piątek, 9 grudnia 2022

„Spadek nieboszczyka” Iwony Mejzy - poruszająca podróż w czasie na tropie zaginionej oświęcimskiej Brigitte Bardot…

 

Iwona Mejza, pisarka z Oświęcimia która ostatnio podbiła serca swoich czytelników serią o miasteczku Anielin, po dłuższej przerwie powróciła do gatunku, od którego zaczęła się jej kariera literacka, czyli do klasycznego kryminału. Mnie ten powrót bardzo ucieszył, bo jestem zagorzałą czytelniczką kryminałów, ale poziom okrucieństwa i epatowanie brutalnością we współczesnych powieściach tego gatunku sprawiają, że bardzo uważnie wybieram to, co czytam. A Iwona Mejza pisze świetne, klasyczne kryminały, w których najważniejsza jest, jak w najlepszej klasyce gatunku, choćby u nieśmiertelnej Agathy Christie, zagadka kryminalna i jej rozwikłanie, a nie mnożenie sposobów zadania śmierci ofierze w najbardziej wynaturzony sposób.


Akcja „Spadku nieboszczyka”, bo taki tytuł nosi najnowsza powieść Iwony Mejzy, toczy się na dwóch płaszczyznach: współcześnie oraz w Oświęcimiu początku lat sześćdziesiątych. Współcześnie znany już z „Wyszedł z domu i nie wrócił” nadkomisarz Sławomir Ożegalski, wskutek wypalenia zawodowego, decyduje się przejść na emeryturę i podjąć pracę w firmie Henk & Henk – usługi konserwatorskie, u swojego kolegi ze szkoły, Maurycego. Pod niewinną nazwą kryje się …sprzątanie mieszkań po zmarłych. W mniemaniu nadkomisarza dobra, nie wymagająca myślenia fucha dla kogoś komu, tak jak jemu, czkawką odbijało się już ciągłe zderzanie z mało skuteczną i nieprzewidywalną machiną sprawiedliwości. Co z tego, że on nabiegał się, natrudził, żeby ująć sprawcę, jeśli o jego faktycznym losie przesądzała potem decyzja sądu, spryt prawników, rozgrywki prokuratorów? Ale instynktu policyjnego nie da się tak łatwo wysłać na emeryturę…

 

Traf sprawia, że już w pierwszym mieszkaniu, które pomaga sprzątać, trafia wraz z Maurycym na zagadkę. Zmarła, Leokadia Królikowska - Wnuk, miała córkę, Jankę, która zaginęła bez śladu w sylwestra 1962 roku. Na trop tej historii najpierw wpada Maurycy, oczarowany znalezionym podczas porządków zdjęciem zjawiskowo pięknej dziewczyny.  Kiedy przy porządkowaniu papierów po zmarłej trafiają, razem z ciotką Maurycego, Kornelią, na zapiski zaginionej dziewczyny, sprawa staje się jeszcze bardziej zagadkowa i fascynująca. Co wydarzyło się w ostatni dzień grudnia 1962 roku? Jakim cudem Janka rozpłynęła się w powietrzu nie pozostawiając po sobie żadnych śladów? Czy to było morderstwo? A może tylko świetnie ukartowane zniknięcie, które miało pozwolić pięknej dziewczynie wyrwać się w tak zwany wielki świat? Jaki związek z jej zniknięciem mógł mieć fotograf Zenobiusz Żak i sesje, na które zapraszał dziewczynę do Atelier Miraż? Tym samym, odtwarzając losy Janki, Autorka przenosi nas w lata sześćdziesiąte dwudziestego wieku. Poznajemy kolejne elementy układanki razem ze współcześnie prowadzącymi śledztwo emerytowanym policjantem i jego kolegą. Każdy kolejny odsłonięty element sprawia, że atmosfera się zagęszcza i robi się niebezpiecznie. Czyżby, po tylu latach, ktoś jeszcze miał coś do ukrycia w związku z nierozwiązaną sprawą zaginięcia sprzed ponad pięćdziesięciu lat?

