniej przyjętą tezę ( o ile w ogóle pisanie o aniołach mogłoby być nudne ;) )! To również wyciskająca łzy z oczu ( i to dosłownie ) opowieść o wielkiej miłości, ludzkich błędach, tęsknocie, o zdradzie i przebaczeniu. O tym, że nawet wtedy, gdy po ludzku patrząc, nasze życie wydaje się jednym wielkim nieporozumieniem i przegraną, znajdzie się w nim miejsce na cud, pod warunkiem, że my sami to miejsce zrobimy. A cuda bardzo często zaczynają się od pogodzenia z samym sobą i od przebaczenia. To również opowieść o różnych życiowych powołaniach i drodze do nich, o chorobie, cierpieniu, odchodzeniu. A w tle każdego z tych wątków przemykają dostojnie, ale z pełnym ciepła uśmiechem, potężne anioły i archanioły. Dla mnie dodatkową wisienką na torcie było wplecenie przez Autorkę w losy jej bohaterów biblijnej Księgi Tobiasza, która jest jedną z moich ulubionych :) .

 

Z całego serca polecam Wam „Namaluj mi anioła”, ta historia Was z pewnością wzruszy, poruszy, dotnie, a być może sprawi również, że i w swoim życiu dostrzeżecie nagle subtelny, znikający cień anielskich skrzydeł za Waszymi plecami ;) .




1 komentarz:

  1. I jak nie pokochać takiej książki? Nie da się. Kiedyś na pewno dotrę do tej cudnej nowości.

    OdpowiedzUsuń

„Herbaciane róże” - Wzruszająca opowieść o tym, że choć prawda wyzwala zrywając bez znieczulenia opatrunki pozorów i kłamstw to przecież nawet stare, jątrzące się latami, zaniedbane rany da się uleczyć balsamem przebaczenia i miłości.

  Miłość to nie jest przygoda. Ma smak całego człowieka. Ma jego ciężar gatunkowy. I ciężar całego losu. Nie może być chwilą. Wieczność czło...