 

Po raz kolejny Iwona Mejza robi to, o czym wspominałam już choćby przy okazji recenzowania książki „Oświęcim Praga. Czas miłości i nadziei”. Przywraca tożsamość i historię miasta, które Druga Wojna Światowa wyjątkowo okaleczyła. Dla wielu pokoleń powojennych nazwa Oświęcim jednoznacznie kojarzyła się wyłącznie z nazistowskim obozem zagłady. Tymczasem Autorka w swojej najnowszej powieści, już po raz kolejny, niejako rekonstruuje żyjącą tkankę miasta. Oświęcim w „Spadku nieboszczyka” to miasto epoki głębokiego PRL-u, poszarzałej, pozbawionej kolorów, ze wszechobecną inwigilacją obywateli, z widmem patrzących każdemu na ręce milicjantów i ubeków. A przecież ludzkie pragnienia i marzenia są w każdej epoce i pod każdą szerokością geograficzną takie same, i jak pokazuje historia, nie zduszą ich nawet najsurowsze reżimy. Dlatego, mimo panującej wokół szarzyzny, ludzie tęsknią za kolorami, za pięknem, za elegancją, choćby w postaci nielegalnie sprzedawanych spod lady przez Leokadię zagranicznych ubrań. Iwona Mejza odmalowuje w swojej powieści ówcześnie panującą atmosferę strachu przed władzą, powszechnej nieufności, wszechmocy milicji i ubecji, które mogły jednym posunięciem zniszczyć życie szarego obywatela. I nie musiał wcale angażować się politycznie, wystarczyło, że miał smykałkę do prywatnego biznesu i marzyło mu się coś więcej niż przeciętna egzystencja.

 

Jednak najbardziej poruszającym wątkiem tej powieści, przynajmniej dla mnie, jest walka o wyrwanie się z tej wszechobecnej szarzyzny, którą reprezentuje właśnie postać Janki. Dziewczyny, która swoją zjawiskową urodą, delikatnością, aspiracjami odstaje od burego, stłamszonego otoczenia jak odstawałby egzotyczny kwiat pośrodku pola uschniętych, przekwitłych badyli. Janka jest świeża, młoda, naiwna, pełna wiary w przyszłość. Dzisiaj świat stałby przed nią otworem. Ale w tamtych czasach jej naiwne marzenia i pragnienia narażały ją na mnóstwo niebezpieczeństw. Nie wiem czy był to zamierzony zamysł Autorki czy efekt osiągnięty intuicyjnie, ale nie zmienia to faktu, że historia Janki, choć ściśle wpleciona w fabułę kryminalną powieści, to również historia wybijającej się jednostki przetrąconej przez ponury, nieprzyjazny system. I jest to obraz tym bardziej rozdzierający, że pokazuje, że nie trzeba było mieć poglądów czy aspiracji politycznych, można było być szaraczkiem, a system i tak niszczył każdego, kto w jakikolwiek sposób się wychylił.

 

Jest jeszcze inna strona tej opowieści – historia pięknej, ale naiwnej kobiety w brutalnym świecie mężczyzn. Janka fascynuje każdego swoją niezwykłą urodą, ale jej wielbiciele są jak stado wilków tylko czyhających na to, żeby udało się oddzielić bezbronną ofiarę od stada. „Spadek nieboszczyka” to powieść wielowarstwowa i zapewniająca całą gamę wrażeń, To także naprawdę poruszającą podróż do słusznie minionej epoki i jej realiów. Przeplatanie tych dwóch płaszczyzn czasowych pomaga Autorce jeszcze bardziej zagęścić intrygę kryminalną prowadząc ją do, zapewniam, bardzo zaskakującego zakończenia. Wielokrotnie gmatwane tropy sprawiają, że czytelnik to przybliża się, to oddala od prawdy, ale z pewnością z każdą stroną coraz bardziej pragnie poznać rozwiązanie zagadki sprzed lat. Czy bohaterom uda się odtworzyć ten ostatni dzień stycznia 1962 roku? Czy rozwiążą tajemnicę zniknięcia oświęcimskiej Brigitte Bardot? Tego Wam nie zdradzę, ale z całego serca zachęcam do lektury tego niezwykle klimatycznego kryminału. I zapewniam, i Wam stanie przed oczami uśmiechnięta twarz młodziutkiej Janki…




 

1 komentarz:

  1. Bardzo dziękuję za tak wnikliwą recenzję. Kłaniam się pięknie <3

    OdpowiedzUsuń

„How do you trup?”, czyli smakowita komedia kryminalna z drugim dnem! RECENZJA PATRONACKA!

Komedie kryminalne Iwony Banach niezmiennie mnie bawią i poprawiają mi humor, dlatego z przyjemnością przyjęłam propozycję patronowania najn...